Tysiące ton antracytu z separatystycznych republik donbaskich trafiały do Zielonej Góry. Pozwalają na to dziurawe przepisy.
Z przedstawicielami K-Investments oraz Carbo Holdingu, dwóch zielonogórskich importerów antracytu wskazanych przez ukraiński portal Liga.net jako odbiorcy surowca z Donbasu, spotkaliśmy się na miejscu. Według dokumentów, którymi dysponujemy, obie spółki łączy jeden z dostawców paliwa.
Chodzi o Ugolnyje Tiechnołogii, w której udziały ma opisywany przez DGP od ponad tygodnia Ołeksandr Melnyczuk, były wiceminister energetyki samozwańczej Ługańskiej Republiki Ludowej (ŁRL). Jest on także większościowym udziałowcem opisanej przez nas zarejestrowanej w Katowicach spółki Doncoaltrade oraz kilkunastu innych firm.
O ile po Doncoaltrade został tylko wpis w KRS, to K-Investments i Carbo Holding są duże i znane. Szef tej pierwszej Paweł Kowalów kilka lat temu pracował w Carbo Holdingu. Dziś obie spółki ze sobą konkurują. K-Investments mieści się w biurowcu w centrum miasta, druga ma własny budynek.
Na stronie K-Investments widnieje informacja, że spółka jest udziałowcem dwóch kopalń antracytu w Doniecku. To zaskakujące, bo notka pochodziła z października 2014 r., czyli już po wybuchu wojny. – To był mój pomysł marketingowy, żeby wpisać tę informację, bo odbiorca zawsze woli producenta niż pośrednika – mówi wiceprezes Piotr Kowalów. Ale podkreśla, że wizyta miała miejsce przed wojną, a błędna data z witryny wynika z problemów z firmami informatycznymi. – Ukraińcy zaprosili nas do współpracy. Pojechaliśmy, a ponieważ nie mieli kapitału, zaproponowali nam udziały i zostanie współwłaścicielami kopalni – opowiada DGP Paweł Kowalów.
Według dokumentów rosyjskiej służby celnej, którymi dysponujemy, K-Investments od stycznia 2015 r. do września 2017 r. sprowadził do Polski 3120 ton ługańskiego antracytu poprzez Ugolnyje Tiechnołogii Melnyczuka. Spółka zaprzecza. – Możecie sprawdzić w urzędzie celnym, od kogo kupiliśmy węgiel – mówi prezes Kowalów. – Nie podajemy takich informacji, ponieważ dotyczą one prowadzenia działalności przez konkretne firmy – informuje Marzena Siemieniuk z izby celnej.
Zapytaliśmy Kowalówa o właścicieli Ugolnych Tiechnołogii. – Ci ludzie są mi nieznani – odparł. – Staramy się weryfikować konrahentów z obawy przed oszustami – uzupełnia. Więc jak to się stało, że ich dane znalazły się w rosyjskich dokumentach celnych? – Firma eksportująca mogła wpisać nasz adres w liście przewozowym, żeby ktoś nie zobaczył prawdziwego odbiorcy – dodaje i sugeruje, że faktyczny odbiorca mógł w czasie transportu zmienić list przewozowy.
Sprawdziliśmy, czy taka sytuacja jest w ogóle możliwa. – Zgodnie z prawem przewozowym w regulaminie LHS określono, kiedy i w jaki sposób można dokonać zmiany umowy przewozu, w tym zmiany odbiorcy – mówi Anna Hałasa, rzeczniczka PKP LHS. Z dokumentu wynika, że istnieje możliwość złożenia zlecenia zmiany umowy przewozu także na stacji pośredniej. Prawo nadawcy do modyfikacji wygasa z chwilą wydania odbiorcy listu przewozowego, odbioru przesyłki lub gdy na stacji granicznej odbiorca złoży zawiadomienie o zmianie umowy przewozu. Po co ktoś miałby to robić?
