Szacuje się, że od czerwca 2023 r., czyli od kiedy ruszył program bezpłatnych szczepień przeciw wirusowi brodawczaka ludzkiego, do czerwca 2024 r. skorzystało z niego ok. 20 proc. z 800 tys. uprawnionych. Dołączenie szkół podstawowych do programu miało zwiększyć ten odsetek. Ze wstępnych danych GIS wynika, że zgłosiło się nieco ponad 30 proc. placówek. Przypomnijmy: szczepienia mogą być wykonywane w szkolnym gabinecie przez lekarza z POZ albo w najbliższym ośrodku, do którego udaje się przedstawiciel szkoły z zapisanymi na szczepienie dziećmi.
– Na jednym biegunie są takie województwa jak świętokrzyskie, gdzie jest to 73 proc. szkół podstawowych, a na drugim takie jak wielkopolskie czy podkarpackie, gdzie ten odsetek wynosi 20 proc. – mówi Marek Waszczewski, rzecznik prasowy Głównego Inspektoratu Sanitarnego, dodając, że przystępowanie szkół w ostatnim czasie utrudnia rozpowszechnianie dezinformacji na temat szczepień przeciw HPV, zarówno w sieci, jak i w postaci ulotek, plakatów, broszur, w części sygnowanych przez osoby podające się za lekarzy.
– Mamy też zawiadomienia od dyrektorów szkół, że są zastraszani, nachodzeni oraz otrzymują pisma, w których grozi im się wielotysięcznymi karami na podstawie błędnie przytaczanych przepisów – uzupełnia Marek Waszczewski, dodając, że dotąd w szkołach wykonano 18,5 tys. szczepień.
Informacje o zastraszaniu docierają też do MEN
– Prowadzimy akcje wspólnie z MZ. Szczepienia są dobrowolne. Niestety, przy tej okazji obserwujemy działania dezinformacyjne realizowane przez grupę osób i podmiotów, w tym m.in. osoby, które utraciły prawo wykonywania zawodu lekarza – mówi Piotr Otrębski, zastępca dyrektora departamentu komunikacji w MEN.
Niektórzy dyrektorzy, z którymi rozmawialiśmy, przyznają, że dla świętego spokoju myślą o wycofaniu się z akcji. Sanepid dodaje, że placówki, które jeszcze nie przystąpiły do programu, też sygnalizują, że może ostatecznie nie wezmą w nim udziału.
– Dostajemy pisma i maile, w których jest mowa o problemach prawnych dla szkoły – mówi Joanna Mikulska, dyrektorka szkoły podstawowej w Potworowie, dodając, że w jej placówce do szczepień zgłosiło się pięcioro dzieci. Monika Denisiuk-Świstek, dyrektorka szkoły w Kosowie Lackim, mówi, że otrzymuje pisma przeciwko tej akcji nie tyle od rodziców uczniów, ale od byłych rodziców, czy wręcz osób prywatnych. W sumie liczą po 50 stron, na których są przedstawiane argumenty medyczne i prawne.
– Skonsultowałam się z prawnikiem i uznałam, że z akcji się nie wycofam. W szkole jest uprawnionych do szczepienia 200 dzieci. Nikt się dotąd nie zgłosił – dodaje.
Pisma trafiają do szkół
Pracownicy sanepidu ustalili, że do szkół trafia na ogół pismo tej samej treści. Jest ono do pobrania ze strony radczyni prawnej Katarzyny Tarnawy-Gwóźdź, która w rozmowie z DGP powiedziała, że przygotowała pismo na prośbę rodziców, ale i stowarzyszeń, które uważają, że tego typu akcja nie powinna mieć miejsca w szkołach. Zapewniła, że nie chodzi tu o ruchy antyszczepionkowe, ale o reklamowanie produktu przez szkoły, co jest sprzeczne z prawem farmaceutycznym. Do tego zapewnia się o 100 proc. skuteczności szczepienia, nie informując o ewentualnych powikłaniach. Przekazywane według niej informacje nie są więc rzetelne. A to, jak sugeruje w piśmie, grozi odpowiedzialnością od 5 tys. zł do nawet 500 tys. zł, co wynika z przepisów prawa farmaceutycznego.
DGP wysłał pismo innym kancelariom prawnym do oceny.
– Szkoły nie udzielają świadczeń zdrowotnych, zatem nie mogą być adresatem roszczeń, którymi grozi się dyrektorom – wyjaśnia Jolanta Budzowska, radca prawny specjalizujący się w sprawach błędów medycznych.
Adw. Karolina Podsiadły-Gęsikowska z kancelarii adwokacko-radcowskiej Prawnik Lekarza nie zgadza się z tezą, że szkoły, współpracując przy organizacji szczepień, działają wbrew prawu. Nie ma bowiem przepisu, który zabraniałby takiej inicjatywy.
– Co więcej, kwalifikacja do szczepień przeprowadzana jest przez personel medyczny, który ponosi odpowiedzialność, a nie personel szkolny. Do tego szczepienia dokonywane są po uzyskaniu zgody opiekunów prawnych dzieci. Nie są one narzucane przez szkołę – podkreśla.
Juliusz Krzyżanowski, adwokat Baker McKenzie Krzyżowski i Wspolnicy, zaznacza z kolei, że w przesłanym piśmie powołano się na przepisy prawa oświatowego, które w jego ocenie, raczej wspierają edukację w zakresie szczepień i dbanie o zdrowie uczniów, a nie odwrotnie.
– Jeżeli chodzi o argumenty dotyczące reklamy produktów leczniczych, to są one, łagodnie mówiąc, wyssane z palca. Mówimy tutaj o promocji profilaktyki w jednym z wielu obszarów i nie mamy do czynienia z reklamą konkretnego produktu leczniczego, ale z budowaniem świadomości w zakresie korzyści płynących z przyjęcia szczepionki – podkreśla.
Sanepid rozpoczął działania informacyjno -edukacyjne skierowane do dyrektorów szkół, nauczycieli i rodziców dzieci w wieku od 9 do 14 r.ż. Z kolei MEN zaapelował do dyrektorów, by byli odporni na dezinformację, by opierali się wyłącznie na wiarygodnych źródłach. Wsparcia mają też udzielać kuratoria. ©℗