Rynek lekowy bez szans na zmiany. Projekt ustawy refundacyjnej nie znalazł się wczoraj w porządku obrad rządu.
Nawet jeśli Rada Ministrów zajmie się projektem w innym terminie, ustawa nie przejdzie przez Sejm. Tak mówią DGP pytani posłowie.
„Minister zdrowia wyraża głębokie ubolewanie z powodu zablokowania pozytywnych zmian przez koncerny farmaceutyczne” – pisał na Twitterze na początku tego roku wiceminister zdrowia Maciej Miłkowski, gdy nie udało się zmienić programu lekowego dla chorych na raka gruczołu krokowego.
W jaki sposób firmy mogą blokować programy? Takie prawo daje im obecna ustawa refundacyjna, której zmiana znów się oddaliła.
O co chodzi?
Programami lekowymi objęte są najdroższe terapie. W ten sposób NFZ oraz resortowi zdrowia łatwiej kontrolować wydatki na leki dla pacjentów. Oba te podmioty mogą decydować, kto i jakie leki dostaje. Działają więc m.in. osobne programy na raka prostaty, stwardnienie rozsiane czy choroby reumatologiczne. Programy często mają wyśrubowane kryteria, nie zawsze dopuszczają wszystkich potrzebujących do leczenia. Na te ma wpływ resort zdrowia.
Ale jest jeszcze jeden aspekt: zgodnie z obecnymi zapisami ustawy refundacyjnej na jakiekolwiek zmiany w programie lekowym muszą zgodzić się firmy, których preparaty się już w nim znajdują. Zdarza się, że te korzystają z okazji i blokują lub spowalniają dołączenie konkurencji. Wejście nowego leku może bowiem sprawić, że zyski pozostałych firm będą mniejsze.
Zysk czy pacjent?
Jak mówi DGP jeden z pracowników firmy farmaceutycznej, z jednej strony chodzi o pacjentów, ale z drugiej – nie mogą działać na szkodę spółki. Są bowiem rozliczani przez szefów przede wszystkim z wyników finansowych. We wspomnianej lutowej sytuacji w sprawie leczenia prostaty dwie firmy (Janssen i Astellas) nie zgodziły się na zmiany w programie. Przekonywały, że robiły to dla dobra pacjenta: bo niektóre zapisy byłyby niekorzystne dla chorych. To jednak niejedyna taka sytuacja. Obie firmy w 2017 r. konkurowały między sobą. Sprzeciw jednej z nich opóźnił o dwa miesiące wejście nowego preparatu drugiej. Przekonywali, że nie zgadzają się na nowe wytyczne naukowe mówiące o skuteczności terapii. Dwa lata później – sami się borykali z innym rywalem, który z kolei opóźnił ich lek o cztery miesiące. W 2019 r. z kolei jeden z producentów skorzystał ze swojego uprawnienia, sprzeciwiając się zmianom, które przyspieszyłyby dostęp do skutecznej terapii dla najciężej chorych pacjentek z rakiem piersi. Wtedy też wiceminister zdrowia opisał sprawę na Twitterze, a firma zmieniła zdanie.
Wybory to zły czas
Sytuacja jest znana od lat. O tym, że trzeba ją zmienić, mówili wszyscy kolejni ministrowie zdrowia. Plany nie budzą też większego oporu samych firm. Każda bowiem może paść ofiarą działań konkurencji. Jednak, aby stan prawny uległ zmianie, musiałaby zostać przyjęta nowelizacja wprowadzonej 10 lat temu ustawy refundacyjnej. I choć ta poprawka nie rodzi sporów, to inne zapisy, które pojawiły się w projekcie nowelizacji ustawy refundacyjnej, już tak. I to na tyle skutecznie, że żadnemu z ministrów nie udało doprowadzić do jej uchwalenia. Wydawało się, że tym razem się powiedzie. W marcu na Stały Komitet Rady Ministrów został skierowany projekt, nad którym konsultacje trwały przez ponad rok. W ich trakcie wypadło wiele kontrowersyjnych zapisów, przeciw którym protestował rynek producentów leków. Jednak projekt nadal nie trafił na posiedzenie rządu, skąd mógłby być skierowany do dalszych prac w parlamencie.
– Proszę spojrzeć na kalendarz posiedzeń w Sejmie – zostało ich tylko kilka. Nie ma szans na uchwalenie – mówi DGP jeden z posłów. Dodaje, że ustaw, które wprowadzają tyle zmian, nie można robić w czasie przedwyborczym. Przyznaje też, że posłowie PiS rozmawiali w Ministerstwie Zdrowia na ten temat. Padła propozycja, żeby wprowadzić „małą zmianę”, która byłaby jednomyślnie przyjęta. Na przykład tylko podwyższenie marży dla hurtowni, dla których obecna jest zbyt niska (i to nie budzi kontrowersji), czy wsparcia firm produkujących w Polsce. – Ale szczerze mówiąc, jestem od kilku kadencji posłem i nie widziałem, żeby udało się przeprowadzić tego rodzaju zmiany jednomyślnie. Więc szanse są naprawdę niewielkie – dodaje.
Urzędnicy MZ mają związane ręce. Jak mówią, nie ma specjalnie przestrzeni, żeby z ustawy, nad którą prace trwały kilka lat, „wyjęto” fragmenty i próbowano na szybko zmontować nowy projekt. Efekt? Firmy odetchnęły z ulgą, mówiąc, że wiele rozwiązań było z ich perspektywy złych. A pacjenci pozostaną zakładnikami firmowych rozmów. ©℗
Zbliżające się wybory nie sprzyjają przyjmowaniu ważnych zmian w prawie