– Dla zmylenia przeciwnika – słyszymy od naszych informatorów. Dodają jednak, że do takiego procesu „trzeba mieć kogoś na granicy”. – Przewożony przez granicę towar wymaga nie tylko deklaracji celnej, ale i dodatkowych dokumentów potwierdzających zawarcie umowy i określających specyfikację towaru. Odbiorca może zostać zmieniony w dokumentach już po przekroczeniu granicy. Urząd celny wszczyna wówczas postępowanie podatkowe, które długo trwa, więc próżno szukać potem towaru czy faktycznego odbiorcy, którym najczęściej jest firma słup – wyjaśnia mec. Krzysztof Kuczyński z Kancelarii Prawnej KPDI.
Niektórzy krajowi odbiorcy mają tzw. status upoważnionego przedsiębiorcy (AEO). – To najczęściej duzi, wieloletni importerzy. Kontrolowanie ich towarów jest o wiele rzadsze. Poza tym są uprzedzani o kontrolach. W opisywanym przez państwa przypadku firma może mówić prawdę, że jej dane zostały wykorzystane do minimalizacji ryzyka kontroli na granicy. Nadawca mógł zadeklarować fikcyjną dostawę do takiego podmiotu i załączyć sfałszowane dokumenty transakcyjne. Niejako „na konto” nieświadomego całego procederu AEO ktoś mógł więc wwieźć do Polski nie antracyt, ale inny produkt – tłumaczy prawnik. Zapytaliśmy K-Investments, czy posiada status AEO. Nie dostaliśmy odpowiedzi.
W przypadku Carbo Holdingu Liga.net pisze o 13,9 tys. ton donbaskiego antracytu w ostatnich kilku miesiącach. Z tego 1820 ton miały sprzedać Ugolnyje Tiechnołogii, resztę – cztery inne wschodnie firmy. Dokument rosyjskich kolei, który jest w naszym posiadaniu, potwierdza transakcję ze spółką Melnyczuka. Chodzi o 325 ton antracytu o wartości 33,4 tys. dol., wysłanego 31 grudnia 2016 r. z rosyjskiej stacji Gukowo, tuż za granicą terenów kontrolowanych przez ŁRL. W dokumencie czytamy, że o ile miejscem wysyłki jest Rosja, o tyle kraj pochodzenia i producent węgla są „nieznani”.
– Traderzy unikają ujawniania pochodzenia węgla także dlatego, że nie chcą, by ktokolwiek dogadał się ponad ich głowami z producentem – mówi jeden z naszych rozmówców.
Antracyt nie podlega cłu. W konsekwencji przy jego przywozie do UE nie jest wymagane przedstawienie dokumentów wskazujących na miejsce jego uzyskania. Wystarczy deklaracja importera. – Dokumentem wymaganym dla ustalenia wartości celnej towaru jest co do zasady faktura handlowa – mówi Marcin Andrzejak z Krajowej Administracji Skarbowej. Dokument rosyjskich kolei mówi o węglu o zawartości 0,8 proc. siarki. To kolejna kluczowa informacja. Według naszych wschodnich źródeł antracyt z Donbasu ma 0,8–2 proc. siarki, a rosyjski – poniżej 0,6 proc.
– Zajmujemy się przede wszystkim handlem koksem. Gdy kilkanaście lat temu jego ceny poszybowały w górę, wielu odbiorców zaczęło szukać surowca zastępczego. Dla niektórych zamiennikiem może być właśnie antracyt, którego trzeba zużyć nieco więcej niż koksu – mówi DGP Grzegorz Jodko, członek zarządu Carbo-Holdingu. – Przed wojną antracyt kupowaliśmy głównie na Ukrainie. Gdy wybuchł konflikt, zostały nam Rosja, Wietnam i Ameryka Płd. Mamy umowy z wieloma traderami i nie mamy wpływu na to, kto jest nadawcą i kto przewozi towar – tłumaczy. I zapewnia, że Ugolnyje Tiechnołogii nie figuruje w systemie księgowym Carbo-Holdingu. – Nie podpisywaliśmy i nie mamy z nią kontraktów handlowych – deklaruje. Choć przyznaje, że o Melnyczuku słyszał.