- Uznajmy za oczywiste, że w szkole trzeba czytać książki - mówi prof. Ryszard Legutko.
Minister edukacji zapowiedziała powrót do ścisłego kanonu lektur. Taka zmiana jest potrzebna?
Kanon lektur jest przede wszystkim po to, żebyśmy mogli się porozumieć. Z jednej strony między sobą – książki pokazują bowiem, że istnieje język inny niż ten, którym rozmawia się z kolegami – pełen wulgaryzmów i uproszczeń. Z drugiej – między pokoleniami. Jeśli nie będziemy rozumieć klasycznych tekstów, to cała mądrość zawarta w doświadczeniach przeszłości zostanie odcięta, bo nie będziemy umieli z niej korzystać.
Czytanie kształtuje język, otwiera umysł człowieka na różnego rodzaju doświadczenia, problemy, których inaczej by nie dostrzegł. W polskiej szkole jest stała, niepokojąca tendencja, żeby zmniejszać ilość czytania, na przykład poprzez wprowadzenie pracy na fragmentach. To pomysł chory, który powinien zostać zapomniany. Nie wiem, jak można czytać klasyczne dzieła we fragmentach.
Co powinno znaleźć się w takim kanonie?
Kanon trzeba przedyskutować, skonsultować z naukowcami, z doświadczonymi nauczycielami. Ważne jednak, by książki, zwłaszcza te najważniejsze, były czytane w całości. Po drugie – kanon powinien być oparty na klasyce, czyli na tych dziełach z literatury polskiej i światowej, które tworzą podstawowy kod kulturowy wykształconego człowieka.
Największy problem jest z literaturą światową, bo tych dzieł jest bardzo wiele. Na pewno uczniowie muszą czytać Homera, Szekspira, którąś z tragedii antycznych. W kanonie powinien znaleźć się też Dostojewski. Na pewno także Joseph Conrad.
A jeśli chodzi o polską literaturę?
Zdecydowanie mistrzowie polscy – Jan Kochanowski, romantycy. Trzeba znać jeden lub dwa dramaty Słowackiego. Kiedy byłem ministrem, zaproponowałem także „Pożogę” Zofii Kossak-Szczuckiej. Opowiada o takim fragmencie historii Polski, która do tej pory była pomijana – agresji bolszewickiej na Kresy. Jeśli młodzi nie przejdą przez pewne rzeczy w szkole, to tym bardziej nie wrócą do nich już jako dorośli ludzie.
Jak pojemny powinien być kanon?
Im bardziej będziemy brali pod uwagę czynnik czasowy i będziemy zastanawiali się, czy coś ze względu na niego przeczytać, czy nie, tym bardziej będziemy się ograniczać. Jeśli już zmieścimy coś w ograniczonym czasie, to zaraz okaże się, że i to należy zredukować. Moja sugestia jest taka, żeby stopniowo zwiększać liczbę lektur. Ostatecznie 20–30 lat temu lista była dłuższa niż dziś. Jeśli wówczas młodzież mogła przeczytać całego „Kordiana”, to czemu teraz nie może? Przecież uczniowie nie są głupsi.
Myślę, że ze zwiększania liczby lektur do przeczytania nie trzeba się tłumaczyć. Jeśli zaczniemy to roztrząsać publicznie, stanie się to przedmiotem targów i licytacji. Kto powie, że lista lektur jest zbyt długa, zyska sobie poklask uczniów i części rodziców. Uznajmy po prostu za oczywiste, że w szkole trzeba czytać książki. Jeśli młodym nieustannie będziemy powtarzać: i tak nie przeczytacie, więc wam skrócimy, to oni nie będą czytać.
Czy ścisły kanon powinien obejmować także najmłodszych? Dziś nauczyciel może dowolnie wybierać ofertę.
Nie widzę oczywiście problemu, by nauczycielom zostawić przy tym pewien margines swobody. Natomiast myślę, że lektury dla najmłodszych uczniów także powinny być określone. Inaczej sytuacja jest taka, jakbyśmy chcieli uczyć w szkole matematyki, ale pozostawiali nauczycielom wybór – jeden wolałby uczyć algebry, a drugi geometrii.