- Jeśli dziś otworzylibyśmy podstawową opiekę zdrowotną dla wszystkich, to część osób może stracić motywację do opłacania składki zdrowotnej - mówi Agnieszka Jankowska-Zduńczyk.
W ostatnich dniach wiele mówi się o podstawowej opiece zdrowotnej, głównie za sprawą NFZ, który opublikował wyniki badania satysfakcji pacjentów oraz raport o potencjale medycyny rodzinnej. Jak ocenia pani te dokumenty?
Cieszę się, że pokuszono się w NFZ o przeanalizowanie sytuacji w POZ. Jako lekarze czuliśmy podskórnie, że nasi pacjenci są usatysfakcjonowani. Jednak w ostatnim czasie pojawiały się informacje oraz dane ankietowe innych instytucji i organizacji, które wskazywały na to, że to zadowolenie spada.
Raporty NIK oraz Fundacji Watch Health Care wskazywały m.in. na utrudniony dostęp do niektórych świadczeń. Ale pacjenci w ankiecie NFZ wystawiali swoim lekarzom wysokie oceny.
Jako konsultant krajowy jestem przede wszystkim zadowolona z danych na temat dostępności – ok. 75 proc. pacjentów uzyskuje w POZ poradę lekarską w tym samym dniu lub z jednodniowym oczekiwaniem. Jeśli ktoś będzie mówił o dostępności, to wyniki tej ankiety, w której wypowiedziało się ponad 35 tys. osób, są najlepszym źródłem informacji.
Lekarze rodzinni bardzo się tych ankiet obawiali – zwłaszcza tego, że wypełniać będą je tylko niezadowoleni.
Dlatego wyniki to pozytywne zaskoczenie. Zwykle badania satysfakcji z góry są opatrzone błędem wynikającym ze zwiększonego udziału osób niezadowolonych. A na dodatek badanie NFZ zostało przeprowadzone w listopadzie, gdy jest zwiększona zachorowalność i naturalnie trudniej umówić wizytę.
W wynikach ankiety ważne są też oczekiwania pacjentów. Zawsze uważaliśmy, że profesjonalizm jest jednym z najistotniejszych, o ile nie najistotniejszym elementem w POZ. I to się potwierdziło we wskazaniach, co w oczach osób korzystających z medycyny rodzinnej jest najważniejsze. Będzie nas to dodatkowo motywować do rozwoju. Jeśli dodamy do tego, że połowa osób wypełniających ankiety wystawiła nam w pięciostopniowej skali ocenę 5 lub 4, widać, że nasze wysiłki związane z pełną gotowością lekarzy, ich odpowiedzialnością, pracą często ponad siły i poza wymiarem czasu pracy, jest doceniana.
Jednak dane dotyczące liczby pacjentów przypadających na jednego lekarza są niepokojące. Co więcej, różnice między regionami sięgają nawet 60 proc. Czy jest pani zaskoczona?
Nie. Zróżnicowanie regionalne, jak i w zakresie liczby pacjentów przypadających na lekarza było mi znane. Przy czym obciążenie lekarzy różni się jeszcze bardziej niż wskazywałby to raport NFZ. Otóż dla około połowy medyków POZ nie jest jedynym miejscem pracy. To co mnie natomiast zastanowiło, to duża nieścisłość, jeśli chodzi o liczbę pacjentów: z jednej strony podana jest informacja, że na listach lekarzy jest 34,72 mln osób. Z drugiej – że świadczeń udzielono 37,53 mln zadeklarowanych osób. Prawdopodobnie są to osoby, którym NFZ nie potwierdził prawa do świadczeń zdrowotnych. To jest problem, który istnieje nadal i który wymaga szybkiego rozwiązania. Drugim zaskoczeniem jest to, że pacjenci nie mają motywacji do wyboru pielęgniarki. Jakby nie było to dla nich istotne.
A jeśli chodzi o wiek pacjentów, liczbę porad? Czy tu coś się zmienia?
Mniej więcej wiadomo było, że rocznie udziela się ok. 150 mln porad. Średnio pacjent zgłasza się do lekarza POZ cztery razy w ciągu roku i najczęściej są to osoby po 55. roku oraz dzieci do 6. roku. Z raportu wynika jednak ważna informacja – że coraz częściej zgłaszają się do lekarzy osoby młode po 28. roku życia. Obserwuję to również w codziennej praktyce, to efekt działań w zakresie profilaktyki i promocji zdrowia, wyraz poczucia konieczności dbania o swoje zdrowie i swoje ciało. Powinno to być też brane pod uwagę przy finansowaniu POZ, bo obecnie opieka zdrowotna nad pacjentami w średnim wieku jest niżej wyceniana.
