Placówki wyłonione w drodze konkursu do realizacji rządowego programu in vitro deklarują, że są gotowe na przyjmowanie pacjentów od 1 czerwca. Pytanie tylko, czy jego start nastąpi o czasie.
Do wczoraj, do godz. 16 placówki wyłonione do realizacji rządowego programu leczenia niepłodności mogły wnieść odwołanie od wyniku oceny merytorycznej dokonanej podczas konkursu na wybór oferentów.
Placówki, do których udało się dotrzeć DGP, zapewniły, że nie mają tego w planach.
– Nie zamierzamy się odwoływać. Chcemy, by jak najszybciej program in vitro ruszył, a tym samym byśmy mogli już od nowego miesiąca przyjmować pierwszych pacjentów – zapewnia Małgorzata Kolczyńska, rzecznik prasowy Ginekologiczno-Położniczego Szpitala Klinicznego im. Heliodora Święcickiego Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu. Podobnie mówią przedstawiciele Warszawskiego Szpitala Południowego.
Było to jednak kilkanaście spośród 58 ośrodków, które znalazły się na liście realizatorów programu. Do tego dochodzą placówki, które nie zakwalifikowały się ostatecznie do programu. Tym samym do wczoraj wciąż istniało ryzyko opóźnienia w jego starcie. Szczególnie że – jak informują placówki – wciąż nie podpisano z nimi umów na jego realizację.
– Nadal czekamy. A jest to warunek tego, byśmy mogli zacząć przyjmować pacjentów. Uważamy, że zawarcie umowy jest możliwe do końca maja. Można to bowiem zrobić drogą elektroniczną, podobnie jak przeprowadzono całą procedurę w ramach konkursu na wyłonienie oferentów – zauważa Łukasz Hubicz, dyrektor sieci Invimed.
Gotowi do realizacji
Placówki w rozmowie z DGP podkreślają, że z ich strony żadnych opóźnień nie będzie. Jak zaznaczają, są w pełni gotowe na obsługę pacjentów, a więc będzie się można do nich zgłaszać w prywatnych placówkach już od 1 czerwca, czyli od soboty, a w publicznych od poniedziałku, 3 czerwca. Pod warunkiem oczywiście, że nie będzie żadnych opóźnień po stronie resortu zdrowia, który jest organizatorem programu leczenia niepłodności.
– Będzie się można do nas zgłaszać telefonicznie, osobiście lub e-mailowo. Niezależnie od drogi kontaktu warunkiem zapisu będzie rejestracja na specjalnym formularzu, który pozwoli nam na przygotowanie harmonogramu przyjęć – wyjaśnia Łukasz Hubicz, dodając, że w pierwszych tygodniach placówki Invimed spodziewają się bardzo dużego zainteresowania.
– Myśleliśmy nawet o zatrudnieniu dodatkowych osób do naszego call center. W związku z tym, że finalizacja programu ma miejsce w ostatniej chwili, czyli tuż przed jego uruchomieniem, stało się to niemożliwe. To muszą być osoby z wiedzą o programie i procedurze, by świadczyły fachową usługę. Wymagające przeszkolenia, na co nie ma już czasu – wytłumaczył.
Przedstawiciele wyłonionych placówek przyznają jednak, że sama rejestracja to dopiero początek. Po niej następuje wyznaczenie spotkania organizacyjnego z konsultantem, na którym dojdzie do akceptacji regulaminu programu przez pacjenta oraz zostanie sprawdzone, czy dana osoba może w nim uczestniczyć. Przypomnijmy: z bezpłatnego in vitro będą mogły skorzystać kobiety do 42. roku życia, korzystające z własnych komórek jajowych lub dawstwa nasienia. Poza tym mogą nim zostać objęte kobiety do 45. roku życia, jeśli korzystają z dawstwa oocytów (żeńskich komórek płciowych) lub zarodka, a także mężczyźni do 55. roku życia.
– Trzeba będzie udowodnić, że w ciągu ostatnich 12 miesięcy osoba, która chce skorzystać z in vitro, poddawała się leczeniu niepłodności, ale bezskutecznie, albo że jest niepłodna np. z powodu braku jajowodów. Po tym spotkaniu zostanie wyznaczone kolejne, już w ramach programu. Chcemy, by miało to miejsce jeszcze w czerwcu – tłumaczy Łukasz Hubicz.
Damian Warzecha z Warszawskiego Szpitala Południowego dodaje, że pacjentki na pierwszą wizytę powinny przyjść z dokumentacją potwierdzającą niepłodność. Samo ich oświadczenie nie wystarczy.
Rządowy program zakłada też uczestnictwo pacjentów z chorobami onkologicznymi, którzy dzięki niemu będą mogli zabezpieczyć płodność na przyszłość dzięki pobraniu i przechowaniu gamet. W tym wypadku program obejmie kobiety od okresu dojrzewania do 40. roku życia i mężczyzn od okresu dojrzewania do 45. roku życia.
Wiele pytań
Placówki przyznają, że mają mnóstwo obaw w związku z realizacją programu. Mają przede wszystkich pytania techniczne o to, jak program będzie rozliczany, czy dobrze rozumieją dane zapisy, bo mają wrażenie, że przepisy się wykluczają. Placówki prywatne podkreślają, że program nie zakłada badań genetycznych zarodków. Pytanie, czy osoby z ryzykiem genetycznym będą mogły dokonać ich na własny koszt, czy w przypadku uczestniczenia w programie jest to jednak niemożliwe.
– Otrzymaliśmy odpowiedź, że takie rozwiązanie nie wchodzi w grę. Można jednak wykonać badania przed przystąpieniem do programu – mówi Damian Warzecha.
Placówki obawiają się też, że przyznane pieniądze skończą się przed czasem. Budżet programu to 2,5 mld zł do 2028 r. Na każdy rok przewidziano 500 mln zł. Na razie, w ramach środków na pierwszy rok, rozdysponowano niemal 400 mln zł.
– To oznacza, że będzie można wnioskować o dodatkowe pieniądze. Mamy informacje, że będzie to można zrobić od września. Jeśli to będzie możliwe, a nasz budżet się wyczerpie, to wystąpimy o kolejne finansowanie – mówi przedstawiciel jednej z placówek. ©℗