Oddziałów chirurgii ogólnej ubywa z powodu braku lekarzy, a NFZ proponuje obniżkę wycen w tej specjalizacji.

W połowie maja zespół Oddziału Chirurgii Ogólnej Szpitala Wojewódzkiego w Opolu rozwiązał w trybie natychmiastowym umowy z placówką, która była zmuszona zawiesić oddział. Chirurdzy nie zgodzili się na pracę w systemie: jeden lekarz na dyżurze, jeden pod telefonem. – To zagrażało bezpieczeństwu pacjentów i zostało negatywnie zaopiniowane przez konsultanta wojewódzkiego – mówi były p.o. ordynator oddziału Karol Popiołek. I dodaje, że zarząd placówki nie dotrzymał warunków porozumienia z lutego, które zawarto, by powstrzymać odejście przepracowanych chirurgów z oddziału.

Pacjentów skierowano na inne oddziały w regionie. – I choć dziś oddział reaktywował działalność, nie dyżuruje w trybie ostrym, a operacje planowe są wykonywane tylko przez trzy dni w tygodniu. Z największej chirurgii w regionie zrobiła się mniejsza niż w Prudniku. A przecież mieliśmy pacjentów na wszystkich 33 łóżkach plus na dostawkach i dwa razy w tygodniu operowaliśmy na dwie sale – mówi Karol Popiołek, który nie rozumie podejścia zarządu placówki ani braku wsparcia lokalnych urzędników, którzy nie odpowiedzieli na apele lekarzy.

Prawie dwa miesiące temu działalność zawiesił także oddział chirurgii ogólnej w Lublińcu na Śląsku, a tamtejsi lekarze zasilili placówkę w Oleśnie, gdzie działa oddział ratunkowy. Na początku marca zawieszono Oddział Chirurgii Ogólnej w Szpitalu Miejskim w Żorach na Śląsku, wcześniej podobne decyzje podejmowało szefostwo innych szpitali w województwie: w Rybniku, Bytomiu i Tarnowskich Górach.

Towarzystwo Chirurgów Polskich (TChP) z oburzeniem przyjęło projekt nowelizacji zarządzenia prezesa NFZ z 27 czerwca 2024 r., które obniża finansowanie zabiegów resekcyjnych jelita grubego o ok. 27 proc., a zabiegów endoskopowych ablacyjnych jelita grubego o ok. 50 proc. „Absolutnie nie zgadzamy się z likwidacją współczynników korygujących zabiegów chirurgicznych w zakresie układu pokarmowego, a jednocześnie wprowadzanie korzystnych współczynników korygujących dla neurochirurgii, urologii, ortopedii” – zwraca się w piśmie do prezesa NFZ Filipa Nowaka prezes TChP prof. Krzysztof Zieniewicz. Dodaje, że na oddziałach chirurgicznych odbywa się codziennie kilka tysięcy operacji, ratuje się życie, ale wyceny procedur chirurgicznych już teraz są często poniżej realnych kosztów, a oddziały są jednymi z najbardziej deficytowych w szpitalach.

Zdaniem Renaty Florek-Szymańskiej, chirurg ogólnej i naczyniowej, kierownik Oddziału Chirurgii Naczyniowej w Mazowieckim Szpitalu Specjalistycznym w Radomiu, kolejna obniżka wycen to dobijanie chirurgii ogólnej: – Często pacjenci chirurgiczni są osobami z wielochorobowością i wymagają dłuższej hospitalizacji czy droższego leczenia, a szpitalom płaci się tylko za wykonaną procedurę chirurgiczną. Ta jednak nie jest z gumy i to placówka musi ponieść dodatkowe koszty. W ten sposób szpitale się zadłużają – mówi lekarka.

Zdaniem TChP ubożenie oddziałów chirurgicznych zniechęca do pracy młodych adeptów tej dziedziny medycyny. Rzeczywiście według danych Centrum Medycznego Kształcenia Podyplomowego na ponad 1,4 tys. wolnych miejsc rezydenckich w chirurgii ogólnej obsadzonych jest jedynie 913, podczas gdy jedna trzecia pozostaje wolna.

