Placówki, które rzadko wykonują skomplikowane operacje, będą stopniowo tracić możliwość ich wykonywania. Dzięki temu ma spaść liczba powikłań i zgonów.
ikona lupy />
Świadczenia specjalistyczne w liczbach / Dziennik Gazeta Prawna
Pierwsze kroki w kierunku jakościowej rewolucji wykonały już resort zdrowia i Narodowy Fundusz Zdrowia. Ten drugi postanowił, że skoordynowaną opiekę nad ciężarnymi będzie kontraktować tylko ze szpitalami przyjmującymi przynajmniej 600 porodów rocznie (i lepiej im za to zapłaci). Z kolei ministerstwo zmienia warunki wykonywania endoprotezoplastyki.
Wkrótce zmiany czekają też inne dziedziny. Powód: opublikowane w kwietniu mapy potrzeb zdrowotnych dowodzą, że zdecydowanie za dużo szpitali realizuje skomplikowane procedury. Na podstawie wskaźnika śmiertelności pooperacyjnej określono, że liczba placówek przeprowadzających operacje, np. układu nerwowego czy pokarmowego powinna spaść nawet o 90 proc. – Mapy potrzeb nie wskazują, że liczba świadczeniodawców powinna zostać zmniejszona. Pokazują natomiast możliwe pola do przekształceń w zakresie struktury kontraktowania oddziałów szpitalnych – dyplomatycznie komentuje Milena Kruszewska, rzeczniczka MZ. I dodaje, że z unijnych funduszy będą teraz realizowane m.in. projekty podnoszenia jakości opieki do standardów międzynarodowych.
Potrzebna wprawa
Eksperci nie mają wątpliwości, jaki będzie kierunek zmian. – W bardzo wielu dziedzinach medycyny wyznaczenie wskaźników mierzących doświadczenie jest kluczowe – uważa Małgorzata Gałązka-Sobotka z Uczelni Łazarskiego, zasiadająca w Radzie NFZ. – Trudno zagwarantować odpowiednią jakość skomplikowanych zabiegów bez osiągnięcia masy krytycznej – dodaje. Dlatego wiele środowisk: lekarzy, pacjentów, a nawet szefów szpitali, apeluje, aby kwestię tę uporządkować.
– Obecnie każdy szpital, który zakontraktował jakiś zakres opieki medycznej, może wykonywać wszystkie wchodzące w jego skład świadczenia, nawet jeśli nie ma odpowiedniego doświadczenia i zaplecza – zwraca uwagę Klaudia Rogowska, dyrektor Szpitala Klinicznego nr 7 w Katowicach-Ochojcu. Zastrzega jednak, że w praktyce trudniejsze przypadki szpitale często kierują do innych placówek. Tyle że nie jest to usankcjonowane prawnie, organizacyjnie ani finansowo.
Bez elektronicznych rejestrów medycznych liczba zabiegów jest najprostszym miernikiem jakości. – Zasygnalizowane w mapach zdrowotnych wskaźniki, jak m.in. ponowne hospitalicje, czas pobytu w szpitalu i zgony mogą uzupełnić obraz placówki. Gdy doda się do tego raportowanie powikłań i zdarzeń niepożądanych oraz efektów leczenia, może się okazać, że liczba zabiegów będzie mogła zejść na dalszy plan – uważa Gałązka-Sobotka.
Także zdaniem innych ekspertów temat wymaga dopracowania. – Brakuje nam danych dotyczących tego, kto wykonuje zabiegi, a także bardziej szczegółowych informacji o chorobach współistniejących oraz powikłaniach – wylicza Jarosław Fedorowski, szef Polskiej Federacji Szpitali. Wskaźniki – jak zaznacza – powinno się jednak wyliczać tak, jak za granicą. Czyli w odniesieniu do zabiegów wykonywanych przez lekarza samodzielnie, a nie np. tych, przy których asystuje.
Pojawia się też kwestia tego, czy zmniejszenie liczby placówek nie spowoduje wydłużenia kolejek. Zdaniem ekspertów nie można tego wykluczyć, przynajmniej w części procedur i szpitali – np. tam, gdzie sale operacyjne są już w dużej mierze wykorzystane. Fedorowski przypomina jednak, że podstawowym powodem kolejek są rażąco niskie nakłady na zdrowie i wynikająca z nich zbyt niska liczba zakontraktowanych świadczeń.
Pacjenci pacjentom
Na razie informacje o tym, gdzie operacje wykonywane są bezpieczniej, a chirurg ma większe doświadczenie przekazywane są pocztą pantoflową (swój udział mają w tym m.in. organizacje pacjenckie). Tymczasem od tej wiedzy może zależeć np. to, jakie szanse na przeżycie będzie miał chory na czerniaka – bo część placówek, które wycinają nowotwór, nie oferuje programów lekowych, znacznie zwiększających szanse pacjenta.
Ale zdarzają się sytuacje, gdy nie ma czasu na szukanie informacji o tym, kto jest lepszy. Tak jest np. przy udarze. Tymczasem niewielka część oddziałów oferuje bardzo pomocną w takim wypadku trombolizę czy trombektomię. Zaś o tym, jak skuteczne będzie ich zastosowanie, decydują minuty.