Od przyszłego roku najniższe wynagrodzenie będzie musiało wzrosnąć co najmniej o 117 zł. Kwota ta nie satysfakcjonuje ani pracodawców, ani związków zawodowych.
Przyszłoroczna minimalna miesięczna pensja wyniesie co najmniej 2217 zł dla pracowników oraz 14,50 zł za godzinę dla zleceniobiorców i samozatrudnionych - wynika z wyliczeń Pracodawców RP na podstawie prognoz makroekonomicznych służących do opracowania projektu przyszłorocznego budżetu. Do 10 maja rząd przedstawia je partnerom społecznym. Tak znaczącą podwyżkę gwarantuje mechanizm przewidziany w ustawie z 10 października 2002 r. o minimalnym wynagrodzeniu za pracę (t.j. Dz.U. z 2017 r. poz. 847 ze zm.).
– Tak duży gwarantowany wzrost to skutek niedoszacowania inflacji w zeszłym roku – tłumaczy Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Pracodawców RP.
W ubiegłym roku przewidziana przepisami podwyżka musiała wynieść co najmniej 50 zł. Niewysoka kwota wynikała z tego, że w poprzednich latach przeszacowywano inflację. Ostatecznie rząd wprowadził dwukrotnie wyższą podwyżkę, niż wymagała ustawa (z 2 tys. zł do 2,1 tys. zł od 1 stycznia 2018 r.). W tym roku także może przewidzieć wyższą kwotę od tej gwarantowanej przepisami. Ale to oznaczałoby już bardzo duży wzrost minimalnej płacy – powyżej 117 zł. Tak wysoka kwota do tej pory wprowadzana była tylko trzykrotnie – od 2008 r. (podwyżka o rekordowe 190 zł) oraz od 2009 r. i 2017 r. (o 150 zł). Pracodawcy już podkreślają, że gwarantowana przepisami kwota jest wystarczająca. Inaczej uważają związki zawodowe. – Ważne nie są liczby bezwzględne, ale relacja najniższej pensji do tej przeciętnej. Ta druga szybko rośnie i może się okazać, że dystans między nimi powiększa się, a nie zmniejsza. Pomimo wysokiej
podwyżki minimalnego wynagrodzenia – podkreśla Norbert Kusiak z OPZZ.
Pracodawcy wstępnie zapowiadają, że będą postulować wzrost najniższej pensji jedynie o ustawowe minimum, czyli 117 zł. Tradycyjnie przypominają, że wyraźne podwyżki najniższej pensji mogą ograniczać przyjmowanie do pracy osób z niższymi kwalifikacjami (w tym młodych), a więc utrudniać też aktywizację zawodową. A wysoki wskaźnik bierności zawodowej, w szczególności kobiet, to jedna z bolączek obecnego rynku pracy. Problemy z zatrudnieniem mogą też mieć mikrofirmy, bo oferują niższe
wynagrodzenia, oraz lokalne rynki pracy z utrzymującym się wciąż wyższym poziomem bezrobocia i słabiej wynagradzane branże, np. hotelarstwo i turystyka.
Zdaniem zatrudniających konieczne jest też dokonanie przeglądu obecnych zasad ustalania gwarantowanej
podwyżki minimalnej pensji. Trudno bowiem wyjaśnić dlaczego w jednym roku (2017 r.) gwarantowana podwyżka przyszłorocznej płacy wynosi 50 zł, a w kolejnym (2018 r.) aż 117 zł, choć sytuacja gospodarcza w tym czasie nie zmieniła się w znaczący sposób. Tak duża różnica wynika – zdaniem przedstawicieli firm – z niedoszacowania inflacji w ubiegłym roku.
– Mechanizm ustalania wzrostu minimalnej pensji powinien uwzględniać to, że w praktyce rząd ostatecznie ustala jej wysokość na poziomie wyższym od tego gwarantowanego przepisami. Tak było również w zeszłym roku – tłumaczy Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Pracodawców RP. – Dlatego nie jest potrzebne dodatkowe rekompensowanie tego niedoszacowania w tym roku – dodaje.
