Choć prawo przewiduje ścisłą współpracę rodziców z placówkami oświatowymi, to często zapisy te pozostają wyłącznie na papierze. Bo dyrektorzy nie bardzo chcą, aby ktoś wtrącał się w ich pracę i patrzył im na ręce.
– W ciągu dnia odbieram dwa, trzy telefony od rodziców, którzy szukają porady – co mają zrobić, jeśli dyrektor nie chce współpracować – opowiada Wojciech Starzyński z Fundacji Rodzice Szkole. – Problemy dotyczą między innymi rad rodziców. Ich członkowie skarżą się choćby na to, że nie mają dostępu do własnych kont bankowych – relacjonuje.
Jak ocenia Starzyński, rady rodziców to z tego powodu dziś często organizacje fasadowe, którymi zarządza dyrektor. Dlatego jego fundacja przygotowała projekt nowelizacji ustawy oświatowej, który miałby wzmocnić te organy. Projekt trafił do Ministerstwa Edukacji Narodowej. Wśród głównych pomysłów jest przyznanie im wyraźnego prawa do zbierania i gospodarowania pieniędzmi. W ocenie fundacji bez tego nie ma co mówić o autonomii. Zasady, na których miałyby działać rady, określałby minister finansów. Już dzisiaj ustawa o systemie oświaty daje radom takie prawo. Nie nakazuje jednak dyrektorom udostępniania radom rachunków bankowych ani nie daje możliwości zawierania umów. – Takie uprawnienia pozwalałyby rodzicom bardziej efektywnie działać na rzecz szkoły – uważa Starzyński. Fundacja zgłosiła też drugą poprawkę, wprowadzającą do ustawy obowiązek szkolenia wszystkich rodziców w zakresie ich praw i obowiązków.
Zgodnie z przepisami rada rodziców ma prawo opiniować wybór programów nauczania i podręczników, plan finansowy szkoły, wnioskować o ocenę nauczyciela, a także brać udział w powoływaniu dyrektora.
Czy resort zajmie się projektem ustawy? Na zadane pytania nie otrzymaliśmy odpowiedzi. „Rodzic w szkole” jest jednak jednym z 16 priorytetowych tematów w konsultacjach dotyczących kształtu systemu oświaty, które ogłosiła minister Anna Zalewska. Szefowa MEN spotykała się już z przedstawicielami fundacji.
Zdaniem Wojciecha Starzyńskiego zmiana jest potrzebna, bo dziś zapisy dające radom podmiotowość pozostają jedynie na papierze. Potwierdzają to także inni działacze rodzicielskich stowarzyszeń. Jak zauważają: obecnie wszystko zależy od dobrej woli dyrektora placówki. Jeśli ten pójdzie rodzicom na rękę, sytuacja może wyglądać jak w podstawówce w Moszczance (woj. opolskie). Członkowie rady co roku są zapoznawani z prawami i obowiązkami, które mają, a także sposobem działania rady. Odpowiada za to jej przewodniczący. Członkowie wysyłani są także na szkolenia zewnętrzne. Rodzice opiniują decyzje dyrektora, ten natomiast wysyła im dokumenty z odpowiednim wyprzedzeniem. Jest też gościem na posiedzeniach rady. Rodzice mogą również zbierać pieniądze i dowolnie nimi dysponować. Na koniec roku przedstawiają bilans wpływów i wydatków. Opis tego, jak funkcjonuje rada w Moszczance, jest rozsyłany do dyrektorów przez Ośrodek Rozwoju Edukacji jako modelowy.
– Rada rodziców to niejedyny organ, jaki powinien być powołany w szkole. Jeśli jest tylko ona, niekoniecznie przekłada się to na dobry klimat, bo należy do niego tylko jedna grupa. Nam w szkole potrzeba współpracy, a tymczasem mamy zupełnie osobne ciała – radę pedagogiczną, samorząd uczniowski, radę rodziców – przypomina osoba związana ze środowiskami rodzicielskimi.
– Rodzice mogą przecież powołać przy szkole stowarzyszenie, do którego wejdą także nauczyciele. Zupełnie zapomnianym ciałem jest też rada szkoły, w skład której powinni wchodzić przedstawiciele grona pedagogicznego, rodziców i uczniów – dodaje.
Doktor Danuta Uryga z Akademii Pedagogiki Specjalnej nazywa ów ogólnopolski zanik rad szkoły wprost: przespaną lekcją demokracji. Nie dość, że często po prostu są pomijane, to tam, gdzie już funkcjonują, są ułomne. Z jej badań wynika, że udział uczniów jest w nich fikcyjny, a rady nie korzystają z kompetencji pozwalających np. ocenić pracę nauczyciela.
Na temat współpracy rodziców ze szkołą nie ma żadnych ogólnopolskich badań. Dane z prowadzonej przez zewnętrznych wizytatorów ewaluacji szkół wskazują, że nauczyciele kontaktują się z rodzicami przeważnie wtedy, kiedy ich dzieci sprawiają kłopoty wychowawcze. Im wyższy stopień edukacji, tym zaangażowanie rodziców mniejsze.
Równocześnie sami rodzice nie uważają, że to, jak placówka z nimi współpracuje, jest ważne. Według badania szkolnych uwarunkowań efektywności kształcenia prowadzonego przez Instytut Badań Edukacyjnych tylko dla 12 proc. rodziców uczniów klas IV to czynnik decydujący o tym, czy szkoła jest dobra. Najważniejsze okazały się bezpieczeństwo (79 proc.) i kompetencje nauczycieli (59 proc.). W czołówce były też przyjazna atmosfera (43 proc.) oraz dobre kontakty nauczycieli z uczniami (42 proc.).