Ministerstwo Zdrowia wolałoby wręcz zlikwidować Fundusz Rozwiązywania Problemów Hazardowych, a jego środki włączyć do nowego Funduszu Zdrowia Publicznego. Po pięciu latach od wybuchu afery hazardowej widać, że instytucja stworzona do walki z uzależnieniem od hazardu nie bardzo ma komu pomagać.
– Sytuacja jest jasna. Choć ustawodawca chciał dobrze, to jednak przeszarżował. Kontrole NIK rok w rok jasno pokazują, że pieniądze przekazywane FRPH zalegają na jego kontach. Albo nie ma aż tylu uzależnionych, albo nie zgłaszają się oni na terapię – mówi nam przewodniczący sejmowej komisji kultury fizycznej, sportu i turystyki Ireneusz Raś (PO). To właśnie w tej komisji powstała nowelizacja ustawy hazardowej, która chce odebrać FRPH połowę środków i przesunąć je na Fundusz Rozwoju Kultury Fizycznej, finansujący m.in. promocję sportu wśród dzieci, młodzieży i niepełnosprawnych czy budowę obiektów sportowych.

200 tys. tyle osób jest w grupie zagrożonej ryzykiem nałogowego hazardu

13,9 mln zł o tyle zwiększyły się niewydane zasoby funduszu w 2013 r.

1,2 mln zł tyle wyniosły koszty obsługi funduszu w latach 2010–2013

Z innym pomysłem przed kilkoma dniami oficjalnie wystąpił resort zdrowia. Według niego FRPH powinien zostać wchłonięty przez nowy twór – Fundusz Zdrowia Publicznego, którego zadaniem ma być zapobieganie chorobom i wspieranie innowacyjności w medycynie. Ministerstwo chce przeznaczyć na FZP 1 proc. wpływów z akcyzy od napojów alkoholowych, 0,5 proc. akcyzy od wyrobów tytoniowych oraz 3 proc. z wpływów z gier hazardowych objętych monopolem państwa. – Rząd wreszcie jest gotów przyznać, że leczenie masowych uzależnień od hazardu to fikcja – uważa menedżer jednej z firm bukmacherskich.
Powołując FRPH do życia w 2009 r., rząd tłumaczył, że oprócz wprowadzenia restrykcyjnej ustawy antyhazardowej chce też pomóc uzależnionym. Według polityków miały być ich setki tysięcy i to właśnie z myślą o ich leczeniu losy i gry Totalizatora Sportowego obłożono 3-proc. podatkiem. Od tamtej pory co roku na poczet funduszu wpływa po ok. 20 mln zł. Od początku jednak FRPH ma problemy z ich wydawaniem. Pierwsze środki rozdysponowano niemal dwa lata po jego powołaniu, gdy w grudniu 2010 r. resort zdrowia wydał rozporządzenie określające warunki dofinansowania z tego źródła.
W 2011 r. rozdysponowano blisko 5,4 mln zł (z czego na zadania statutowe poszło 4,7 mln), w 2012 r. podpisano kontrakty na 9,4 mln zł, a rok później na 10,4 mln zł. Jak wynika z kontroli NIK, pod koniec 2012 r. na kontach funduszu leżało blisko 60 mln zł, rok później tych pieniędzy było już 73,7 mln zł. Kolejne 20 mln doszło w ubiegłym roku. Dlatego też NIK już kilkukrotnie wskazywała, że konieczne jest podjęcie konkretnych kroków wobec FRPH.
Takie działania jednak niespecjalnie podobają się psychiatrom. Obok nałogowego grania z funduszu zaczęto korzystać także przy leczeniu internetoholizmu, pracoholizmu czy zakupoholizmu. Dzięki temu w ostatnich latach rozwinęły się terapie wymierzone w podobne nałogi. Dlatego dr Bogusław Habrat, kierownik zespołu profilaktyki i leczenia uzależnień Instytutu Psychiatrii i Neurologii, negatywnie ocenia postulaty rozmontowywania FRPH. – Dzięki funduszowi dano polskim specjalistom szansę porządnej, opartej na naukowych podstawach analizy sytuacji zjawisk związanych z patologicznymi formami hazardu oraz nałogów behawioralnych – mówi.
– Owszem, początkowo fundusze nie były wydawane w szerokim zakresie, ale za to były wydawane rozsądnie. Najpierw na badanie rozpowszechnienia tych zjawisk i ich uwarunkowań, potem na szkolenia, a następnie na programy profilaktyczne i terapeutyczne. Dzięki temu powstał dosyć sprawny system reagowania na ten problem. Rozumiem, że zerka się na te środki finansowe łakomym okiem. Ale skoro wypracowano dobre praktyki, szkoda byłoby je zaprzepaścić z powodów politycznych – dodaje nasz rozmówca.