Technologia ubieralna (ang. wearables), to jeden z najgorętszych rynkowych trendów ostatnich miesięcy. Czy smart gadżety to technologiczne objawienie na miarę tabletów i smartfonów?

Pierwsze koty za płoty

Credit Suisse szacuje, że w ciągu najbliższych trzech do pięciu lat globalny rynek wearables osiągnie wartość 50 mld dolarów. Na największy kawałek tego finansowego tortu chrapkę mają nie tylko rynkowi giganci, jak choćby Google, Apple, Microsoft czy Sony, ale i mniejsi rynkowi gracze oraz firmy, które z technologiami mobilnymi wcześniej nie miały nic wspólnego (np. Razer, który dotychczas zasłynął jako producent sprzętu dla graczy). Według prognoz firmy analitycznej Canalys, tylko w tym roku producenci wprowadzą na rynek ponad 17 mln egzemplarzy wearables.

„Nowoczesna technologia na stałe zadomowiła się już w naszym życiu. Urządzenia multimedialne nie tylko zrewolucjonizowały sposób myślenia współczesnego człowieka, ale stały się również sposobem jego życia. Dlatego w mojej opinii, technologia ubieralna jest kolejnym, naturalnym kierunkiem rozwoju, w stronę którego będzie zmierzał współczesny świat” – podkreśla Krzysztof Wójciak, dyrektor zarządzający MODECOM, czołowego polskiego producenta komponentów oraz akcesoriów komputerowych.

„Ubieralny” wyścig zbrojeń już się rozpoczął, choć póki co trudno mówić o spektakularnych rynkowych sukcesach. Zdecydowanie łatwiej wymienić porażki. Tu na pierwszy plan wysuwa się choćby stworzony przez Samsunga smartwatch Galaxy Gear – produkt niedopracowany, mało funkcjonalny, a do tego niezbyt estetyczny. O słabości Galaxy Gear może świadczyć fakt, że zaledwie kilka miesięcy po jego premierze, na rynku pojawiła się kolejna wersja urządzenia Gear 2 - nieco ładniejsza i wyposażona w bardziej przyjazny OS. Również japońskie Sony nie może zaliczyć swoich początków związanych z technologią ubieralną do udanych. Zarówno zegarek Sony SmartWatch, jak i jego następca rynkowej furory nie zrobiły.

Swoistym fenomenem na rynku technologii ubieralnej jest natomiast firma Pebble, która fundusze na stworzenie zegarka Pebble Watch zebrała za pośrednictwem platformy crowdfundingowej KickStarter. Najnowsze „dziecko” amerykańskiego producenta Pebble Steel to obecnie najciekawszy smart zegarek na rynku. Wyróżnia się ciekawym designem oraz tym, że – w przeciwieństwie do wielu rynkowych rywali – nie udaje urządzenia, którym nie jest. Jedna jaskółka wiosny jednak nie czyni. Branża inteligentnych zegarków trwa obecnie w marazmie, który odmienić może chyba jedynie premiera długo wyczekiwanego zegarka od Apple.

Troszkę lepiej radzi sobie rynek inteligentnych opasek. Tu na pierwszy plan wysuwają się takie urządzenia, jak Fitbit, Jawbone czy Nike Fuel Band. Trudno jednak jednoznacznie przyporządkować te urządzenia do kategorii „smart”. Są to raczej akcesoria dla amatorów sportu, wyposażone w czujniki, rejestrujące statystyki dotyczące naszej aktywności fizycznej, które następnie przesyłają je na ekran naszego smartfona. Ostatnio rynkiem smartbandów zainteresował się wspomniany Samsung. Wraz z zegarkiem Gear 2 na rynku pojawiła się opaska Gear Fitness. Trzeba przyznać, że – jak dotychczas – to najbardziej udany pomysł Koreańczyków na urządzenie z kategorii wearables. Opaska wyróżnia się ciekawym designem i dobrze współpracuje ze smartfonami koreańskiego producenta.
Jedną z przyczyn porażki takich produktów, jak Samsung Galaxy Gear czy Sony SmartWatch, był niedopracowany i niezoptymalizowany system operacyjny. Pierwsze z urządzeń działało na okrojonej wersji Androida (Samsung szybko wycofał się z tego pomysłu - w drugiej generacji Androida zastąpił Tizen). Drugi z zegarków napędzany był natomiast przez system Micrium. Żaden z OS-ów nie przeszedł próby funkcjonalności, a w przypadku urządzenia Sony dodatkowym problemem było częste wieszanie się systemu.
Lukę na rynku OS-ów dedykowanych dla wearables bardzo szybko zauważyło Google. Kilka lat temu gigant z Mountain View wraz ze swoim Androidem podbił branżę smartfonów (według najnowszych danych mobilny system Google’a posiada już 79 proc. udziału w światowym rynku smartfonów). Dziś chce powtórzyć tę samą sztukę w przypadku wearables. I ma na to sposób.

Google atakuje, Apple czeka

Kilkanaście dni temu amerykański gigant zaprezentował światu Android Wear. Tym razem Google nie poszło jednak na skróty (tak, jak zrobił to Samsung we wspomnianym Galaxy Gear). Android Wear to kompletnie nowy system operacyjny przygotowany specjalnie z myślą o inteligentnych gadżetach. W dużej mierze opiera się on na coraz popularniejszej usłudze inteligentnych powiadomień - Google Now, którą znamy choćby ze smartfonów i tabletów z Androidem. Swój prawdziwy potencjał Google Now pokazuje jednak dopiero w przypadku takich urządzeń, jak zegarki.