– Zainteresowanie specjalizacjami zabiegowymi spada od lat – przyznaje przewodniczący Porozumienia Rezydentów Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy Sebastian Goncerz. – Ale przyczyn, dla których polska chirurgia umiera, jest więcej niż obniżenie wyceny świadczeń. Fakt, że tak niewiele osób kieruje się na tę specjalizację, niezależnie od województwa, problemu, świadczy, że problem jest głębszy. Każdy, kto miał kontakt z oddziałem chirurgii w trakcie studiów, wie, że to miejsce nieprzyjemne nie tylko pod względem warunków, lecz także wzajemnego się traktowania – dodaje.

Na prawie 500 oddziałach chirurgii ogólnej w Polsce dotkliwie brakuje jednak nie tylko rezydentów, lecz także specjalistów, czego przykładem jest sytuacja z Opola. I choć z rejestru Naczelnej Izby Lekarskiej wynika, że w Polsce jest 9510 chirurgów ogólnych, z czego w zawodzie pracuje 8908, dane Eurostatu mówią już tylko o ok. 6 tys. lekarzy zajmujących się chirurgią ogólną – pozostali mają także inne, węższe specjalizacje, którym się poświęcają, np. chirurgii naczyniowej czy onkologicznej. Według TChP w szpitalach pracuje ok. 4 tys. chirurgów, których średnia wieku to 60 lat i z których połowa jest już po sześćdziesiątce, a 15 proc. osiągnęła wiek emerytalny. Tymczasem za optymalny wiek dla chirurga w Polsce uznaje się czas między 50. a 60. rokiem życia, biorąc pod uwagę, że średnio specjalizację uzyskuje się w wieku 36 lat.

4 tys. lekarzy w publicznych szpitalach mogłoby wystarczyć, gdyby część oddziałów skonsolidować, co od lat postulują eksperci i co w założeniach nowelizacji tzw. ustawy o restrukturyzacji szpitali proponuje Ministerstwo Zdrowia. Zauważa, że na wielu obszarach występuje dublowanie świadczeń i możliwość finansowania ze środków publicznych chce umożliwić tylko tym oddziałom, w których jest co najmniej 60-proc. udział zabiegów. W sytuacji gdy na terenie jednego powiatu działają dwa szpitale z oddziałami chirurgii, o taki udział świadczeń trudno.

Dlatego resort zdrowia zachęca do przekształcania „nieefektywnych” łóżek w te przeznaczone dla opieki długoterminowej. I wprowadza zachęty dla placówek, które chciałyby zainwestować w oddział dla pacjentów niewymagających już wysokospecjalistycznej opieki na oddziale chirurgii, ortopedii czy np. chorób wewnętrznych, ale nadal z różnych względów nie mogą wyjść do domu. Na wyposażenie oddziałów opieki długoterminowej ma zostać przeznaczona część środków z Krajowego Programu Odbudowy (KPO), resort podniesie też wycenę takiej opieki o 13 proc.

– Takie łóżka są bardzo potrzebne, a przykład zamykających się ostatnio oddziałów pokazuje, że w placówkach jest miejsce, by je tworzyć – mówi Marcin Pakulski, dyrektor ds. medycznych Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Częstochowie, były prezes NFZ za czasów rządów PO. – W dobie starzejącego się społeczeństwa będziemy potrzebować coraz więcej miejsc niebędących oddziałami szpitalnymi, czyli nieprowadzących diagnostyki i leczenia, ale zapewniających leżącym, niesamodzielnym pacjentom pielęgnację i rehabilitację. Pamiętajmy, że koszt pobytu na oddziale szpitalnym jest wysoki i niewspółmierny do kosztów opieki dla pacjentów długoterminowych, którzy obecnie w wielu miejscach blokują łóżka pacjentom wymagającym opieki specjalistycznej – tłumaczy Marcin Pakulski. W jego szpitalu łóżka długoterminowe znajdują się w 21-łóżkowym zakładzie opiekuńczo leczniczym (ZOL).

Paweł Trzciński, rzecznik Wielospecjalistycznego Szpitala Wojewódzkiego w Gorzowie Wlkp., również przyznaje, że łóżka długoterminowe są koniecznym rozwiązaniem problemu tzw. pacjentów niczyich, których stan zdrowia jest już na tyle dobry, że mogliby wrócić do domu, ale tam nie ma się nimi kto zająć, albo tego domu nie mają. ©℗