Nie ma przepisów, które regulowałyby przechodzenie z przemysłu farmaceutycznego do ministerstwa. A te, które regulują drogę odwrotną, są mocno przestarzałe.

Od kilku dni środowisko związane z systemem ochrony zdrowia bulwersuje powołanie na stanowisko wicedyrektorki departamentu polityki lekowej i farmacji (DPLiF) Ministerstwa Zdrowia Pauliny Sosin-Ziarkiewicz, dotychczas zatrudnionej jako governmental affairs and legal manager (w wolnym tłumaczeniu menedżer ds. kontaktów ze stroną rządową oraz prawnych) w Związku Pracodawców Innowacyjnych Firma Farmaceutycznych Infarma. Organizacja skupia międzynarodowych producentów leków, o których refundacji i cenach decyduje m.in. DPLiF.

Na rynku zawrzało, a Polski Związek Pracodawców Przemysłu Farmaceutycznego (PZPPF) wystąpił do minister zdrowia Izabeli Leszczyny z prośbą o spotkanie w sprawie nominacji.

Najlepsza, ale…

Choć Sosin-Ziarkiewicz pracowała w Infarmie przez niespełna 16 miesięcy (od stycznia 2023 r.), PZPPF obawia się, że nowa wicedyrektorka „może zbyt słabo znać perspektywę polskich producentów leków”. – Dlatego chcemy poprosić o comiesięczne spotkania, na których nowa pani dyrektor pozna także naszą perspektywę. Chodzi o to, by wydawane przez DPLiF decyzje były jak najbardziej obiektywne – tłumaczy prezes PZPPF Krzysztof Kopeć. To prawnik, w latach 2007–2008 specjalista, a w latach 2008–2013 naczelnik wydziału refundacji i cen DPLiF, który po odejściu z resortu pracował najpierw w Głównym Inspektoracie Sanitarnym, a potem w kancelarii prawnej Linklaters. W PZPPF jest od 2015 r., prezesem został w 2018 r.

PZPPF wątpliwości dotyczące nominacji wyraża otwarcie. Pozostali uczestnicy rynku komentują ją w kuluarach. I choć wielu podkreśla, że Sosin-Ziarkiewicz wydaje się najlepszą kandydatką na wicedyrektor DPLiF, jako prawnik i była wieloletnia pracowniczka Głównego Inspektoratu Farmaceutycznego, a następnie Komisji Nadzoru Finansowego, to jej ostatnie miejsce pracy budzi wątpliwości.

– W tego typu sytuacjach naturalnym rozwiązaniem byłoby wyłączenie takiego pracownika z rozpatrywania określonej sprawy, ale przesłanki do takiego wyłączenia wynikające z kodeksu postępowania administracyjnego są bardzo konkretne i wąskie i nie przewidują takiej możliwości – uważa Paweł Litwiński, adwokat z kancelarii Barta Litwiński. Jego zdaniem należy patrzeć na wydźwięk społeczny decyzji kadrowych. – Osobiście ani bym w ten sposób nie przeszedł do sektora publicznego, ani nie zatrudniłbym do regulowania sektora prywatnego osoby przechodzącej bezpośrednio z sektora prywatnego – mówi Litwiński.

Decyzja resortu dziwi też Grzegorza Makowskiego z Fundacji Batorego: – Ministerstwo Zdrowia ryzykuje poważny problem wizerunkowy. Takie postępowanie osłabia zaufanie do urzędu, a nawet instytucji publicznych w ogóle. Relacje między sektorem publicznym a farmaceutycznym zawsze budzą kontrowersyjne i są wskazywane jako obszar wysokiego ryzyka nadużyć – tłumaczy. Dziwi go też, że na ryzyko takiej decyzji nie uczuliła Sasin-Ziarkiewicz sama Infarma.

Jakie ograniczenia

O potrzebie okresu przejściowego między pracą w „pharmie” a sektorze publicznym coraz częściej mówi się w samym środowisku. Prawo tego jednak nie wymaga: – A może powinno – zauważa Anna Gołębicka, ekspertka Fundacji im. Adama Smitha. – Najważniejsze są jasne zasady, bo ich brak zawsze budzi niepokój i kontrowersje. W biznesie często menedżerowie wyższego szczebla podpisują kontrakty, które określają płatny zakaz konkurencji, który np. przez rok gwarantuje im równowartość pensji w zamian za niepodejmowanie pracy u konkurencji lub podmiotów, z którymi pracowali. To daje korporacji poczucie bezpieczeństwa, że wiedza o aktualnych planach i strategii firmy na rynku nie będzie użyta na jej niekorzyść, gdyż po upływie tego czasu zwykle w dużej mierze się ona dewaluuje – mówi Gołębicka.

Grzegorz Makowski dodaje, że w sektorze publicznym taki zakaz konkurencji powinien trwać dłużej: – Grupa Państw przeciwko Korupcji GRECO przy Radzie Europy zaleca, by „cool-off period” w przypadku przechodzenia między sektorami publicznym i prywatnym trwał dwa lata – podkreśla.

Ograniczenia istnieją w stosunku do byłych ministrów i wiceministrów oraz niektórych dyrektorów departamentów. Ustawa o ograniczeniu prowadzenia działalności gospodarczej przez osoby pełniące funkcje publiczne przewiduje, że nie mogą one być zatrudnione lub wykonywać innych zajęć u przedsiębiorcy, jeżeli brały udział w wydawaniu rozstrzygnięcia w sprawach indywidualnych dotyczących tego przedsiębiorcy.

Dlatego Marcin Czech, w latach 2017– 2019 wiceminister ds. polityki lekowej, przez rok po odejściu z MZ nie współpracował z żadną firmą farmaceutyczną. Jego przyjście do ministerstwa wzbudziło większe kontrowersje niż dziś nominacja Sosin-Ziarkiewicz, bo w 2015 r., na dwa lata przed przyjściem do resortu, zakończył 17-letnią karierę w międzynarodowych firmach farmaceutycznych (Servier i Novo Nordisk). Czech do ministerstwa przychodził na miejsce Krzysztofa Łandy, którego przypadek (minister negatywnie zaopiniował wniosek o refundację produktu, który wcześniej, jako niezależny ekspert, rekomendował do refundacji) wymusił zmianę regulaminu organizacyjnego resortu w taki sposób, by wiceminister ds. polityki lekowej musiał wyłączać się z decyzji dotyczących podmiotu, któremu w przeszłości doradzał, i jego konkurencji. ©℗