Na początku stycznia można było sądzić, że doniesienia związane z Rodziną na Swoim (RnS) coraz rzadziej będą pojawiać się w mediach. Chyba nikt nie przypuszczał, że zakończony program preferencyjnych kredytów mieszkaniowych znów znajdzie się w centrum zainteresowania – pisze Andrzej Prajsnar z portalu RynekPierwotny.com.

Kontrowersje związane z RnS sprawiły, że kwestia kolejnego programu mieszkaniowego (Mieszkanie dla Młodych) tymczasowo zeszła na dalszy plan. Lawina pytań i spekulacji została wywołana przez Ministerstwo Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej.

Przedstawiciele wspomnianego resortu w połowie stycznia oznajmili, że umowy rezerwacyjne nie uprawniają do uczestnictwa w programie RnS. Oznacza to poważne kłopoty dla wielu nabywców mieszkań. Według Banku Gospodarstwa Krajowego na rozpatrzenie czeka jeszcze 20 000 wniosków o preferencyjny kredyt. Niestety jedna czwarta z nich została złożona w oparciu o umowę rezerwacyjną…

Prowizoryczna umowa nie zagwarantuje dopłat

W przypadku krajowego rynku nieruchomości umowy rezerwacyjne nie są niczym nowym. Wielu kredytobiorców traktuje je jako rozwiązanie poprzedzające umowę deweloperską. Umowy rezerwacyjne są sporządzane w zwykłej formie pisemnej, co eliminuje koszty związane z wynagrodzeniem notariusza (taksa notarialna). Brak zadatku dla dewelopera to kolejny atut. Eksperci firmy Conse Doradcy Finanowi zwracają uwagę, że omawiana forma umowy prócz zalet posiada też jedną istotną wadę. – Klienci, którzy podpisują umowy rezerwacyjne nie ponoszą żadnych kosztów. Jest to korzystne rozwiązanie w przypadku, gdy istnieje spore prawdopodobieństwo negatywnej decyzji kredytowej. W takiej sytuacji osoba, która zawarła umowę deweloperską przed uzyskaniem decyzji banku musiałaby się pogodzić z utratą zadatku i kosztem niepotrzebnej taksy notarialnej. Podpisanie umowy rezerwacyjnej dla celów procedury kredytowej zabezpiecza przed takim ryzykiem. Trzeba jednak pamiętać, że umowna rezerwacja mieszkania jest praktycznie bezużyteczna w obliczu ewentualnego sporu z deweloperem – wyjaśnia Marta Pawlikowska z Conse Doradcy Finansowi.

Z tanich i prowizorycznych umów rezerwacyjnych skorzystało wielu uczestników programu RnS. Sprzyjała temu polityka kilku banków, które akceptowały wnioskodawców nieposiadających umów deweloperskich. Liczba wniosków z umową rezerwacyjną znacząco wzrosła w trakcie ostatnich tygodni ubiegłego roku. Na tę sytuację zareagowało Ministerstwo Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej. W połowie stycznia ministerialni prawnicy poinformowali banki, że umowa rezerwacyjna nie posiada charakteru zobowiązującego. Dlatego nie może ona służyć jako podstawa do przyznania dopłat.

Taka interpretacja opiera się na artykule 5 ustęp 3 ustawy o finansowym wsparciu rodzin w nabywaniu własnego mieszkania (Dz.U. 2006 nr 183 poz. 1354). Resort budownictwa powtórzył swoje stanowisko w komunikacie, który został opublikowany 24 stycznia. - Działania Ministerstwa Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej są mocno spóźnione, ponieważ nabór wniosków do programu RnS zakończył się wraz z dniem 31 grudnia 2012 roku. Wspomnianą interpretację można było wydać znacznie wcześniej. Wtedy kredytobiorcy przed końcem ubiegłego roku na pewno dostarczyliby wymagane umowy deweloperskie – mówi Andrzej Brudzyński z Conse Doradcy Finansowi.

Banki (na razie) nie reagują oficjalnie…

Spóźniona interpretacja prawna, którą wydało Ministerstwo Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej wzbudziła spore zamieszanie w sektorze bankowym. Andrzej Brudzyński z Conse Doradcy Finansowi uważa, że konsternacja bankowców jest zupełnie zrozumiała. Trzeba bowiem pamiętać, że umowy rezerwacyjne jako podstawa do udzielania preferencyjnego kredytu były akceptowane w latach 2007 - 2012.

Kredytodawcy, którzy brali udział w programie RnS na razie nie opublikowali oficjalnych stanowisk w sprawie umów rezerwacyjnych. Można przypuszczać, że ich dalsze posunięcia będą zależały od wyniku interwencji, którą zamierza podjąć Związek Banków Polskich. Warto wiedzieć, że kredytodawcy w omawianej sprawie nie są związani żadnym przymusem prawnym. Interpretacja resortu budownictwa nie obliguje ich do odrzucania wniosków opierających się na umowach rezerwacyjnych. Banki uczestniczące w programie RnS są jednak objęte rygorem właściwego wykorzystania środków publicznych. – Prawna odpowiedzialność banków wobec Skarbu Państwa została zaakcentowana w czwartkowym komunikacie resortu budownictwa. Perspektywa ewentualnych sankcji to najważniejszy argument, który może skłonić kredytodawców do zaakceptowania urzędowej interpretacji w sprawie umów rezerwacyjnych – zaznacza Andrzej Brudzyński z Conse Doradcy Finansowi.

Co powinien zrobić pechowy klient?

Trudno ukryć, że patowa sytuacja w kwestii umów rezerwacyjnych najbardziej dotyka niedoszłych uczestników programu RnS. Żaden z nich nie mógł wiedzieć, że załączenie prowizorycznej umowy do wniosku kredytowego wywoła tak poważne konsekwencje. Najbardziej pesymistyczny scenariusz to utrata dopłat odsetkowych. Osoby, które do tej pory zawarły umowę przedwstępną mogą też utracić przekazany zadatek.

Eksperci z firmy Conse uważają, że obecnie trudno wskazać uniwersalną receptę na kłopoty, które są wywołane przez resort budownictwa. Mimo tego pechowy wnioskodawca powinien podjąć pewne działania. Utrzymywanie stałego kontaktu z przyszłym kredytodawcą to bardzo istotna kwestia. Aktualna sytuacja jest bardzo niejasna. Dlatego stanowisko banku może się diametralnie zmienić w ciągu kilku dni. O zaistniałych problemach trzeba też powiadomić dewelopera. Jest to szczególnie istotne jeśli istnieje spore prawdopodobieństwo, że kredyt nie zostanie wypłacony w planowanym terminie – podsumowuje Andrzej Prajsnar z portalu RynekPierwotny.com.