Obniżenie wyceny zabiegów z zakresu inwazyjnego leczenia ostrych zespołów wieńcowych i niektórych świadczeń elektroterapii stało się 1 lipca faktem. Cięć nie kompensuje wzrost wyceny innych świadczeń – z zakresu kardiologii zachowawczej.
To pierwsza tak drastyczna redukcja taryfy w kardiologii. Przy wcześniejszych, łagodniejszych, pozyskane środki pozostawały w ramach tej samej dziedziny. Mamy nadzieję, że tak będzie i tym razem, gdyż niezbędne są większe środki na intensywną terapię kardiologiczną, leczenie niewydolności serca, przezcewnikowe leczenie wad serca, ablacje migotania przedsionków, rehabilitację kardiologiczną i specjalistykę ambulatoryjną. W kolejce czekają też nowe technologie i innowacyjne leki.
Warto przy tym zwrócić uwagę na powody i formę realizacji tych zmian. Z jednej strony mamy tezę, że NFZ przepłaca wiele świadczeń z zakresu kardiologii inwazyjnej, z drugiej głos środowiska wskazujący na bezprecedensowy sukces osiągnięty przy ograniczonych środkach.
Gdy zapowiedziano zmiany, kardiolodzy skierowali apel do Ministerstwa Zdrowia i NFZ o ich wstrzymanie w przekonaniu, że doprowadzą do zahamowania rozwoju tej dziedziny. Kardiolodzy zgłosili liczne zastrzeżenia do sposobu prowadzenia konsultacji, pomimo rozpoczętej dobrze zapowiadającej się współpracy po zaproszeniu ekspertów Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego przez Agencję Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji. Odbyły się pierwsze spotkania. Kardiolodzy zdążyli zgłosić uwagi dotyczące niedoszacowania wielu świadczeń kardiologicznych, np. leczenia skrajnej niewydolności serca, infekcyjnego zapalenia wsierdzia czy usuwania elektrod układu stymulującego. Wskazywali, że większe finansowanie niektórych procedur, które planowano obniżyć, pokrywało deficyt wynikający z leczenia ciężko chorych. Niestety, ku rozczarowaniu kardiologów, po kilku tygodniach rozmowy przerwano. Jedynie elektrofizjolodzy zdążyli przedstawić analizę kosztów wykonywanych procedur. Pomimo to, na ręce ministra zdrowia oraz prezesa NFZ złożono zarys projektu finansowania procedur kardiologii inwazyjnej i zadeklarowano gotowość do dalszej współpracy. Na razie jej nie ma.
Powszechna dostępność leczenia inwazyjnego
Tymczasem zmiany mogą wpłynąć na jakość i skuteczność leczenia. A umieralność z powodu chorób układu krążenia ma kluczowe znaczenie dla długości życia mieszkańców Polski. Przeciętnie mężczyźni żyją obecnie o prawie 8 lat dłużej niż w roku 1991, a kobiety o 6,5 roku, co wynika głównie ze spadku umieralności z powodu chorób sercowo-naczyniowych. Jednak żyjemy znacznie krócej niż mieszkańcy krajów UE15, co wynika z wciąż znacznie większego zagrożenia życia spowodowanego chorobami serca i naczyń. Gdyby umieralność z powodu tych chorób była w Polsce taka sama jak w krajach UE15, to niekorzystna różnica długości życia polskich mężczyzn zmniejszyłaby się o co najmniej 3 lata (czyli połowę) w porównaniu z mężczyznami w Wielkiej Brytanii, Holandii, Hiszpanii i we Francji. W przypadku kobiet wyrównanie poziomu umieralności z powodu tych chorób z krajami Europy Zachodniej spowodowałoby, że przeciętna długość życia Polek byłaby dłuższa niż mieszkanek Wielkiej Brytanii, Holandii czy Irlandii i nieznacznie krótsza niż mieszkanek Portugalii, Francji czy Szwecji, jak wynika z opracowania prof. Bogdana Wojtyniaka z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – PZH.
W ostatnich 15 latach kardiologia w Polsce, zwłaszcza kardiologia interwencyjna, dokonała ogromnego postępu. Z kopciuszka w zakresie dostępności do leczenia inwazyjnego świeżego zawału serca staliśmy się liderem w Europie. Ponad 90 proc. chorych z zawałem serca jest leczonych za pomocą pierwotnej angioplastyki wieńcowej co, w przeliczeniu na milion mieszkańców, plasuje polską kardiologię na trzeciej pozycji w Europie. Im wcześniejsze odblokowanie tętnicy wieńcowej, tym mniejszy zawał, czyli nieodwracalne uszkodzenie serca. Oznacza to mniejsze inwalidztwo, krótką hospitalizację (która dawniej przy leczeniu zachowawczym trwała kilka tygodni) a nierzadko – uratowanie życia. Nastąpiła wyraźna poprawa dostępności wszczepialnych kardiowerterów-defibrylatorów, zapobiegających nagłej śmierci sercowej, oraz ablacji podłoża zaburzeń rytmu serca. To ogromny, wspólny sukces kardiologów oraz administracji państwowej. Duże znaczenie miał rozpoczęty w 2003 roku program POLKARD (Narodowy Program Profilaktyki i Leczenia Chorób Sercowo-Naczyniowych), dzięki któremu dofinansowano zakup nowoczesnego sprzętu (angiokardiografy, zestawy do ablacji, echokardiografy) i szkolenia w wielu ośrodkach.
Kardiologia to nie tylko ostre zespoły wieńcowe
Niewątpliwy postęp w leczeniu ostrych zespołów wieńcowych spowodował jednak, że kardiologię zaczęto postrzegać wyłącznie przez pryzmat tego sukcesu. Wiele zgłaszanych przez lata problemów było zbywanych stwierdzeniem „kardiologia ma się dobrze, za dobrze, możecie poczekać, czas na inne zaniedbane dziedziny...”.
Postęp i potrzeby wynikające z profilu leczonych pacjentów, jak i katalog NFZ doprowadziły do zróżnicowania oddziałów intensywnej terapii kardiologicznej. Niektóre koncentrują się głównie na leczeniu chorych z niepowikłanym OZW, podczas gdy inne leczą ciężką niewydolność serca, groźne dla życia zaburzenia rytmu oraz chorych po nagłym zatrzymaniu krążenia. Te ostatnie przy obecnym systemie finansowania przynoszą straty.
Dlatego niezbędna jest poprawa finansowania leczenia w oddziałach intensywnej opieki kardiologicznej, zwiększenie dostępności rehabilitacji kardiologicznej i ambulatoryjnych świadczeń specjalistycznych oraz dostępu do innowacyjnych zabiegów i leków o udowodnionym korzystnym wpływie na rokowanie, dostępnych w krajach europejskich i zalecanych przez wytyczne towarzystw naukowych.
Konieczne jest stworzenie nowego katalogu świadczeń z założeniem systematycznego corocznego wzrostu nakładów przeznaczanych na kardiologię oraz wprowadzenie od dawna postulowanej referencyjności ośrodków. Polska kardiologia potrzebuje zmian. Bez nich zacznie niebezpiecznie odstawać od czołówki europejskiej.