Resort zdrowia przygotowuje specjalny budżet na tzw. leczenie ratunkowe. Wyniesie on maksymalnie 10 mln zł.
Resort zdrowia przygotowuje specjalny budżet na tzw. leczenie ratunkowe. Wyniesie on maksymalnie 10 mln zł.
Nowe kierownictwo resortu od połowy tego roku chce stworzyć fundusz, z którego byłyby opłacane terapie nieuwzględnione w ustawie refundacyjnej. Jak tłumaczył Krzysztof Łanda, nowy wiceminister zdrowia, chodzi o sytuacje wyjątkowe i odbiegające od norm. Obecnie nie ma narzędzi prawnych umożliwiających leczenie ratunkowe w takich przypadkach.
Jak tłumaczy Konstanty Radziwiłł, szef resortu zdrowia, nowy fundusz byłby skierowany do wszystkich pacjentów, o których twórcy m.in. ustawy refundacyjnej zapomnieli. Refundowane miałyby być nie tylko leki, ale także dostęp do technologii medycznych.
– Ministerstwo Zdrowia intensywnie pracuje nad zapewnieniem możliwości leczenia tym pacjentom, którzy z powodu braku rozwiązań systemowych znajdują się dziś w wyjątkowo trudnej sytuacji. – Chciałbym, żeby te rozwiązania udało się dopracować i wdrożyć do końca pierwszej połowy roku – tłumaczy Krzysztof Łanda, współautor pomysłu.
Zgodnie z wstępnymi założeniami zgodę ministra na takie leczenie będzie można uzyskać, jeśli dana technologia medyczna zapewni pacjentowi niezbędne i skuteczne leczenie. – Chodzi o sytuacje, w których potrzeba zastosowania u pacjenta technologii, która nie jest finansowana ze środków publicznych jako świadczenie gwarantowane, zostanie uzasadniona i poparta wskazaniami wynikającymi z aktualnej wiedzy medycznej – wyjaśnia Łanda. Jeżeli okaże się, że leczenie jest rzeczywiście niezbędne dla ratowania życia i zdrowia pacjenta, minister będzie mógł wyrazić zgodę na pokrycie kosztów danej technologii właśnie w ramach ratunkowego dostępu. Wydatki będą pokrywane z budżetu. W resorcie trwają właśnie rozmowy na temat jego wysokości. Według wstępnych szacunków ministerstwo będzie mogło przeznaczyć na ten cel od 5 do maksymalnie 10 mln zł w pierwszych 12 miesiącach funkcjonowania.
Zdaniem prawniczki Pauliny Kieszkowskiej-Knapik to krok w dobrym kierunku. – Powinien istnieć wentyl bezpieczeństwa dla chorych, których „nie widzi” system refundacyjny – tłumaczy prawniczka. Wcześniej istniała tzw. farmakoterapia niestandardowa. Lekarz mógł wnioskować o sfinansowanie nietypowego leczenia dla swojego chorego, później zmieniono to na chemioterapię niestandardową – która dotyczyła tylko nietypowego leczenia onkologicznego. Ta została również zniesiona przepisami ustawy refundacyjnej.
Jednak przyznaje, że problemem może być sposób kwalifikacji. – W związku z ograniczeniami naszego koszyka świadczeń do takich terapii zgłaszać się będzie pewnie wielu chorych – mówi Paulina Kieszkowska-Knapik.
– Wydaje się, że budżet funduszu dla zapewnienia finansowania niezbędnych procedur powinien początkowo wynosić kilkadziesiąt milionów złotych rocznie – uważa Jerzy Gryglewicz z Instytutu Ochrony Zdrowia Uczelni Łazarskiego. I dodaje, że trzeba by wprowadzić transparentne zasady zapobiegające uznaniowości i nadużyciom przy dysponowaniu tymi pieniędzmi. Taki fundusz – jego zdaniem – powinien być wykorzystywany tylko w wyjątkowych sytuacjach, gdy do ratowania życia lub zapobieżenia znacznemu uszczerbkowi na zdrowiu niezbędne jest leczenie niedostępne w Polsce. – Mógłby być skierowany przede wszystkim do pacjentów z chorobami rzadkimi, ponieważ ze względu na niewielką liczbę takich pacjentów w Polsce zagraniczni producenci leków nie są zainteresowani złożeniem wniosku o refundację leku w naszym kraju – mówi Gryglewicz. Mógłby być przydatny m.in. w pediatrii, gdy brak jest badań leku uzasadniających stosowanie u dzieci, w reumatologii w rzadkich chorobach z autoagresją oraz przy chorobach nowotworowych, np. w hematoonkologii.
Kłopot polega na tym, że takich sytuacji jest wiele. O leczenie najczęściej ubiegają się chorzy, dla których nie ma leków w Polsce. Nawet jeżeli otrzymują zgodę na sprowadzenie leków, to już nie na ich finansowanie. W 2014 r. z blisko 19,5 tys. zgód na sprowadzenie leku z zagranicy tylko 5 tys. zostało sfinansowanych. O takie leczenie starało się m.in. dwoje dzieci chorujących na atypowy zespół hemolityczno-mocznicowy (a-HUS). Choroba powoduje, że nerki powoli przestają działać. Ministerstwo zgodziło się, by sprowadzić lek z zagranicy, ale odmówiło pokrycia kosztów. Tymczasem koszt rocznego leczenia to ok. 3 mln zł. To by oznaczało, że opłacenie leczenia dla dwojga dzieci „zjada” cały budżet ratunkowy.
Zdaniem prawnika Bartłomieja Kuchty kłopot jest spory, bo wielu chorych obecnie nie mieści się w kategoriach ustawy refundacyjnej. I podaje przykład: on sam reprezentuje pacjenta z chorobą Niemanna-Picka. Pacjent jest leczony lekiem z darowizny firmy. Przez jakiś czas miał finansowaną terapię w ramach farmakoterapii niestandardowej. Teraz takiej opcji nie ma. Niedawno firma wystosowała pismo, w którym zapowiedziała, że nie będzie w nieskończoność czynić darowizn, tym bardziej że proces refundacyjny zakończył się decyzją negatywną i lek nie będzie finansowany z pieniędzy NFZ. – Wystąpiłem już z miesiąc temu do MZ z pytaniem, co zamierzają zrobić z tym chorym, i na razie cisza – mówi Kuchta. Lek kosztuje kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie. Rocznie kilkaset tysięcy złotych.
Jego zdaniem taki fundusz byłby potrzebny, ale kluczowe pytane jest takie, czy nowemu ministrowi chodzi o przywrócenie czegoś podobnego do farmakoterapii niestandardowej, czy też mówi tylko o funduszu dla pacjentów z chorobą objętą programem, ale takich, którzy z jakiegoś powodu nie spełniają kryteriów programu. – Jeśli tak, to projekt niewiele zmieni sytuację – uważa Kuchta.
Z 19,5 tys. zgód na sprowadzenie leku MZ sfinansowało zaledwie 5 tys.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama