Naszym celem nie jest spowodowanie zapaści w kardiologii inwazyjnej, ale wyrównanie patologicznych różnic. Chodzi o to, aby wszyscy pacjenci mieli sprawiedliwy dostęp do leczenia. Wywiad z Wojciechem Matusewiczem.
Wojciech Matusewicz, prezes Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji / Dziennik Gazeta Prawna
Placówki medyczne, szczególnie kardiologiczne i ortopedyczne, są rozczarowane nowymi wycenami świadczeń przygotowanymi przez agencję. Twierdzą, że nijak się one mają do rzeczywistych kosztów, bo wzięte pod uwagę dane były szczątkowe.
Jestem zaskoczony taką reakcją, bowiem wszyscy świadczeniodawcy zostali poinformowani o tym, że mogą przekazać nam swoje dane. Co więcej, nie za darmo. Jednak nie wszyscy zdecydowali się podpisać z nami umowy w tym zakresie, choć doskonale zdawali sobie sprawę, że od tego będzie zależeć wycena świadczeń. Przy czym podkreślę, agencja nie wszędzie zdecydowała się na cięcia. Niektóre taryfy zostały znacznie podwyższone, tak jak np. w leczeniu siatkówczaka u dzieci czy świadczeń z zakresu kardiologii zachowawczej.
Czy przesłane dane były dokładnie weryfikowane?
Oczywiście. Ale ich rzetelność jest przede wszystkim w interesie placówek, ponadto do tego obligowały je podpisane umowy. Powtórzę jeszcze raz, wszystkie placówki zostały zaproszone do współpracy z nami, jednak nie wszystkie skorzystały z tej szansy.
Może zawiodła metodologia przygotowania wycen?
Główną metodą analizy danych, choćby przy taryfikacji kardiologii inwazyjnej, jest analiza kosztów w odniesieniu do pojedynczego pacjenta. Jest to tzw. metoda mikrokosztów, którą powszechnie stosuje wiele krajów, m.in. Australia, Austria, Kanada czy Niemcy. Jestem więc wielce zaskoczony, że mimo iż ciągle mówimy o naszej metodyce mikrokosztów, uznane autorytety medycyny w kardiologii publikują w poważnych dziennikach nieprawdziwe informacje. Przeczytałem właśnie ze zdziwieniem, że „agencja przy ustalaniu taryf z zakresu kardiologii inwazyjnej stosowała metodykę podażowo-popytową”. To znaczy, że nikt jej nie przeczytał i nikt nie przeczytał naszych raportów. Brakuje mi dyskusji o twardych faktach i o liczbach, większość krytyki to hasła bez podania konkretnych danych. Ponadto chciałbym podkreślić, że zastosowana przez nas metodologia została zaakceptowana przez Radę ds. Taryfikacji, w której zasiadają eksperci reprezentujący różne środowiska, w tym świadczeniodawców. Naprawdę nie rozumiem tej fali krytyki. Taryfikacja świadczeń to jedyne i najlepsze narzędzie do sprawnego zarządzania ochroną zdrowia. Smutne jest to, że dziś próbuje się podważać autorytet agencji, myląc ocenę technologii medycznych (HTA – health technology assessment) z taryfikacją. W raportach taryfikacyjnych nie wykonuje się analizy koszt-efekt, bo to nie jest ocena świadczenia, ale jego realna wycena, a to zupełnie dwie różne rzeczy.
Wiem, że jeszcze za wcześnie, by podsumowywać konsultacje, ale czy z wysyłanych uwag może wynikać, iż cięcia w kardiologii inwazyjnej mogą być mniejsze?
Wszystkie przesłane do nas uwagi były gruntownie analizowane. Kilka było zasadnych. Główne rozbieżności dotyczyły czasu hospitalizacji albo kosztów procedur, które są, według niektórych, nieco wyższe. Wnioskodawcy sugerowali, że pacjent przebywa w szpitalu dłużej, niż przedstawiliśmy w naszych wyliczeniach, a niektóre procedury są bardziej kosztochłonne. Przyznam, że są tacy, którzy sugerują, że niektóre świadczenia kardiologiczne obniżyliśmy tak drastycznie, iż spowoduje to zapaść w polskiej kardiologii i zwiększy śmiertelność wśród chorych z wadami układu krążenia. Bardzo wielu przyznaje też, że lepiej wycenionymi świadczeniami właśnie w tej dziedzinie równoważyli budżety placówek i pokrywali straty z innych oddziałów.
Nie boi się pan, że po obniżkach kardiologia interwencyjna faktycznie popadnie w poważny kryzys i stracą na tym pacjenci?
