- Przyznanie podwyżek dla pielęgniarek zaburzyło system wynagrodzeń w ratownictwie przedszpitalnym. Będę zabiegał o to, by w przyszłym roku znalazły się środki, które pozwolą na wzrost wynagrodzeń ratowników - mówi Marek Tombarkiewicz.
Marek Tombarkiewicz, podsekretarz stanu w Ministerstwie Zdrowia / Dziennik Gazeta Prawna
Do kierownictwa resortu zdrowia dołączył pan dopiero w tym roku, przejmując m.in. nadzór nad departamentami odpowiedzialnymi za ratowników oraz pielęgniarki. Jakie stawia pan sobie cele?
Nie bez powodu dostałem akurat te dwa departamenty. Jestem specjalistą anestezjologii i intensywnej terapii, a także medycyny ratunkowej. W oczach ministra Konstantego Radziwiłła było to rekomendacją. Obecna ustawa o Państwowym Ratownictwie Medycznym pochodzi z 2006 r. i po kilkunastu poprawkach w ciągu 10 lat nadszedł czas, by ją zmienić. To jest moja rola: napisać nową, nowoczesną i dostosowaną do współczesnych warunków i realiów regulację.
Na początek musiał pan jednak gasić pożar. Rozporządzenie regulujące, co wolno robić ratownikom, wygasło. Powstała groźna luka prawna.
Projekt jest już w konsultacjach i chcemy, by jak najszybciej wszedł w życie. Poszerza on kompetencje ratowników w niektórych aspektach. Na przykład będą mieli zwiększone możliwości, jeśli chodzi o czynności medyczne czy katalog leków, które mogą podawać. Na początku roku wydaliśmy interpretację o braku zagrożeń dla ratowników medycznych w związku z wygaśnięciem poprzedniego rozporządzenia.
Rozporządzenie wygasło w związku ze zmianami w ustawie o ratownictwie. Poprzedni rząd chciał przyjąć nową, ale w końcu uchwalono na ostatnią chwilę okrojony poselski projekt. Wykorzysta pan to, co zostało z poprzedniej ustawy?
Tak. Wiele środowisk zaangażowało się w przygotowanie i konsultacje tamtego rządowego projektu. Procedowanie trwało ponad rok, a w międzyczasie zmienił się rząd. Na pewno wykorzystamy ten materiał, nie trafi on do kosza, ale projekt ustawy, a wcześniej założeń do niej, trzeba napisać na nowo m.in. pod kątem zapowiedzi jakie padły w exposé premier Beaty Szydło.
Kiedy więc pojawią się założenia projektu ustawy o ratownictwie medycznym?
W najbliższych miesiącach. Chciałbym, żeby projekt ustawy we wrześniu trafił do Sejmu, a do końca roku została ona uchwalona. Trzeba też dać długi okres vacatio legis na dostosowanie się podmiotom medycznym do nowych zapisów.
W jakim kierunku pójdą zmiany? W exposé była mowa o odejściu od prywatyzacji, powrocie do służby.
Tak, mówimy o publicznym podejściu do ratownictwa, ale nie chcemy tworzyć nowej służby mundurowej w celu realizacji tych ważnych zadań. Musimy znaleźć inną formułę, która radykalnie zwiększy bezpieczeństwo pacjentów w sytuacjach nagłych. Jednocześnie musimy znaleźć optymalne rozwiązania dla jednostek, które misję publiczną będą miały za główny cel funkcjonowania.
Jak to się ma do konkurencyjności? Teraz firmy i publiczne podmioty rywalizują ze sobą o kontrakty.
W ratownictwie trzeba konkurować jakością i szerokim zakresem bezpieczeństwa dla pacjentów, szybkością reagowania, a nie ceną. Wybieranie tańszego operatora karetek jest nieporozumieniem. Oczywiście nikt sobie nie wyobraża sytuacji, by rozdzielać publiczne pieniądze na ratownictwo w sposób prosty, bezkonkursowy. Jednak obecna formuła wyłaniania realizatorów tych usług powodowała wiele problemów, choćby z realizacją i trwałością projektów unijnych w związku z częstymi zmianami podmiotów realizujących zadania medyczne.
Jak zatem zapewnić zasady konkurencyjności, jeśli cena nie będzie się liczyła, a np. wyposażenie w sprzęt jest takie samo?
Nie musimy wcale mówić o konkurencji w znaczeniu gospodarczym, gdy jedna oferta od drugiej jest tańsza o złotówkę. Chodzi o to, by pacjent czuł się bezpieczny, a będzie tak wówczas, gdy sposób funkcjonowania państwowego ratownictwa medycznego opiszemy jako dający nam gwarancje prawidłowego działania. Chodzi m.in. o rozlokowanie zespołów, całościowy potencjał firmy, który zagwarantuje nam odpowiednią siłę reakcji w sytuacjach krytycznych, kadry, a na końcu sprzęt.