Lekarze rodzinni kojarzą się często z małymi praktykami, które prowadzą samodzielnie lub w kilka osób. Raport tego nie potwierdza.
Rzeczywiście, w większości województw mamy do czynienia z dużymi podmiotami. Tymczasem ideą medycyny rodzinnej jest indywidualizacja, lokalność, a jednocześnie relacje między konkretnym lekarzem a pacjentem oparte na małej populacji osób, jakie medyk ma pod opieką. Warto się zastanowić i zbadać, czy w dużych podmiotach nie istnieje pewnego rodzaju anonimowość tych relacji i czy w ogóle są one budowane w skuteczny zdrowotnie sposób. Widać też znaczne różnice regionalne w zakresie koncentracji placówek POZ. Dlatego doceniam inicjatywę resortu zdrowia w zakresie utworzenia mapy potrzeb zdrowotnych w różnych obszarach medycznych i w odniesieniu do POZ też powinny zostać one, moim zdaniem, wykonane.
Resort zdrowia ma wiele pomysłów na POZ, najszybciej chciałby wprowadzić możliwość bezpłatnego leczenia dla wszystkich, nie tylko ubezpieczonych. Choć jest problem z tym, jak tych „wszystkich” zdefiniować.
Problem z taką definicją jest nie tylko w ochronie zdrowia. Zgadzam się z tym, że POZ powinna być dostępna dla każdego pacjenta. Jednak jako jeden z elementów zmiany funkcjonowania w służbie zdrowia. I musi to być wprowadzane z dużą rozwagą. Jeśli dziś otworzylibyśmy POZ dla wszystkich, to osoby prowadzące działalność gospodarczą nie miałyby motywacji do płacenia składki zdrowotnej. Już teraz są przypadki, że z tego rezygnują – rejestrują firmę za granicą, a w Polsce kupują prywatne abonamenty i ubezpieczenia, które poza POZ dają lepszy dostęp do specjalistów niż w publicznym systemie. Szkopuł w tym, jak przyznać Polakom bezpłatną opiekę medyczną, nie powodując równocześnie znaczącego ubytku spływających składek zdrowotnych.
W ministerstwie trwają też prace nad założeniami do nowej ustawy o POZ. Organizacje pacjenckie chciałyby na przykład włączenia do medycyny rodzinnej kolejnych zawodów medycznych. To dobra droga?
Możemy sobie stawiać różne cele i do POZ włączyć chociażby dietetyków, fizjoterapeutów oraz medycynę szkolną czy sportową. Tylko czy nasz system jest na to przygotowany koordynacyjnie i finansowo? Czy mamy wiedzę, że takie zmiany są potrzebne, uzasadnione i przyniosą faktyczne korzyści?
Z kolei Porozumienie Zielonogórskie proponuje, by lekarz POZ był koordynatorem opieki nad pacjentem także w zakresie leczenia w przychodniach specjalistycznych czy nawet w szpitalach. Co pani o tym sądzi?
Jednym z pryncypiów medycyny rodzinnej jest właśnie koordynacja opieki zdrowotnej. Są realizowane pierwsze programy pilotażowe w tym zakresie, ale pomysły na to, jak ją zorganizować, są różne. Moim zdaniem POZ jest jak najbardziej właściwym miejscem do koordynowania opieki zdrowotnej. Mamy w tym zakresie doświadczenie także w aspekcie finansowym i organizacyjnym. Wyniki pilotażu realizowanego dekadę temu w województwie zachodniopomorskim były bardzo obiecujące we wszystkich wymiarach. Jednak obecnie koordynowanie opieki zdrowotnej bardziej postrzegam przez perspektywę profesjonalisty medycyny rodzinnej niż podmiotu, w którym pracuję. Jeśli do gabinetu przychodzi pacjent z konkretnymi problemami zdrowotnymi, to nie przychodzi do świadczeniodawcy po koordynowanie tej opieki. On przychodzi do lekarza i oczekuje, że usłyszy od niego co, kiedy i w jakiej kolejności wykonać, w jakiej sekwencji logicznych zdarzeń powinien oczekiwać poprawy stanu zdrowia lub utrzymania tego zdrowia. Jeśli efektem dyskusji o koordynacji będzie to, że skoncentrujemy się na przygotowaniu jak największej liczby lekarzy do tego zadania – to jestem jak najbardziej za. Jeśli poprzestaniemy na poziomie podmiotu leczniczego i rozwiązań finansowo-organizacyjnych, to trzeba będzie opracować wiele mechanizmów motywacyjnych dla lekarza, aby wypełniał funkcję koordynatora.