Od 1 października 2022 do Systemu Informacji Medycznej trafiają informacje dotyczące tego, czy pacjentka jest w ciąży. „Rejestr ciąż” wzbudzał ogromne kontrowersje, a jego wprowadzenie wiązano z zaostrzeniem prawa aborcyjnego. Ministerstwo Zdrowia stanowczo odrzucało te zarzuty. Sprawdziliśmy, jak SIM funkcjonuje po zmianach.

System Informacji Medycznej - co to jest?

SIM został założony, by ułatwić przepływ informacji na temat zdrowia pacjentów między różnymi jednostkami. Dostęp do niego mają:

  • pracownicy medyczni placówki, w której dane informacje zostały wpisane do SIM;
  • lekarze, pielęgniarki oraz położne POZ, wybrane przez pacjenta do sprawowania opieki zdrowotnej;
  • każdy pracownik medyczny w sytuacji zagrożenia życia.

W SIM znajdują się dane dotyczące m.in.: informacji o alergiach, potwierdzonej grupie krwi czy zaimplantowanych wyrobach medycznych, w tym wkładce wewnątrzmacicznej u kobiet.

Do danych zgromadzonych w SIM mają dostęp także sędziowie i prokuratorzy, w ramach prowadzonych postępowań. I ten ostatni element budził największe emocje.

„Rejestr ciąż”

Do 30 września wpisywanie do SIM informacji o ciąży pacjentki było dobrowolne. Od 1 października personel medyczny takie dane musi w nim umieszczać. Co ważne, obowiązek ten dotyczy pacjentów korzystających zarówno ze świadczeń w ramach NFZ, jak i tych udzielanych prywatnie.

Nazwa „rejestr ciąż” określająca dane gromadzone w Systemie Informacji Medycznej od początku była krytykowana Przez Ministerstwo Zdrowia.

"W związku z wymogami na szczeblu Komisji Europejskiej, dla dobra pacjentów i pacjentek rozbudowujemy jedynie elektroniczną Kartę Pacjenta" – mogliśmy przeczytać na twitterowym koncie MZ. Także minister Adam Niedzielski apelował o nieużywanie tej nazwy

Ministerstwo Zdrowia tłumaczyło, że dostępne dla personelu dane o ciąży to mniejsze ryzyko, że kobieta przyjmie niewskazane leki, na przykład w sytuacji ratowania życia. Ale krytycy tego pomysłu podkreślali, że wprowadzenie tego obowiązku w połączeniu z niedawnym wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego, zaostrzającym prawo aborcyjne, tworzy atmosferę lęku o to, w jakim zakresie z danych SIM będzie korzystać prokuratura.

W trakcie procesu legislacyjnego zwracano również uwagę na zbyt szeroki zakres przetwarzania danych. „Zakres przetwarzania danych osobowych powinien być szczegółowo doprecyzowany w ustawie, a nie w rozporządzeniu ministra” – twierdził RPO. Jego „poważne wątpliwości” budziła także konieczność przetwarzania przez władze danych dotyczących antykoncepcji. Zdaniem Rzecznika nie jest to niezbędne w demokratycznym państwie prawnym. „Wielokrotne przekazywanie tożsamych danych nie przyczynia się do zapewnienia ich przejrzystości, lecz wręcz do braku czytelności. I nie może być uznane za adekwatne, stosowne i ograniczone do tego, co niezbędne” – podkreślał RPO.

Wątpliwości budziło także usuwanie z systemu informacji o ciąży. Miała ona znikać wraz z porodem. Jeśli ciąża zakończyła się poronieniem, wówczas powinien o tym zaraportować usługodawca, w ramach działalności którego pracownik medyczny rozpoznał u pacjentki zakończenie ciąży przy udzielaniu jej świadczeń medycznych. W pozostałych przypadkach - ciąża jest widoczna dla pracowników medycznych w SIM maksymalnie do pierwotnie zaraportowanej przewidywanej daty porodu.

Organizacje prokobiece podkreślały, że w świetle polskiego prawa, kobieta która dokonuje aborcji nie zostanie ukarana. „Ukarana może zostać osoba, która pomaga w aborcji, np. zakupiła dla kogoś tabletki, zapłaciła za zabieg” – podkreślała m.in. FEDERA.

Jak funkcjonuje system?

Postanowiliśmy zapytać Ministerstwo Zdrowia, jak wygląda korzystanie z systemu w praktyce. Okazuje się, że od czasu rozszerzenia pozyskiwanych danych prokuratura wnosiła o ich udostępnienie 72 razy.

W żadnym przypadku nie chodziło o dostęp do informacji dotyczących ciąży

– informuje nas biuro prasowe Ministerstwa Zdrowia