Do zagwarantowania sprawnego funkcjonowania medycyny ratunkowej musimy mieć przede wszystkim wykwalifikowanych ludzi. Dzisiaj mamy 900 lekarzy specjalistów medycyny ratunkowej, którzy m.in. pracują w szpitalach i karetkach, ale niestety pracują poza systemem ratownictwa medycznego, a potrzebnych jest 2800. Musimy się zastanowić, jak zachęcić lekarzy do robienia tej trudnej specjalizacji.
Nie są to dobrze wynagradzane stanowiska, a na dodatek praca lekarza ratownika jest ciężka, szczególnie narażona na wypalenie zawodowe.
Pomoże nam w tym zmiana niektórych aktów prawnych i uelastycznienie podejścia do tematu specjalizacji. Lekarze ratownictwa nie będą musieli obawiać się zamknięcia ścieżki rozwoju zawodowego, co ma miejsce dzisiaj. Planujemy umożliwienie im zrobienia dodatkowych specjalizacji, np. z kardiologii w przyspieszonym tempie, jak również pracujemy na sytuacją odwrotną, czyli umożliwieniem szybszego uzyskania tytułu specjalisty medycyny ratunkowej po innych specjalnościach lekarskich. Nie w pięć lat, a np. w trzy. Dzięki temu nie tylko będą mieli większą wiedzę, ale i możliwość zmiany pracy w przyszłości czy otworzenia własnego gabinetu. Bierzemy pod uwagę różne rozwiązania uelastyczniające system ratownictwa, ale przy zachowaniu jego bezpieczeństwa. Specjalistów ratownictwa na razie brakuje i jeszcze długo to się nie zmieni. Chcemy m.in. rozwijać telemedycynę, która może usprawnić system.
Na połowę 2017 r. planowane są konkursy NFZ dla świadczeniodawców. Czy obejmą również zasady funkcjonowania szpitalnych oddziałów ratunkowych?
Taki jest plan. Wojewodowie dostali rekomendacje, aby ujednolicić wszystkie umowy, tak by konkursy odbyły się w przyszłym roku w jednym czasie.
Kiedy ratownicy medyczni mogą liczyć na wyższe pensje? Dochodzi do absurdalnych sytuacji, gdy np. pielęgniarka jeżdżąca karetką z lekarzem ma wyższą płacę niż ratownik, który sam kieruje zespołem.
Będę zabiegał o to, by już w przyszłorocznym budżecie przeznaczonym na ratownictwo medyczne znalazły się środki, które pozwolą na rozpoczęcie ścieżki wzrostu wynagrodzeń. To stosunkowo niewielka grupa około 13 000 osób. W porównaniu z wydatkami związanymi z podwyżką dla kilkuset tysięcy pielęgniarek, to koszt nie tak duży, ale jednak w skali kraju odczuwalny dla budżetu. Przyznanie podwyżek dla pielęgniarek faktycznie zaburzyło system wynagrodzeń w ratownictwie przedszpitalnym. A dysproporcje będą rosły, ponieważ w sumie w ciągu czterech lat pielęgniarki mają dostać średnio 1600 zł brutto podwyżki.
Choć w resorcie zdrowia nie podlegają panu szpitale, wielu szefów placówek liczy, że pomoże im się pan przebić z postulatami zmian, chociażby w sprawie liczby anestezjologów. Są na to szanse?
Przez 9 lat pracy w szpitalu powiatowym doświadczyłem wielu problemów i bolączek takich placówek. Jest to „pierwsza linia reagowania” i to, co się tam dzieje, jest najlepszym miernikiem problemów służby zdrowia. Mam ambicję, by także w tym zakresie przysłużyć się do dobrych zmian. Podczas spotkań kierownictwa resortu minister pyta mnie o opinię, ponieważ wie, że mam na ten temat wiedzę oraz pomysły rozwiązań. Spotykam się chętnie z organizacjami zrzeszającymi takie placówki, bo choć mam własne doświadczenia, to wiem, że są różnice w podejściu lokalnym wynikające głównie z odmiennej polityki oddziałów NFZ.
Wszystkie przepisy tworzą ludzie dla ludzi, więc jeśli ktoś stworzył coś, co nie ma praktycznego wymiaru, to teraz mam szanse wpłynąć na zmiany nieżyciowych wymogów. W tym celu z jednej strony mamy w ministerstwie zespół dedykowany deregulacji i usuwaniu z przepisów absurdów, z drugiej strony pracujemy nad tym, by nowe prawo było dobre, przystępne i łatwe w stosowaniu.