Medycy alarmują: podpisana przez prezydenta ustawa sprawi, że pacjent nie będzie mógł zastrzec informacji o swoim zdrowiu. I proszą o interwencję m.in. rzecznika praw obywatelskich.
Rzeżączka, kiła, HIV, rak, amputacja jąder – jest wiele chorób, o których pacjenci nie chcą informować swoich bliskich. I zależy im, by tego typu wiadomości o nich nie zostały ujawnione nawet po śmierci. To nie będzie już możliwe, nawet jeśli pacjent za życia będzie zastrzegał, że ujawniania danych nie chce w ogóle lub konkretnym osobom spośród bliskich. O losie informacji medycznych zdecyduje pierwsza osoba uznawana prawnie za bliską, która zgłosi się do lekarza. Tak wynika z ustawy z 10 czerwca 2016 r. o zmianie ustawy – Kodeks postępowania karnego, ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty oraz ustawy o prawach pacjenta i rzeczniku praw pacjenta, podpisanej w zeszłym tygodniu przez prezydenta.
Ustawa, o czym już informowaliśmy, przewiduje możliwość zwolnienia medyka z tajemnicy lekarskiej w zakresie informacji o zmarłym pacjencie. Wystarczy, że jedna z bliskich mu osób (w rozumieniu ustawy o prawach pacjenta i rzeczniku praw pacjenta, czyli m.in. krewny lub powinowaty do drugiego stopnia w linii prostej oraz przedstawiciel ustawowy) wyrazi taką wolę, a inna się temu nie sprzeciwi.
– Lekarze już dzisiaj zgłaszają nam wiele problemów z udostępnianiem informacji o pacjencie. O ile dotychczas pacjent za życia mógł zastrzec, że nie życzy sobie, aby te dane zostały podane komukolwiek, o tyle przy nowych przepisach, po jego śmierci lekarze będą zobowiązani udostępnić tajemnicę związaną z jego leczeniem – mówi Maciej Hamankiewicz, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej.
Co ważne, także kolejność zgłoszenia się do lekarza wymieniona w ustawie może mieć duże znaczenie. Medycy podają wzięte z życia przykłady, gdy umiera osoba, u której okresowo występowały zaburzenia psychiczne. – Zjawia się krąg osób bliskich żądających informacji o jej chorobie. Te informacje mogą tym osobom służyć do unieważnienia ostatniej woli zmarłego – mówi Hamankiewicz. Wspomina też o chorobach przenoszonych drogą płciową. – Nie będzie miało znaczenia, że pacjent powiedział lekarzowi, by nie ujawniał ich tajemnicy po śmierci. Bo właśnie zostaliśmy zobowiązani do ujawnienia tych danych, nawet gdy w ocenie lekarza stopień wyleczenia, sposób życia mógłby pozwalać na dochowanie tajemnicy, bo nie zachodziło prawdopodobieństwo zagrożenia zdrowia innych ludzi – wyjaśnia szef Naczelnej Rady Lekarskiej.
Skąd takie zamieszanie dopiero teraz? Projekt ustawy firmowany był jako poselski PiS. To zaś oznacza, że nie musi przechodzić przez konsultacje. Jeszcze na etapie prac parlamentarnych ostro krytykowały go najważniejsze instytucje – od resortu zdrowia po głównego inspektora ochrony danych osobowych i Sąd Najwyższy. Posłów to jednak nie zraziło. Uważali bowiem, że mają szczytne intencje i to one są kluczowe. Mianowicie przepisy miały ułatwić dochodzenie odszkodowań za błędy medyczne.
W efekcie teraz na jednej szali mamy prawa człowieka do prywatności i lekarzy do zachowania tajemnicy, do której ich zobowiązano, a na drugiej prawo rodzin do informacji o bliskich.
Są też obawy, że gdy pacjenci dowiedzą się o tej regulacji, nie będą chcieli rzetelnie mówić o wcześniej występujących chorobach. – Stworzono nieludzkie prawo, które stawia lekarzy w sytuacji dylematu etycznego. Tajemnica lekarska zwie się lekarską, ale tak naprawdę dotyczy pacjenta. Pacjenta, którego wola wyrażona za życia przestanie w obliczu nowych przepisów mieć jakiekolwiek znaczenie po śmierci. Jak mamy teraz być pewni, że pacjent powie nam wszystko? Jak to wpłynie na jego zdrowie i życie? Zadajemy te pytania pomysłodawcom zmian – mówi Hamankiewicz.
Etap legislacyjny
Czeka na publikację w Dzienniku Ustaw