- Projekt powinien regulować wyłącznie skutki zastosowanych abuzywnych postanowień umów kredytowych, a nie definiować, co należy pod pojęciem tych klauzul rozumieć - uważa Barbara Garlacz, radca prawny z kancelarii Hervest Legal House.
Prezydent odrzucił projekt przygotowany przez stowarzyszenie „Stop bankowemu bezprawiu” i przedstawił własny. Jak pani ocenia tę decyzję?
Projekt przygotowany przez SBB został odrzucony przez Kancelarię Prezydenta z uwagi na wątpliwości co do jego zgodności z konstytucją. Tymczasem jeśli projekt prezydencki będzie się rzeczywiście opierał na przedstawionych założeniach, to może on naruszyć utrwalone kanony prawa cywilnego. Projekt według założeń nie ogranicza się tylko do uregulowania skutków zastosowanych nieważnych postanowień umów kredytowych, lecz także ingeruje w system prawa cywilnego.
Co ma pani na myśli?
Projekt prezydencki powinien raczej regulować wyłącznie skutki zastosowanych nieważnych tudzież abuzywnych postanowień umów kredytowych, a nie definiować, co należy pod pojęciem tych klauzul rozumieć. Takie podejście – choć być może stoi za nim szczytny cel – zamknie osobom walczącym już w sądach drogę do sprawiedliwego wyroku wydanego na podstawie obowiązujących od dziesięcioleci przepisów, dorobku doktryny i orzecznictwa.
Prezydencki projekt ma dotyczyć wyłącznie tych kredytów, które zostały udzielone na cele mieszkaniowe i są zabezpieczone hipoteką. Jak pani ocenia to zawężenie?
Takie rozwiązanie jest wątpliwe z punktu widzenia zgodności z prawem bankowym, które pojęcia kredytu nie ogranicza jedynie do kredytu zabezpieczonego hipoteką czy udzielonego na cele mieszkaniowe, a przewiduje tylko, że umowa ma wskazywać określony cel i sposób zabezpieczenia. Tworzenie nowych definicji powinno być uzasadnione wyłącznie celem ustawy, a skoro ma ona dotyczyć kredytów denominowanych, indeksowanych oraz waloryzowanych, to tylko te typy kredytów należałoby na nowo zdefiniować, bo w istocie tych definicji nie można recypować z innych przepisów prawa polskiego.
Kredytobiorca, którego kredyt zostanie przewalutowany, będzie musiał zwrócić nadwyżkę z tytułu ryzyka kursowego.
Założenie, że kredytobiorcy mieliby zwrócić nadwyżkę i ewentualnie dalej płacić odsetki od niej, bez względu na to, czy będzie to 5 proc., czy 30 proc., jest nieuzasadnione prawnie. Prawo polskie nie przewiduje waloryzacji kwoty kredytu, na którą chętnie powołują się banki dla uzasadnienia klauzul indeksacyjnych czy waloryzacyjnych.
To kontrowersyjna teza. Może ją pani uzasadnić?
Artykuł 3581 par. 5 k.c. wyklucza możliwość umownej waloryzacji wysokości świadczenia pieniężnego w sytuacji, gdy przepisy szczególne regulują wysokość cen i innych świadczeń pieniężnych. I takim przepisem szczególnym wobec k.c. jest art. 69 ust. 1 prawa bankowego. Zgodnie z nim kwotą kredytu jest kwota środków oddanych do dyspozycji kredytobiorcy, a wynagrodzeniem banku – w zamian za oddanie do dyspozycji kredytobiorcy określonej kwoty kredytu (ceną kredytu) – są odsetki i prowizja. W koronnej uchwale siedmiu sędziów z 29 czerwca 1995 r. (I PZP 5/95) Sąd Najwyższy potwierdził, że jeżeli wysokość świadczenia jest uregulowana w przepisach szczegółowych, to przepisy k.c. o waloryzacji nie mają zastosowania.
Z projektu wynika ponadto, że nadwyżka będzie podlegała oprocentowaniu.
Przewidywały to wszystkie dotychczasowe projekty ustaw, które miały regulować ten problem, tymczasem nawet jeśli jakakolwiek część kapitałowa nadwyżki miałaby być zwracana przez kredytobiorców – jako ich partycypacja w ryzyku kursowym – to zgoda na jej dalsze oprocentowanie narusza zasady prawa cywilnego i legalizuje stan, który z tym prawem jest niezgodny. Skoro długiem głównym kredytobiorcy jest kwota rzeczywiście wypłaconego kredytu, to odsetki powinny być liczone tylko od tej kwoty.
Skąd ta pewność?
Wynika to z prawa cywilnego i potwierdził to Sa?d Najwyz˙szy w uchwale z 5 kwietnia 1991 r. (III CZP 21/91), wskazując jednoznacznie, że odsetki stanowia? wynagrodzenie za używanie cudzych pieniędzy lub innych rzeczy zamiennych, płatne z reguły w rzeczach zamiennych tego samego rodzaju co dług główny, w stosunku do jego wysokos´ci i czasu trwania używania. Przecież z nadwyżki wynikającej ze wzrostu kursu CHF żaden kredytobiorca nie skorzystał ani też ta nadwyżka nie zwiększyła środków pieniężnych oddanych mu do używania. Co więcej, dalsze oprocentowanie nadwyżki (stopniowo umarzanej) nie wpływa w żaden sposób na zabezpieczenie czy rozliczenie ryzyka kursowego po stronie banków, a jedynie jest dla nich dodatkowym, prawnie i ekonomicznie nieuzasadnionym przychodem odsetkowym. Nadwyżki te powodują, że banki wykazują wyższe aktywa (kapitał kredytów indeksowanych przeliczony po średnim kursie NBP na datę bilansową), a to nie uzasadnia tego, aby od nadwyżki kredytobiorca płacił odsetki.