Zdajemy sobie sprawę, że wycena kardiologii inwazyjnej budzi wiele emocji, bo taryfa spadła o 10, 30, a w jednym przypadku nawet o 60 proc. Trzeba jednak pamiętać, że to wynik rzetelnej analizy danych, które dostaliśmy od świadczeniodawców. Prawda jest taka, że niektóre świadczenia są po prostu przeszacowane. Przy czym opublikowane przez nas wyceny nie są ostateczne, dlatego zbieraliśmy uwagi i dokładnie je teraz analizowaliśmy. Proszę mi uwierzyć, naszym celem nie jest spowodowanie zapaści w kardiologii inwazyjnej, ale wyrównanie patologicznych różnic, tak aby wszyscy pacjenci mieli sprawiedliwy dostęp do każdego rodzaju leczenia. Chciałbym też zwrócić uwagę, że nowa wycena kardiologii inwazyjnej to pierwszy etap całego projektu związanego z kardiologią. Opublikowaliśmy właśnie kolejne propozycje do dyskusji, są to świadczenia z zakresu kardiologii zachowawczej, między innymi ciężkie niewydolności serca i niektóre z nich wzrosły o 100 proc.
Kiedy ostatecznie zostaną ustalone taryfy?
Do końca czerwca opublikujemy obwieszczenia do taryf, które obecnie konsultowaliśmy. Chciałbym podkreślić, że zaproponowane w tym roku konsultacje społeczne propozycji taryf to zupełnie nowe podejście do całej wyceny świadczeń, które też znalazło się w projekcie nowelizacji ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych. Procedura jest bardzo prosta, po naszych analizach kosztowych propozycje taryf publikujemy na stronie internetowej i zbieramy do nich uwagi. Następnie raport analityczny i uwagi są przedstawiane Radzie ds. Taryfikacji, która konsultuje je z autorami lub innymi zainteresowanymi stronami. Dopiero potem powstaje opinia rady, a w ślad za nią obwieszczenia prezesa agencji, czyli moje. To zupełnie innowacyjne podejście, trochę przypominające proces refundacji leków i działania komisji ekonomicznej w Ministerstwie Zdrowia, choć zakres rozmów i partnerzy są zupełnie inni. W ten sposób chcieliśmy dać środowisku czas na przemyślenie i zweryfikowanie naszych propozycji, być może zweryfikujemy nieco także nasze propozycje w kardiologii.
Taryfami zajmuje się agencja, ale dość nieoczekiwanie swoje zmiany wprowadza w tym samym zakresie NFZ. O co chodzi?
Zgodnie z ustawą o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych prezes NFZ może ustalać taryfy do czasu wydania ich przez prezesa AOTMiT. Miał więc prawo to zrobić.
A co się takiego stało, że agencja postanowiła zmienić ubiegłoroczną wycenę dla psychiatrii?
Skorygowaliśmy ją na podstawie zlecenia ministra zdrowia. Konsultowana ostatnio nowa propozycja wycen jest związana z nowymi priorytetami oraz organizacją opieki psychiatrycznej. Kładzie ona nacisk na opiekę środowiskową, bo tak dziś leczą cała Europa i świat. Pacjent psychiatryczny powinien być leczony i mieć zapewnioną dobrą opiekę w swoim środowisku, bo to także element jego terapii i szybszego powrotu do zdrowia.
Na jakiej zasadzie minister może zmienić coś, co już było ustalone?
Od tamtej taryfy minął już prawie rok. W tym czasie w ministerstwie zaczęły się prace nad zmianami systemowymi w psychiatrii, co musiało skutkować naszymi analizami i zmianą taryfikacji.
Nad wycenami jakich świadczeń teraz pracujecie? Które będą gotowe jeszcze w tym roku?
Teraz zajmujemy się wentylowanymi mechanicznie, pozostałymi grupami ortopedycznymi i kardiologicznymi. Zajmować się będziemy też ginekologią i położnictwem oraz wieloma innymi procedurami, takimi jak radioterapia, oraz tymi dziedzinami, które zleci nam resort zdrowia.
A co z koszykiem świadczeń? Dacie radę go szybko uporządkować?
Jesteśmy raczej spokojni. W zakresie zapewnienia agencji odpowiedniego finansowania aktywnie pracujemy z Ministerstwem Zdrowia i jest duże zrozumienie naszych potrzeb, niestety bez profesjonalistów niewiele da się zrobić, a ci kosztują.
A nie boi się pan, że znów będą problemy przede wszystkim z pozyskaniem danych od placówek medycznych?
Mam nadzieję, że nie. Coraz więcej świadczeniodawców się przekonuje, że przekazanie nam wartościowych danych kosztowych zwyczajnie się opłaca. Organizujemy też spotkania i przekonujemy świadczeniodawców do współpracy z nami. W przyszłość więc patrzę z optymizmem.