Ogólnopolskie centrale postulują znaczne zwiększenie minimalnej pensji – od 178 do 283 zł. Trudno liczyć w tej sprawie na porozumienie z rządem i pracodawcami.
Wzrost przyszłorocznej płacy minimalnej powinien być wyższy od kwoty gwarantowanej ustawą (117 zł). Tak uważają wszystkie związki reprezentowane w Radzie Dialogu Społecznego. Każdy z nich przedstawił jednak własną propozycję podwyżki. Najwyższą – o 283 zł (13,5 proc.) – zaproponowało Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych. Zdaniem NSZZ „Solidarność” wystarczająca byłaby kwota co najmniej 178 zł. Związki podzieliły się też w sprawie proponowanego wzrostu płac w państwowej sferze budżetowej. Tak duże różnice zdań nie ułatwią corocznych negocjacji z organizacjami pracodawców i rządem. Ci pierwsi chcą, aby minimalna płaca wzrosła jedynie o ustawowe minimum, czyli wspomniane 117 zł. Rząd przedstawi swoją propozycję podwyżki do 15 czerwca.
Różne kwoty
W tym tygodniu związki musiały przedstawić własne propozycje wzrostu płac, bo – w przeciwieństwie do pracodawców – nie uzgodniły wcześniej wspólnego stanowiska. OPZZ, które proponuje najwyższą podwyżkę minimalnej pensji, uzasadnia ją m.in. sytuacją ekonomiczną.
– Na rynku brakuje rąk do pracy. Część osób wybiera zatrudnienie za granicą, ale niektórzy po prostu nie chcą podejmować nisko wynagradzanych etatów – tłumaczy Norbert Kusiak, dyrektor wydziału polityki gospodarczej i funduszy strukturalnych OPZZ.
Podkreśla, że dzięki zaproponowanej podwyżce minimalna płaca osiągnęłaby wreszcie poziom połowy przeciętnego wynagrodzenia (rząd zobowiązał się do tego w 2009 r., zawierając z partnerami społecznymi porozumienie dotyczące pakietu działań antykryzysowych).
– Przyjęcie podwyżki jedynie na poziomie ustawowego minimum oznaczałoby, że najniższa płaca netto wzrosłaby jedynie o 80 zł i wyniosłaby w 2019 r. 1727 zł. W dodatku dynamika wzrostu płacy przeciętnej byłaby wyższa, więc relacja najniższej płacy do tej średniej nie poprawiłaby się – dodaje ekspert OPZZ.
Pozostałe centrale przedstawiają podobne argumenty. Forum Związków Zawodowych proponuje zmianę zasad ustalania najniższej pensji. Co do zasady, powinna ona stanowić połowę przeciętnego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw za ostatni kwartał poprzedniego roku. Z kolei zdaniem Solidarności wzrost minimalnej pensji o 178 zł (8,5 proc.) wydaje się kompromisowym rozwiązaniem, bo najniższa płaca po takiej podwyżce będzie stanowić ok. 47,8 proc. tej przeciętnej (a więc zbliży się do poziomu 50 proc.). Jednocześnie – zdaniem związku – taki wzrost nie wpłynie negatywnie na rynek pracy i ożywi konsumpcję.
Różne priorytety
Związkowcy są też podzieleni w sprawie podwyżek wynagrodzeń w państwowej sferze budżetowej. Solidarność i OPZZ zaproponowały zbliżony wzrost płac (odpowiednio o 12 proc. i 12,1 proc.). Wyższe podwyżki (o 15 proc.) postuluje FZZ.
Wzrost płacy minimalnej / Dziennik Gazeta Prawna
– Zwracamy na to szczególną uwagę. Rząd dokonał w ostatnich latach kilku zmian, które pozytywnie wpłynęły na rynek pracy. Trzeba jednak dodać, że przeprowadzane reformy adresowane były głównie do pracowników sektora prywatnego. A państwo także jest pracodawcą – w stosunku do przedstawicieli służb publicznych. Zarówno pielęgniarki, lekarze, nauczyciele, pracownicy socjalni, jak i służby mundurowe przez ostatnie dwa lata wielokrotnie sygnalizowały problemy na tle płacowym – tłumaczy Dorota Gardias, przewodnicząca FZZ.
Istotne różnice co do proponowanych wysokości podwyżek pozwalają sądzić, że o porozumienie wszystkich stron w tej sprawie nie będzie łatwo. To z kolei oznacza, że o wzroście płac – podobnie jak w poprzednich latach – najprawdopodobniej zdecyduje samodzielnie rząd, który w razie braku zgody z partnerami społecznymi do 15 września wyda rozporządzenie, ustalając wysokość przyszłorocznej najniższej pensji.
– Negocjacje na pewno nie będą łatwe, ale i okoliczności, w jakich podejmowana jest decyzja o podwyżce, są bardzo zróżnicowane – tłumaczy Norbert Kusiak.
Jego zdaniem pracodawcy i rząd muszą brać pod uwagę m.in. to, że w okresie transformacji gospodarczej pensje rosły wolniej niż wydajność pracy i zyski przedsiębiorstw.
– Jeżeli polska gospodarka ma być konkurencyjna, to musi opierać się na wykwalifikowanych i lepiej opłacanych pracownikach. W dobie przemysłu 4.0 nie ma innej drogi. Nie wystarczy już oferowanie tanich usług i prostej produkcji – podsumowuje ekspert OPZZ.