Do podstawówek powróci kanon lektur. Lemingi z dużych miast są podzielone. Rządowej propozycji sprzyja Polska małych miast i wsi – wynika z sondażu dla DGP.
ikona lupy />
Czy popierasz powrót do klasycznego kanonu lektur w szkołach? / Dziennik Gazeta Prawna
Resort edukacji przekonuje, że chodzi o promocję czytelnictwa i ustalenie wspólnego mianownika, do którego będą mogli się odwoływać uczniowie. – Lista powinna być kompilacją literatury współczesnej i klasyki. Przygotuje ją zespół, w którego skład wejdą teoretycy, nauczyciele i rodzice. Ma ona pokazywać pewien kod tożsamości – tłumaczy w rozmowie z DGP minister edukacji Anna Zalewska. Dodaje, że celem jest wprowadzenie uczniów „od najmłodszych lat do uczestniczenia w kulturze”. Zmiana będzie dotyczyła również najmłodszych. Wspólne lektury przygotują ich do trudniejszych tytułów – wyjaśnia minister.
Jak wynika z badania przeprowadzonego na zlecenie DGP, większość Polaków poparłaby taki pomysł. 72 proc. ankietowanych jest za wprowadzeniem „klasycznego kanonu lektur do szkół” (panel Ariadna, próba 1108 osób). Przeciwnikami takiego rozwiązania jest 27 proc. respondentów. Największymi entuzjastami zmian są osoby między 45. a 54. rokiem życia oraz mieszkańcy małych miejscowości, do 20 tys. osób. Większą popularnością sztywny kanon cieszy się wśród osób z wykształceniem zawodowym – poparcie w tej grupie sięgało 84 proc. Najmniejszym poparciem zunifikowane lektury cieszyły się wśród mieszkańców miast powyżej 100 tys. i wśród młodych między 18. a 24. rokiem życia oraz z wyższym wykształceniem.
Minister chce zmienić nie tylko listę książek, ale też sposób przekazywania wiedzy. Tak by w podstawie programowej znalazły się różne metody zachęcające do czytania. Nowością ma być wprowadzenie głośnego czytania na lekcjach jako jedna z form zapoznawania się z obowiązkowymi książkami. Anna Zalewska daje przykład: – Łatwiej przeczytać na głos „Rozdzióbią nas kruki i wrony” Stefana Żeromskiego, niż potem pilnować, czy aby wszyscy przeczytali. I dodaje: – Sama prowadziłam takie lekcje, podczas których razem czytaliśmy lektury i później je analizowaliśmy.
Konkretnych propozycji, jakie lektury powinny się znaleźć w kanonie, jeszcze nie ma. Jak wynika z naszych informacji, ministerstwo właśnie kompletuje zespół, który zajmie się kwestią wyboru tych książek. Do prac w zespole oprócz pracowników ministerstwa zostaną powołani naukowcy. To zmiana w stosunku do tego, co PiS zapowiadał w trakcie kampanii wyborczej. Zgodnie z propozycjami z programu wyborczego dotyczącego edukacji wyborem m.in. lektur miał się zajmować Instytut Programów, Wychowania i Podręczników. Jednak, jak tłumaczą urzędnicy, na razie tej instytucji nie będzie.
Sztywny kanon lektur w najmłodszych klasach szkoły podstawowej dziś nie obowiązuje. W klasach I–III pozycje do przeczytania wybiera sam nauczyciel. W klasach IV–VI w podstawie programowej jest tylko zestaw luźnych propozycji, z których nauczyciel może wybierać to, co mu się podoba.
Rozwiązanie miało zapewnić podmiotowość nauczycieli. Ci jednak sięgają najczęściej po to, do czego są przyzwyczajeni, lub to, co jest dostępne w szkolnej bibliotece. W efekcie rozstrzał był bardzo duży: od „Puc, Bursztyn i Goście” aż po „Harry’ego Pottera”. Tego nowe ministerstwo chce uniknąć. Zdaniem szefowej resortu dzieci muszą mieć możliwość posługiwania się wspólnym kodem kulturowym. Obowiązkowe propozycje pojawiają się dopiero na dalszych etapach edukacji. W gimnazjum to kilka książek, w liceum – kilkanaście.
– Żeby dzieci nawykły do czytania trudnych lektur, takich jak np. dzieła Gombrowicza czy Słowackiego, trzeba wcześniej przyzwyczaić je do czytania. Dlatego we wczesnej podstawówce trzeba pozwolić im samym wybierać, co je interesuje. A słowo „lektura” źle im się kojarzy. Dzieciom psuje przyjemność czytania. Mówią: „jaka fajna książka, szkoda, że lektura” – opowiada Joanna Kluzik-Rostkowska, była minister edukacji. Ona także chciała się zająć lekturami – odwrotnie niż obecna szefowa resortu proponowała jednak rozszerzenie prawa wyboru.
W grudniu ubiegłego roku Kluzik-Rostkowska ogłosiła konkurs, w którym można było zaproponować nauczycielom książki do omawiania z najmłodszymi dziećmi. Za konkursem poszły też pieniądze (15 mln zł na zakup nowości do bibliotek szkolnych). Internetowe głosowanie zdominowali jednak fani jednej autorki.

Dajmy dzieciom jeden kod kulturowy, wspólną tożsamość