Ruch Śląsk nie fedruje od grudnia. Oficjalnie zamknięty zostaje dziś, po 50 latach istnienia. Załoga nie wiedziała, gdzie ma stawić się do pracy.
Przy okazji zamykania kopalń górnicy, którym zostało do emerytury 4 lata lub mniej, a zdecydują się odejść z branży, mogą liczyć na tzw. urlop górniczy. Przynajmniej teoretycznie, bo z danych przesłanych nam przez Polską Grupę Górniczą, do której do wczoraj należał Ruch Śląsk, wynika, że z urlopów górniczych przy okazji zamknięcia tej kopalni nie skorzysta nikt. Z ponad 1000-osobowej załogi 394 pracowników przejdzie do Spółki Restrukturyzacji Kopalń. Z czego 254 osoby mają skorzystać z jednorazowych odpraw pieniężnych, a 24 z urlopów dla pracowników przeróbki węgla (zakładów znajdujących się na powierzchni, świadczenie podobne do urlopu górniczego). – Do innych kopalń PGG przejdą 503 osoby – mówi Tomasz Głogowski, rzecznik PGG. Najwięcej, bo 371 osób, trafi do kopalni Ruda.
Pracownicy Ruchu Śląsk (rudzka część kopalni Wujek) skarżyli się, o czym niedawno pisaliśmy, że do ich zakładu są przenoszeni ludzie z innych kopalń, żeby mogli skorzystać z urlopów górniczych. – A nam proponuje się przejście gdzie indziej, choć mamy prawo do tych świadczeń – mówili nam niedawno górnicy ze Śląska. Bohaterowie naszej publikacji w sprawie urlopów górniczych mają problemy. Ale o swoich kłopotach opowiadają kolejni górnicy PGG.
– Od wielu lat jestem gónikiem kopalni Wujek i pracuję na Ruchu Wujek. W grudniu 2017 r., po podaniu do wiadomości, że Ruch Śląsk zostanie przekazany do SRK, zostałem przeniesiony do tej kopalni – opowiada jeden z nich.
Nasz rozmówca został przeniesiony z czynnej kopalni do likwidowanej. Myślał, że będzie mógł skorzystać z urlopu górniczego. Mieszka w Katowicach, niedaleko Wujka, a Ruch Śląsk znajduje się dalej, w Rudzie Śląskiej. – Zostałem jednak poinformowany, że muszę sobie szukać zatrudnienia w innej kopalni lub zostanę zwolniony. Na moją uwagę, że wszyscy pracownicy mają zapewnioną pracę w innych kopalniach PGG, osoba, która zajmuje się alokacją, stwierdziła, że mogę dostać robotę jako zwykły pracownik fizyczny. Ponieważ nie mam uprawnień do obsługi żadnych maszyn i urządzeń na dole kopalni, musiałbym wykonywać najprostsze prace – opowiada. A to oznacza mniejsze pieniądze. – Sposób zarządzania i decyzje kierownictwa kopalni przypominają sytuację opisaną w książce Orwella „Folwark zwierzęcy”. Nie szanuje się pracowników, nie ma długofalowej polityki kadrowej, panuje zła atmosfera – wylicza nasz rozmówca.
W listopadzie 2016 r. UE dała nam zielone światło na finansowanie zamykania nierentownych kopalń węgla kamiennego z budżetu państwa – prawie 8 mld zł. Jednak taką możliwość mamy tylko do końca 2018 r. Jeśli nie uda się wydłużyć terminu, o co zabiega rząd, koszty likwidacji będą musiały ponosić same spółki węglowe.
W gliwickiej kopalni Sośnica, która jest planowana do likwidacji, nie było żadnych list osób, które zainteresowane są korzystaniem z urlopów górniczych. – W połowie 2016 r. zbierano oświadczenia od pracowników zainteresowanych skorzystaniem z jednorazowej odprawy lub urlopu górniczego. Po informacji o likwidacji Ruchu Śląsk zwróciłem się do SRK z zapytaniem o możliwość przejścia do zamykanej kopalni i wyraziłem chęć skorzystania z urlopu górniczego. Otrzymałem informację, że PGG nie zezwala na przejście na urlop górniczy, tylko bardzo mała liczba pracowników może skorzystać z jednorazowej odprawy. Oczywiście wszystko w tajemnicy, bez informowania załogi o takiej możliwości – mówi nam górnik z Sośnicy.