Winnych opóźnień w gospodarowaniu środkami z UE szukają w rządzie. Ich zdaniem niepotrzebnie panikuje i dokłada im problemów.
842 mln zł – dokładnie tyle mają jeszcze do wydania samorządy województw z perspektywy finansowej UE 2007–2013. Czasu na wykorzystanie środków jest coraz mniej. Zamknięcie poprzedniej perspektywy nastąpi z końcem marca 2017 r. Wiceszef resortu rozwoju Jerzy Kwieciński nie ukrywa rozgoryczenia. – Jako resort mamy władztwo nad unijnymi programami krajowymi, ale nie mamy wpływu na władze regionów i ich regionalne programy operacyjne (RPO). Zmiany na poziomie regionalnym możemy wprowadzać za pomocą umowy partnerstwa. Ale to wymagałoby uzgodnień z KE – mówił niedawno wiceminister.
Tymczasem urzędy marszałkowskie uspokajają: zaległe pieniądze uda się wydać. Pomorskie deklaruje, że już we wrześniu zakończy proces rozliczania projektów. Władze Kujawsko-Pomorskiego zapewniają, że wdrażanie RPO po prostu podzielono na dwa etapy. W pierwszym (2007–2010) postawiono na tempo wdrażania funduszy ze względu na możliwość uzyskania dodatkowej puli w ramach Krajowej Rezerwy Wykonania. – Drugi etap (2011–2016) zaplanowaliśmy tak, by ogłaszanie konkursów, podpisywanie umów i realizowanie projektów odbywało się również w 2014 i 2015 r., a zakończenie rozliczania – jesienią 2016 r. Taka strategia nie dopuszcza pustych lat inwestycyjnych – zwraca uwagę Beata Krzemińska z urzędu marszałkowskiego.
Regiony twierdzą, że powodem opóźnień w wydawaniu pieniędzy jest... ich nadmiar. Różnice kursowe powodują, że pojawiają się dodatkowe złote. – Wzrost kursu euro od listopada 2015 r. do lipca 2016 r. spowodował automatyczny wzrost alokacji całego programu o 11 mln zł – mówi Ewa Labes-Kunicka z Warmińsko-Mazurskiego Urzędu Marszałkowskiego. Do tego dochodzą wolne środki pochodzące z dobrowolnych zwrotów od beneficjentów lub postępowań egzekucyjnych (rozwiązane umowy, korekty finansowe projektów), które wracają do ogólnej puli RPO.
Wiceministra Kwiecińskiego niepokoi również to, że RPO na lata 2014–2020 są przygotowane w mniejszym stopniu niż programy krajowe, za które odpowiada rząd. Efekt? Do tej pory Polska wydała zaledwie 2 proc. funduszy przyznanych do 2020 r. (w praktyce do 2023 r., biorąc pod uwagę rozliczenia z KE). We wszystkich RPO wartość dofinansowania UE w umowach o dofinansowanie stanowi tylko 5 proc. środków, podczas gdy np. w Programie Operacyjnym Innowacyjny Rozwój jest to 10 proc., a w PO Infrastruktura i Środowisko – 15 proc.
Marszałkowie zaś zwracają uwagę na opóźnienia w negocjacjach Polski z KE dotyczących kształtu nowej perspektywy. Sam rząd szacuje poślizg we wdrażaniu programów na 6–9 miesięcy. Ale samorządowcy zwracają uwagę na to, że trudności w wydawaniu pieniędzy z nowego rozdania są spowodowane opóźnieniami legislacyjnymi po stronie samego rządu. – Brak nowelizacji prawa zamówień publicznych uniemożliwiał ogłaszanie przetargów, a tym samym szybszą realizację projektów – wskazuje Iwona Sinkiewicz-Potaczała, rzeczniczka prasowa marszałka woj. świętokrzyskiego. Prezydent Andrzej Duda podpisał długo oczekiwaną nowelizację ustawy dopiero w lipcu.
Podobne opóźnienia blokujące część inwestycji dotyczą wdrażania nowych przepisów czy opracowywania dokumentów, których wymaga od nas KE. To blokuje możliwość rozpisania większej liczby konkursów np. o dofinansowanie projektów z zakresu gospodarki odpadami, e-zdrowia, gospodarki wodno-ściekowej czy zielonej energii. Marszałkowie obawiają się też, że rząd ma wobec nich nierealne oczekiwania. – Z perspektywy naszego regionu prognozy wydatkowania przekazywane do Ministerstwa Rozwoju przewidują realizację zobowiązania na poziomie 225 proc. Ministerstwo natomiast oczekuje zwiększenia o kolejne 30 proc. Nie jest to motywacja do efektywniejszego wdrażania programu, a raczej podkręcanie tempa wydawania pieniędzy. To nie zawsze idzie w parze z racjonalnym podejściem do rozwoju regionu – kwituje marszałek woj. śląskiego Wojciech Saługa.