W USA dawka ma kosztować nawet 130 dol. ale problem może dotyczyć całej Europy.
Po paśmie sukcesów po wyprodukowaniu szczepionki przeciw koronawirusowi obecnie Pfizer traci na giełdzie. We wtorek akcje spadły o 15 proc., a w ostatnich 12 miesiącach - o 17,9 proc. Głównym powodem jest zmniejszające się zainteresowanie przyjmowaniem preparatu. Spółka spodziewa się też utraty 17 mld dol. rocznego dochodu do 2030 r. z powodu wygaśnięcia patentów na inne produkty. Dlatego szuka rozwiązań, które zapewnią zyski, a jednym z nich jest podniesienie cen za szczepionki przeciw COVID-19.
Jesienią firma poinformowała, że wraz z zakończeniem bezpłatnych szczepień finansowanych przez rząd USA dla wszystkich obywateli cena rynkowa szczepionki może przekroczyć 100 dol. Jak podają brytyjskie media, problem może dotyczyć także Europy, w której debatuje się o przejściu na komercyjny model szczepień - podobny jak w przypadku grypy.
Brytyjscy politycy w liście do prezesa Pfizera Alberta Bourli poprosili, żeby nie podnosił cen tak drastycznie. Przekonują, że podwyżka mogłaby mieć poważne konsekwencje dla systemu ochrony zdrowia. Podobną presję wywiera część amerykańskich polityków. Bourla miał się odnieść do sprawy wczoraj na spotkaniu inwestorów Pfizera.
Ostatnio o sprawie pisał niemiecki „Der Spiegel”. Dziennikarze przypominali problem (o którym pisaliśmy w DGP jeszcze w trakcie pandemii) wprowadzenia podwyżek w 2021 r. „Szczególnie uderzające są podwyżki cen firm BioNTech/Pfizer i Moderna w środku pandemii. Na przykład w grudniu 2020 r. Niemcy zamówiły w firmie prawie 39 mln dawek szczepionki w cenie ok. 15,50 euro za sztukę. Dziewięć miesięcy później, gdy rząd zamówił kolejne 168 mln dawek, pojedyncza kosztowała już średnio ok. 23,20 euro - co oznacza wzrost o ok. 50 proc. Według raportu Moderna podniosła cenę o ponad 50 proc. z 19,50 euro do 29,70 euro po zaledwie trzech miesiącach” - pisze tygodnik.
Przewodniczący komisji ds. leków Niemieckiego Stowarzyszenia Medycznego Wolf-Dieter Ludwig powiedział mediom, że nie uważa tych cen za budzące zasadniczy sprzeciw, ponieważ są one porównywalne np. ze szczepionkami przeciwko grypie. Niepokojące są dla niego jednak podwyżki cen w środku pandemii.
Transparentność umów z producentami szczepionek i ustalania cen jest też kluczowym tematem działań specjalnej komisji ds. COVID-19 w Parlamencie Europejskim. Wystąpienia na jej forum odmówił pod koniec ubiegłego roku szef Pfizera, wysyłając w zamian swoją zastępczynię. Komisja wezwała również szefową KE Ursulę von der Leyen, która była bezpośrednio zaangażowana w negocjacje z Pfizerem. Kluczowa jest nie tylko jej rola w negocjacjach, które doprowadziły do zawarcia największego unijnego kontraktu na zakup szczepionek. Parlamentarzystom zależy, by zapoznać się z jego treścią, bo - jak przekonuje przewodnicząca komisji - kwestie związane m.in. z ustalaniem cen wciąż pozostają niejasne. Jak dotąd przewodnicząca KE unikała pytań o proces negocjacji. Mimo że na tym polu pojawia się wiele wątpliwości, a wyjaśnieniami zajęły się różne instytucje. Jednak ani unijna rzeczniczka praw obywatelskich, ani Trybunał Obrachunkowy nie były w stanie rzucić światła na te transakcje.
W październiku do gry weszła także Prokuratura Europejska, wszczynając dochodzenie w sprawie kontraktów na szczepionki. Nie chciała jednak potwierdzić w rozmowie z DGP, czy śledztwo dotyczy także prowadzonych przez von der Leyen negocjacji. Szefowa komisji ds. COVID-19 Kathleen Van Brempt wczoraj w rozmowie z DGP informowała, że wciąż nie ma odpowiedzi z KE w sprawie ewentualnego wystąpienia von der Leyen przed europarlamentem. Z taką inicjatywą wyszli w styczniu jego członkowie. Problem w tym, że nawet jeśli ostatecznie uda się ściągnąć przewodniczącą KE, niekoniecznie musi ona rzucić światło na sposób prowadzenia negocjacji i odnieść się do zarzutów o brak przejrzystości w zawieraniu umów.
Po nieudanej próbie zaproszenia prezesa Bourli do Brukseli posłowie stawiają sprawę jasno: koncern działa nieprzejrzyście, więc jego przedstawiciele mogą wkrótce zostać pozbawieni dostępu do PE. Złożony w tej sprawie przez Zielonych wniosek został zaakceptowany przez komisję parlamentarną ds. COVID-19. Przewodnicząca komisji Kathleen Van Brempt tłumaczyła w rozmowie z DGP, że takie posunięcie byłoby postrzegane jako sankcja. Wcześniej jednak opinię musi wydać Konferencja Przewodniczących Komisji, która gromadzi szefów wszystkich komisji parlamentarnych. Na razie nie ma więc decyzji w sprawie ewentualnego zakazu wstępu dla przedstawicieli Pfizera do PE - jak poinformowało nas wczoraj jego biuro prasowe.
Jeśli nawet taki zakaz by się pojawił, łatwo go obejść, bo europosłowie nadal będą mogli wpisywać lobbystów Pfizera jako prywatnych gości PE. Ile razy skorzystali dotychczas z możliwości rozmów z koncernem w ten sposób? Zapytaliśmy o to PE. Jego przedstawiciele tłumaczą, że ze względu na ochronę prywatności i danych osobowych nie mogą ujawniać szczegółów dotyczących spotkań posłów z prywatnymi firmami. „Chyba, że sami zdecydują się o nich informować” - czytamy w odpowiedzi przesłanej DGP. Jak wyjaśnia PE, jeśli poseł chce zorganizować rozmowę z przedstawicielem biznesu, powinien przestrzegać dwóch zasad: spotykać się tylko z akredytowanymi lobbystami (tj. wpisanymi do rejestru przejrzystości) i publikować informacje o takich spotkaniach w internecie. Ta ostatnia reguła obowiązuje przewodniczących komisji, sprawozdawców i kontrsprawozdawców, gdy spotkanie dotyczy sprawozdania, nad którym pracują.