Android Wear umożliwi nam m.in. wyszukiwanie głosowe, obsługę powiadomień i multimediów. System wyświetli na ekranie zegarka najważniejsze informacje o pogodzie czy wynikach ulubionej drużyny. Gigant z Mountain View stworzył swój nowy system nie tylko z myślą o zegarkach, ale i o sportowych opaskach, które zdobywają coraz większą popularność na rynku. Bez problemu będą więc one współpracować ze smartfonami z Androidem.

Co więcej, gigant z Mountain View pokazał również, że nie rzuca słów na wiatr i wraz z Motorolą zaprezentował również prototyp pierwszego zegarka wyposażonego w Android Wear. Co ciekawe, w przeciwieństwie do dotychczasowych smart zegarków, Moto 360 posiada okrągły cyferblat. Trzeba przyznać, że w połączeniu z minimalistycznym OS-em urządzenie to prezentuje się naprawdę znakomicie.

O ewentualnym sukcesie lub porażce Android Wear nie zadecyduje jednak jeden, a nawet kilka zegarków, ale przede wszystkim zainteresowanie ze strony innych producentów. Podczas, gdy koreańskie LG zadeklarowało swoje wsparcie dla systemu (zegarek G Watch), inny gigant – Sony poinformowało, że jego smart zegarki nie będą korzystać z Android Wear. Z pewnością Google czeka teraz na decyzję Samsunga. Koreańczycy eksperymentowali ostatnio z systemem Tizen, ale nie wykluczone, że koniec końców zwrócą się w kierunku Androida, który napędza przecież ich topowe smartfony oraz tablety.

Apple, która zawsze ma swój sposób na wszystko, trzyma się na razie na uboczu „ubieralnego” zamieszania. Od plotek na temat smart zegarka z Cupertino media huczą już od ponad roku. Ponoć nad urządzeniem, które doczekało się już nazwy iWatch, intensywnie pracuje 100-osobowy zespół specjalistów Apple’a. Tim Cook i spółka nie zdradzili jednak jeszcze żadnych szczegółów dotyczących tego tajemniczego projektu.

Nie zmieni to faktu, że świat nowych technologii wyczekuje na jakikolwiek ruch ze strony Apple’a. Firma ta wielokrotnie pokazywała, że – jak mało kto – potrafi trafić w gusta konsumentów. Problem w tym, że w przypadku takich rynkowych sukcesów jak iPoda, iPhone’a czy iPada, miała za sterami genialnego Steve’a Jobsa. Czy technokrata Tim Cook jest w stanie zaprezentować światu urządzenie godne swoich wielkich poprzedników? Wątpliwe.

Pisząc o wearables, nie można również zapominać o projekcie Google Glass, choć należy pamiętać, że inteligentne okulary stworzone przez giganta z Mountain View to – póki co - produkt skierowany raczej do dość wąskiej grupy odbiorców. Według Richarda Blissa z Forbesa przyszłość technologii ubieralnej nie należy wcale do takich urządzeń, jak Google Glass, a do gadżetów, które będą stanowić bardziej naturalny element naszej garderoby. Trudno się z tą opinią nie zgodzić.

Polacy nie gęsi

Boom na technologię ubieralną każe zapytać o to, czy polskie firmy również są gotowe na to, aby skraść choć kawałek z wielkiego rynkowego tortu. Ta sztuka powiodła się w przypadku tabletów. Według danych GfK Polonia, w 2013 roku rodzimi producenci posiadali już 30 proc. udziałów w polskim rynku tych urządzeń.

Okazuje się, że w przypadku wearables nasze firmy nie tylko snują plany, ale niekiedy wychodzą nawet przed szereg. Tak jest w przypadku firmy MODECOM, która uczyniła już pierwsze przymiarki do rozszerzenia swojej oferty rynkowej o produkty z tej kategorii.

„Z pierwszymi rezultatami naszych prac związanych z rozwojem tego segmentu produktów, klienci mieli okazje zapoznać się podczas tegorocznych targów CeBIT 2014, odbywających się w Hanowerze. Tam, na naszym stoisku, zaprezentowaliśmy trzy modele smart zegarków, które cieszyły się dużym zainteresowaniem” – podkreśla Krzysztof Wójciak z MODECOM. „Oficjalną premierę rynkową tych urządzeń przewidujemy na koniec II kwartału” – dodaje.

Również Colorovo nie wyklucza wejścia w ten segment rynku, choć firma podkreśla, że póki co, z takimi działaniami nie można się spieszyć.

„Nie ma jeszcze oficjalnych danych, które pozwoliłyby stwierdzić, czy polski rynek jest gotowy na podobne urządzenia. Cały czas ubieralna technologia jest jeszcze niezbadaną niszą. Wprowadzane produkty są traktowane bardziej jako ciekawostki technologiczne. Czeka je jeszcze długa droga zanim konsumenci zdecydują o tym, które z nich są naprawdę przydatne” – podkreśla Piotr Blachowski z Colorovo.

Czy wearables to przyszłość rynku nowych technologii? A może sezonowy trend, o którym szybko zapomnimy? „Wszystko zależy od potrzeb konsumentów, zarówno tych jeszcze niezaspokojonych, jak i tych nieuświadomionych. Dokładnie jak w przypadku tabletów może się okazać, że niektóre gadżety zamienią się w urządzenia niezbędne w codziennym życiu” – podsumowuje Piotr Blachowski.

Nie oszukujmy się – rynek wearables potrzebuje dziś swojego iPoda. Lub swojego Steve’a Jobsa. A najlepiej obydwu.