„Ustawa podwyżkowa, którą wprowadzili nasi poprzednicy, kosztowała NFZ 80 mld zł. Miała obowiązywać przez trzy lata. Jeśli dalej będzie obowiązywała w niezmienionej formule, to szpitale zawsze będą miały kłopot” – powiedziała minister zdrowia Izabela Leszczyna w ubiegłym tygodniu w TVP Info. Choć pomyłka dotycząca trzyletniego okresu obowiązywania była szeroko komentowana w środowisku, to medyków bardziej niepokoi niechętny stosunek do aktu prawnego. Przypomnijmy, że dotyczy on pensji osób zatrudnionych w placówkach medycznych na etacie.
To kolejna wzbudzająca kontrowersje wypowiedź Izabeli Leszczyny na temat ustawy o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych, która tylko w tym roku kosztowała NFZ 15 mld zł.
We wrześniowym wywiadzie dla DGP minister mówiła: „Ministerstwo jest pod ogromną presją dyrektorów szpitali i samorządowców, którzy alarmują, że 80–90 proc. kosztów funkcjonowania szpitali to wynagrodzenia”. Dodała, że dyrektorzy oczekują spotkania z personelem medycznym „by móc spojrzeć sobie w oczy i szczerze powiedzieć, jaką mamy sytuację i jakie będą konsekwencje dla pacjentów, jeśli nie podejmiemy żadnych działań”. Na uwagę, że jeśli spróbuje odwrócić tę narrację, ryzykuje kolejne białe miasteczko pod kancelarią premiera, minister odparła: „Dzisiaj kadra medyczna jest relatywnie dobrze opłacana i jestem pewna, że znajdziemy porozumienie bez niepotrzebnych, negatywnych emocji”.
Zamrożenie ustawy podwyżkowej
Tyle że porozumienie polegające na odwróceniu, a nawet zamrożeniu ustawy choćby na rok już dziś budzi spore emocje i wszystko wskazuje na to, że medycy byliby gotowi znów wyjść na ulice.
– Jeśli ktoś podniesie rękę na tę ustawę, ryzykuje nie tylko pełnowymiarowy protest – uważa Tomasz Dybek, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pracowników Fizjoterapii (OZZPF). I dodaje, że ustawa z 2017 r. po raz pierwszy dostrzegła inne zawody medyczne poza lekarzami i pielęgniarkami: – Fizjoterapeuci, diagności laboratoryjni, ratownicy medyczni, farmaceuci szpitalni i technicy elektroradiolodzy zyskali podmiotowość i przede wszystkim zaczęli przyzwoicie zarabiać. Bo wcześniej ich zarobki były żenująco niskie – tłumaczy Tomasz Dybek, który pracował nad projektem ustawy w ramach utworzonego wówczas Porozumienia Zawodów Medycznych.
Również przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Ratowników Medycznych Piotr Dymon uważa, że w razie wstrzymania albo cofnięcia ustawy ratownicy zareagowaliby protestem. – Mam wrażenie, że wróciliśmy do punktu wyjścia, do roku 2015, kiedy rządząca wówczas ta sama opcja polityczna słuchała głównie pracodawców. Teraz też minister przedstawia przede wszystkim ich argumenty, a z nami nikt nie rozmawia. Ani o ustawie podwyżkowej, ani o nowelizacji ustawy o Państwowym Ratownictwie Medycznym, która miała wejść w życie na jesieni tego roku, a wszystko wskazuje na to, że na komisji zdrowia stanie dopiero w grudniu – dodaje Piotr Dymon.
Biały protest powróci?
Przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych Krystyna Ptok nawet nie chce sobie wyobrazić, że ustawa podwyżkowa miałaby zostać cofnięta czy choćby wstrzymana: – Jej wejście w życie na tyle poprawiło zarobki części pielęgniarek, że osoby, które odeszły z zawodu, wznawiały prawo jego wykonywania i wracały do szpitali. Ale pamiętajmy, że pielęgniarek wciąż brakuje, a młode pokolenie nie zrozumie sytua cji pracodawcy, czy sytuacji politycznej i nie zgodzi się na mniejsze zarobki – podkreśla Krystyna Ptok.
Na zamrożenie zarobków nie zgodziliby się również diagności laboratoryjni, którzy przed wejściem ustawy zarabiali niewiele ponad pensję minimalną: – Choć ustawa nie jest idealna, w wielu wypadkach wyciągnęła diagnostów z bardzo złej sytuacji finansowej. Nie ma zgody naszej grupy zawodowej na powrót do sytuacji sprzed podwyżki – zapewnia przewodnicząca Krajowego Związku Zawodowego Pracowników Medycznych Laboratoriów Diagnostycznych Karolina Bukowska-Strakova.
Do protestu przyłączyliby się także lekarscy związkowcy: – Przede wszystkim trzeba zerwać z narracją, że jest to ustawa „podwyżkowa” – zaznacza Sebastian Goncerz, przewodniczący Porozumienia Rezydentów Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy. – Reguluje ona tylko minimalne wynagrodzenia i jest liczona względem średniego wynagrodzenia w gospodarce. Gdyby stało w miejscu, w ochronie zdrowia nie byłoby żadnych podwyżek – precyzuje.
Prezes związku fizjoterapeutów Tomasz Dybek uważa, że rząd nie tknie ustawy: – Kto podniesie na nią rękę, ryzykuje natychmiastową utratę stołka – uważa. Zgadza się z nim Piotr Dymon, szef Związku Ratowników Medycznych: – Dla każdego ministra byłoby to samobójstwo polityczne. ©℗