Mam strasznego pecha – żali się pani Dorota. – Miesiąc temu zdecydowałam się na makijaż permanentny brwi. Efekt jest taki, że wstydzę się wyjść z domu. Mało tego, wczoraj poszłam do fryzjera, a ten spalił mi włosy. Nie wiem, co robić, laserowe usuwanie brwi i zabiegi regeneracyjne na włosy będą kosztowały fortunę. Jestem zła na siebie, lingerystka i fryzjer w ogóle nie poczuwają się do winy. Wmawiają mi, że przesadzam i że efekt jest właśnie taki, jaki chciałam uzyskać. Koleżanka stwierdziła, że trzeba było wyjść i nie płacić, ale ja oczywiście zapłaciłam, a teraz żałuję, bo za usuwanie niechcianych efektów zapłacę jeszcze kilka razy tyle
Pomysł koleżanki, żeby wyjść, trzaskając drzwiami, i nie płacić za usługę, absolutnie nie zasługuje na polecenie. Zapłacić trzeba, nawet gdy jesteśmy niezadowoleni. To jednak nie znaczy, że na tym należy poprzestać. Klient ma swoje prawa i może ich dochodzić.
Większość zabiegów kosmetycznych to zwykłe umowy o dzieło. Taką umową jest np. zabieg makijażu permanentnego lub usługa fryzjerska polegająca na czesaniu, strzyżeniu, koloryzacji lub trwałej. Stosuje się do nich przepisy kodeksu cywilnego. W związku z tym przyjmujący zamówienie zobowiązuje się wykonać określone dzieło, a zamawiający – zapłacić za to ustalone wynagrodzenie. Kodeks cywilny nie wprowadza wymogu, aby umowa zawarta została w formie szczególnej, dla jej ważności wystarczająca jest forma ustna. Oczywiście nikt, kto idzie do fryzjera albo do kosmetyczki, nie myśli o tym, żeby spisywać umowę na piśmie, jednak dla swojego bezpieczeństwa warto to zrobić, bo to ułatwi dochodzenie praw na wypadek ewentualnej niezgodności z oczekiwaniami. Jeśli bowiem w naszym przekonaniu rezultat działania kosmetyczki albo fryzjera nie jest zadowalający, to (po uprzednim zapłaceniu rachunku!) możemy go reklamować.
Najłatwiej polubownie
Za wady dzieła – według zasad określonych w przepisach o rękojmi sprzedaży – odpowiada przyjmujący zamówienie. Jeśli klient jest rozczarowany rezultatem, to ma prawo reklamować usługę. W takiej sytuacji najlepiej złożyć reklamację na piśmie, wyjaśniając, co jest nie tak, i czego oczekujemy. Zasadniczo jeśli dzieło ma wady – np. włosy zostały nierówno obcięte albo źle ufarbowane, makijaż permanentny nie przyjął się w skórze, tak jak powinien – to klient jest uprawniony do żądania naprawienia wad albo obniżenia ceny. Jeśli kosmetyczka lub fryzjerka nie dokona poprawek albo ich usunięcie okaże się niemożliwe, to wówczas klient może odstąpić od umowy, żądając zwrotu zapłaconych pieniędzy.
Większe szkody
Niezależnie od tego kosmetyczka lub fryzjerka ponoszą odpowiedzialność za wyrządzoną nam krzywdę i ma obowiązek jej naprawienia, np. poprzez darmowe zabiegi regeneracyjne. Jeśli wykonanie ich w salonie jest niemożliwe albo klient wystraszony niekompetencją jego pracowników nie chce więcej ryzykować i w związku z tym poniesie dodatkowe koszty w innym salonie, to może żądać ich zwrotu. Trzeba tylko zbierać rachunki, które dokumentują wydatki. Poza tym klient jest uprawniony do żądania zadośćuczynienia za doznaną krzywdę i ból, który go w związku z zabiegiem spotkał. Należy jednak pamiętać o tym, żeby nie przesadzać – wartość zadośćuczynienia nie może być nadmiernie wygórowana. Jeśli jednak zakład kosmetyczny albo fryzjerski staje okoniem i nie chce pójść nam na rękę, można skierować sprawę do sądu. Jeżeli usługodawca pozostaje niewzruszony, pozostaje wstąpić na drogę sądową – nawet wtedy, gdy wmawia nam, że takiego rezultatu oczekiwaliśmy i nie mamy prawa niczego reklamować, bo podpisaliśmy zgodę na zabieg. To, że coś podpisaliśmy, nie oznacza, że nie mamy szans na wygraną. O ile tylko klient po zabiegu sam sobie nie zaszkodził, np. nie stosując się do zaleceń lekarza, to ma szansę wygrać. Sądy stają zwykle po stronie klientów, uznając, że decydując się na zabieg, nie mieli oni dostatecznej wiedzy pozwalającej ocenić jego rezultat.
Można wygrać, można przegrać proces w sprawie o oszpecenie
Wygrała mimo podpisu
Sprawa dotyczyła właścicielki salonu kosmetycznego, która udała się na zabieg makijażu permanentnego do swojej koleżanki po fachu. Kobieta wypełniła ankietę, zamówiła określony kształt brwi i poddała się zabiegowi. Nie była jednak zadowolona. Lingerystka zapewniła ją, że zbyt intensywny kolor brwi rozjaśni się z czasem, a nierówności uda się skorygować na planowanej korekcie. Tak się jednak nie stało. Kosmetyczka nie czuła się odpowiedzialna – twierdziła, że klientka podpisała wszystkie dokumenty i zamówiła taki kształt brwi i taką ich intensywność. Klientka, nie mogąc dojść z nią do porozumienia, zdecydowała się skierować sprawę do sądu. Żądała przeszło 60 tys. zł odszkodowania. Kosmetyczka myślała, że klientka nie ma szans. Jednak sąd zasądził na jej rzecz odszkodowanie w wysokości 24 tys. zł. Stwierdził, że nie będąc lingerystką, klientka nie mogła mieć wiedzy o ostatecznym rezultacie zabiegu. Klientce pomogli powołani przez sąd biegli, którzy dowodzili, że zabieg został wykonany nieprawidłowo.
Przegrała, bo zawiniła
Znana malarka zdecydowała się na lifting twarzy i korektę nosa u chirurga plastyka. Po zabiegu okazało się, że zarażono ją bakterią gronkowca. Oprócz tego na twarzy pojawiły się krwiaki. Podczas procesu sądowego chirurg tłumaczył, że klientka nie dość, że go okłamała, to jeszcze zlekceważyła jego zalecenia: zataiła prawdę o poprzednich zabiegach i nie pojawiała się na wizytach kontrolnych. Sąd stwierdził, że klientka nie ma prawa do żadnych roszczeń, bo do powikłań doszło z jej winy.
Podstawa prawna
Art. 627–646 ustawy z 23 kwietnia 1964 r. – Kodeks cywilny (t.j. Dz.U. z 2014 r. poz. 121 ze zm.).