Atakowanie polityków skrajnych, często praktykowane w mediach, nie jest moją ulubioną rozrywką. Interpelacja Roberta Winnickiego, narodowca, na temat tegorocznej matury zaciekawiła mnie jednak na tyle, że postanowiłem nie przejmować się tą zasadą.
Poseł pytał m.in.: „Czy MEN ma świadomość, że potępianie akcji «Wisła» stanowi wsparcie dla polityki gloryfikującej zbrodniczą, ludobójczą formację OUN-UPA?”. Potępił jedno z zagadnień poruszanych w tegorocznej maturze: „Jakie prawa i wolności człowieka zostały naruszone podczas akcji «Wisła»?”. Aby stało się zadość stereotypowi nacjonalisty karmiącego się marzeniem o nocy Długich Noży, Winnicki chce poznać personalia osób, które układały to pytanie maturalne.
Akcja „Wisła” – brutalna, oparta na zasadzie zbiorowej odpowiedzialności – skutecznie załamała partyzantkę banderowców. Łatwo działania ówczesnej władzy potępić, bo była to władza kolaborantów, mianowańców Stalina. Niemniej UPA stanowiła zagrożenie dla życia nie tylko komunistów, ale i normalnych Polaków. Nie można wykluczyć, że nie-komunistyczna, narodowa władza z równym animuszem wysiedliłaby z domów polskich Ukraińców. Wolność i godność człowieka znaczyły w powojennej Europie znacznie mniej niż dzisiaj. Łatwo się o tym przekonać, oglądając zbiorowe uniesienie Francuzów na widok ich rodaczek – kolaborantek z czasów wojny, którym po wyzwoleniu golono głowy.
I mamy poruszające zadanie! Matura nie powinna ewoluować w stronę klepania przez ucznia z góry przyjętych założeń. Nawet tych, z którymi się zgadzam. Dobra matura to egzamin, w którym uczeń ustosunkowuje się do problemu, czy władza ma prawo łamać podstawowe prawa i wolności (czym innym była deportacja ludzi, którym niczego nie udowadniano?) w warunkach, które uzna za ekstremalne? Czy usprawiedliwiają one każde działania? I tak dalej...
O taką edukację należy walczyć. Z niepokojem czekam na owiedź MEN w sprawie interpelacji posła Winnickiego.