Związki zawodowe inaczej oceniają potrzeby dotyczące wzrostu płac. Zwracają uwagę przede wszystkim na relację minimalnej pensji do przeciętnej.
– Podstawowym celem jest to, aby
płaca minimalna osiągnęła poziom 50 proc. średniego wynagrodzenia. Możemy rozmawiać o sposobach jego osiągnięcia, jesteśmy otwarci na dyskusję w tej sprawie – tłumaczy Katarzyna Zimmer-Drabczyk, kierownik biura eksperckiego, dialogu i polityki społecznej NSZZ „Solidarność”.
Teoretycznie wysoka podwyżka najniższej
płacy gwarantowana przepisami sprzyja realizacji takiego założenia. Ale związkowcy mają wątpliwości ze względu na szybki wzrost przeciętnej płacy w ostatnim czasie.
– W ubiegłym roku rząd zapowiadał, że w 2018 r. najniższe wynagrodzenie będzie stanowić 47,2 proc. przeciętnej płacy. Ale okazuje się, że prognoza średniej pensji była niedoszacowana i zgodnie ze zaktualizowaną wersją najniższe wynagrodzenie będzie stanowić 46,5 proc. przeciętnej płacy – tłumaczy Norbert Kusiak, dyrektor wydziału polityki gospodarczej i funduszy strukturalnych OPZZ.
Wskazuje, że taki poziom byłby niższy od tego osiągniętego w 2017 r. Wówczas minimalna płaca stanowiła 46,8 proc. przeciętnej.
– Może się więc okazać, że nie tylko nie zbliżymy się do osiągnięcia poziomu 50 proc. średniego wynagrodzenia, ale wręcz oddalimy się od niego. A tego jako przedstawiciele pracowników nie zaakceptujemy – dodaje.
W negocjacjach z rządem także związkowcy będą przedstawiać tradycyjne argumenty za wyraźną podwyżką najniższej pensji. Jednego z najważniejszych dostarcza im Strategia na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju przygotowana przez obecnego premiera Mateusza Morawieckiego.
– Bez wzrostu płac i zwiększenia innowacyjności firm pozostaniemy w pułapce średniego rozwoju – wskazuje Norbert Kusiak.
Co istotne, wyraźny wzrost płacy minimalnej będzie miał znaczenie nie tylko dla osób zarabiających ustawowe minimum (ich pensje trzeba będzie podwyższyć). Wzrosną też świadczenia i zobowiązania powiązane z wysokością minimalnego wynagrodzenia. Na przykład maksymalna wartość odprawy z tytułu zwolnień grupowych nie może przekraczać 15-krotności najniższego wynagrodzenia, czyli kwoty 33 255 zł, gdyby najniższa płaca wyniosła 2217 zł. Wyższe byłyby też np. odszkodowania z tytułu mobbingu lub dyskryminacji oraz dodatek za pracę w nocy.
Część zatrudnionych musi jednak liczyć się również z wyższymi wydatkami, np. osoby z firmą korzystające z możliwości opłacania preferencyjnych składek na ZUS. Liczne powiązania wartości świadczeń z płacą minimalną co roku prowokują pytanie o zasadność stosowania takiej współzależności. Zdaniem niektórych związków zawodowych utrudnia ona szybszy wzrost najniższego wynagrodzenia (z obawy rządu o zbyt duże koszty).
– W ramach przeglądu przepisów określających mechanizm wzrostu płacy minimalnej można też przeanalizować zasadność jej powiązań z innymi świadczeniami – podsumowuje Łukasz Kozłowski.
Swoją propozycję wysokości przyszłorocznej płacy minimalnej rząd musi przedstawić do 15 czerwca. Nie będzie mogła być niższa od gwarantowanej przepisami. Niewykluczone, że wcześniej w sprawie podwyżki dojdą do porozumienia centrale związkowe oraz organizacje pracodawców. Do poniedziałku obie strony być może przyjmą swoje stanowiska dotyczące wzrostu najniższej pensji. Jeśli nie ustalą ich wspólnie, każda organizacja przekaże własną propozycję. W razie braku porozumienia z rządem ten drugi ustala ostatecznie wysokość minimalnej płacy w rozporządzeniu, które musi wydać do 15 września.