W instytutach podległych Ministerstwu Zdrowia jest źle. Raporty pokazują błędy w zarządzaniu i systemowe. Zmian w prawie nadal nie ma.
– Cały czas mówiliśmy, że jest źle, aż w końcu ministerstwo postanowiło sprawdzić, o jakim problemie mówimy – opowiada jeden z byłych pracowników Ministerstwa Zdrowia. Z inicjatywy ówczesnego wiceministra Janusza Cieszyńskiego w 2019 r. zamówiono szczegółowy raport wykonany przez Agencję Oceny Technologii Medycznej i Taryfikacji (AOTMiT). Wynikało z niego, że z 13 sprawdzonych wówczas jednostek (dziś jest ich 15), tylko jedna poprzedni rok zamknęła na plusie. Ujemny wynik wahał się między 200 tys. zł a dwudziestoma kilkoma milionami złotych.
75 proc. niedoszacowania
Ponad 100-stronicowa analiza AOTMiT wykazywała, że oprócz problemów zarządczych w jednostkach winny jest źle działający system. Rekomendowano m.in. zróżnicowanie wyceny dla świadczeniodawców różnych poziomów referencyjnych dla danego zakresu – krótko mówiąc dostosowanie wycen do realnie ponoszonych kosztów.
Rok później w 2020 r. dyrektorzy instytutów (nie podpisało się dwóch) wysłali list do ówczesnego ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego. Apelowali o zmiany w zarządzanych przez siebie lecznicach, powołując się na raport AOTMiT. „Wszystkie przedstawione wnioski i rekomendacje ekspertów medycznych pozwoliły na ustalenie rzeczywistych kosztów związanych z leczeniem pacjentów. Tak zgromadzone obiektywne i rzetelne dane jednoznacznie wykazują, że zdecydowana większość obecnie stosowanych wycen procedur medycznych jest niedoszacowana na średnim poziomie 30 proc., a w niektórych przypadkach nawet do 75 proc.” – wyliczali. I prosili o skorygowanie wycen. „Minister zdrowia jest naszym organem tworzącym i nadzorującym, stąd nasza prośba o pochylenie się nad tym olbrzymim i narastającym problemem oraz wsparcie naszego postulatu” – wnioskowali.
Nie podpisałbym
Dziś minister Łukasz Szumowski, obecnie dyrektor Instytutu Kardiologii w Warszawie, mówi, że nie podpisałby się pod tym listem. A wtedy po prostu nie mógł spełnić prośby. Jak tłumaczy, problem jest złożony i wymaga wprowadzania rozwiązań rozłożonych na lata. Czy takie podjął? Jego zdaniem powołana przez niego Agencja Badań Medycznych pozwoliła na dodatkowe finansowanie różnego rodzaju projektów naukowych (instytuty mają obowiązek je prowadzić). Według niego rozwiązaniem powinno być powstanie Narodowego Instytutu Zdrowia, na wzór brytyjskich rozwiązań, który mógłby pomóc nadzorować instytuty i poprawić ich sytuację. Zwraca uwagę, że Ministerstwo Zdrowia – z uwagi na przepisy ustawy – jako jedyny właściciel lecznic nie może pokrywać bieżącej działalności. Dlaczego tego nie zmieniono? Jak mówi, zaraz posypałyby się oskarżenia, że resort rozdaje pieniądze swoim szpitalom. Jednak w efekcie nie wprowadzono żadnych dużych zmian.
Zrobimy zmiany. Albo nie
Również NIK, kontrolując ministerialne podmioty w 2021 r., przedstawiła rekomendacje, a wśród nich nawet ograniczenie działalności (likwidację?) części z nich. Mowa jest o „rozważeniu celowości dalszego funkcjonowania, w obecnej formie organizacyjno-prawnej, tych jednostek, które charakteryzują się najniższą aktywnością w prowadzeniu badań naukowych lub niekorzystną sytuacją ekonomiczną”. Kontrolerzy izby zalecili również, aby zapewniono fachowe zarządzanie oraz działania restrukturyzacyjne. Odwoływali się przy tym do analizy AOTMiT. Ministerstwo odpowiedziało wówczas, że są prowadzone zaawansowane prace legislacyjne nad ustawą reformującą szpitalnictwo. W niej miało się znaleźć m.in. wzmocnienie nadzoru nad instytutami badawczymi Ministerstwa Zdrowia. Kłopot polega na tym, że projekt padł. Ustawa o modernizacji nie weszła w życie. Upadła więc także reforma instytutów.
Stare długi i zły system
Jak radzą sobie obecnie te placówki? Jak wynika z naszej sondy i rozmów z dyrektorami – wiele zależy m.in. od tego, w jakim obszarze działają (poziom niedoszacowania w kardiologii będzie inny niż w ortopedii czy psychiatrii), jak duże jest zadłużenie ciągnące się od lat.
Instytut Geriatrii ma ok. 69 mln zł długów w parabankach, Instytut Psychiatrii i Neurologii – ok. 60 mln zł. Niektóre są stare. Niektóre świeżo zaciągnięte. Instytuty też różnie sobie radzą z bieżącym finansowaniem. Niektórym udaje się zamknąć rok na plusie – tak jest np. w Instytucie Onkologii, który wciąż ma też jednak „stare” zobowiązania. W Instytucie Matki Polki (który jako jedyny, obok Instytutu Psychiatrii, odpowiedział nam na e-mailowe pytania o sytuację finansową) wstępny wynik w 2022 r. to ponad 15 mln zł na minusie, w 2021 r. był na plusie. Zobowiązania to 355,6 mln zł, zadłużenie w bankach to 36 mln, a w parabankach to 91 tys. zł. – Bardzo duża inflacja oraz wzrost stopy WIBOR w 2022 r., a co za tym idzie wzrost cen wyrobów medycznych i wyżywienia pogorszyły w dużym stopniu nasz wynik finansowy – mówi Małgorzata Kołtuniak, wicedyrektor ds. finansowych.
W Instytucie Psychiatrii i Neurologii wynik w 2021 r. to minus 13 mln zł, w 2022 r. już minus 24 mln zł, a na ten rok przewidziano 27 mln zł straty. Ogólne zadłużenie wynosi ok. 100 mln zł, z czego ok. 60 proc. w parabankach.
Narodowy Instytut Geriatrii, Reumatologii i Rehabilitacji również ma zobowiązania w instytucjach pozabankowych, zaciągnięte wiele lat temu. Jak mówi w rozmowie z DGP Marek Tombarkiewicz, dyrektor placówki, kłopot sięga 2009 r., kiedy szpital przestał płacić ZUS, a po kilku latach zwrócił 20 mln zł tylko z tytułu tych zaległości. Pożyczka zaciągnięta w 2014 r. w Agencji Rozwoju Przemysłu na ok. 40 mln zł też nie rozwiązała problemu. A wyniki bieżącej działalności są na minusie. Ale jak przekonuje dyrektor, zaległości spłacają w terminie i powoli wychodzą na prostą. Na czym polega problem? Oprócz zaległości, które obciążają budżet, kłopotem jest też brak odpowiedniej wyceny. I tu wraca główny wniosek analizy AOTMiT. – Jeden z przykładów: za diagnostykę, która w instytucie jest na poziomie referencyjnym, dla najtrudniejszych pacjentów otrzymujemy wycenę taką samą jak każdy szpital – mówi Tombarkiewicz. ©℗