Uszczuplenie budżetu NFZ o 10 proc. – takie będą skutki ustawy przyjętej wczoraj przez rząd. Wprowadza ona dodatkowe zadania dla funduszu, nie przekazując na to pieniędzy.

Chodzi o projekt ustawy o zmianie ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty oraz niektórych innych ustaw, zwany również „skokiem na kasę Narodowego Funduszu Zdrowia”. Przypomnijmy, że założenia projektu ukazały się pod koniec września i wywołały ogromną burzę w środowisku. Chodziło o to, co kryło się pod niewinnym tytułem, czyli przeniesienie części świadczeń finansowanych dotąd z budżetu będącego w dyspozycji ministra zdrowia do planu finansowego NFZ. Projekt potwierdza wcześniejsze zapowiedzi - dodatkowe zadania przejdą w całości na barki funduszu.
Ich zakres jest całkiem spory - przekazane mają zostać świadczenia z zakresu ratownictwa medycznego, świadczenia wysokospecjalistyczne (czyli m.in. przeszczepy czy zaawansowane zabiegi kardiologiczne), programy „Leki 75+” oraz „Ciąża+”, do tego leki nabywane w ramach dwóch programów polityki zdrowotnej prowadzonych przez Ministerstwo Zdrowia (dotyczące chorych na hemofilię oraz zakażonych wirusem HIV oraz z przewlekłym zapaleniem wątroby typu C, osadzonych w zakładach penitencjarnych).
Na tym nie koniec. Jak wynikało z zapowiedzi i co ostatecznie znalazło się w projekcie, fundusz będzie musiał zapłacić za leczenie nieubezpieczonych, którzy mają ustawowo zagwarantowany dostęp do bezpłatnej opieki medycznej. Chodzi m.in. o dzieci, które nie są ubezpieczone przez opiekunów (ustawa daje im prawo do refundowanych świadczeń do 18. roku życia) oraz o osoby w kryzysie bezdomności. Kwota jest niemała - chodzi o ponad 1 mld zł. Do tej pory płacił za to NFZ, ale pieniędzmi pochodzącymi z budżetu państwa, przekazywanymi w formie dotacji. Jeżeli ustawa wejdzie w życie, będzie musiał pokryć koszty ze środków pochodzących ze składki zdrowotnej.

Więcej zadań, zero kasy

Na tle projektu narosło wiele obaw, bo jak wyraźnie podkreślał resort zdrowia podczas senackiej komisji zdrowia poświęconej temu problemowi, procedura pracy nad projektem nie przewidywała konsultacji (czemu sprzeciwiała się strona społeczna). - Z uwagi na jednoznacznie pozytywny lub neutralny charakter zmian odstąpiono od konsultacji - czytamy w ocenie skutków regulacji projektu, który został opublikowany dopiero wczoraj.
Zdaniem ministerstwa zmiana podmiotu odpowiedzialnego za finansowanie świadczeń ma służyć wyłącznie zwiększeniu przejrzystości wydatków i poprawie koordynacji, bo pieniądze będą zarządzane przez jedną instytucję. Problem w tym, że - jak w dalszym ciągu podkreślają nasi rozmówcy - przerzuca się zadania, nie gwarantując pieniędzy na ten cel. - Gdyby ktoś stwierdził, że należy ujednolicać system, finansując świadczenia z jednego źródła, i przekazał na ten cel odpowiednie środki, to wszystko byłoby w porządku. W innym przypadku trzeba znaleźć jakiś mechanizm rekompensowania - argumentuje Marek Wójcik, ekspert Związku Miast Polskich.
Tym bardziej że - jak przekonuje - myślenie, iż NFZ ma więcej pieniędzy ze względu na wpływy ze składki zdrowotnej, jest niewłaściwe. - Należy pamiętać, że są to puste pieniądze - podkreśla. Jego zdaniem składki zdrowotne są sztucznie pompowane, np. 13. czy 14. emeryturą. Na liście źródeł przychodów NFZ składki od emerytów znajdują się na drugim miejscu zaraz po umowach o pracę.
Podobne wątpliwości ma Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich. - Ten projekt potwierdza to, co było zapowiadane. Nie ma żadnej gwarancji, że NFZ za te dodatkowe zadania otrzyma stosowną rekompensatę - wskazuje. Podkreśla, że w projekcie nie znalazły się gwarancje zapewniające, że system ochrony zdrowia będzie efektywny i adekwatnie finansowany. Co prawda jest mowa o tym, że będzie istniała możliwość dofinansowania NFZ i zapowiedź, że jego przychody będą rosły ze względu na składki, jednak jego zdaniem to nie wystarczy. - Potrzebne będą z jednej strony środki na realizację nowych zadań, a z drugiej przecież będą rosły koszty spowodowane inflacją, m.in. koszty zakupów czy wynagrodzeń - mówi Łukasz Kozłowski.

Co odczują pacjenci?

Bernard Waśko, do niedawna zastępca prezesa NFZ ds. medycznych, w rozmowie z DGP podkreślał, że pacjenci nie zauważą różnicy, bo interesuje ich jakość usługi i rozsądny termin, a nie pochodzenie pieniędzy na leczenie. Inne zdanie mają na ten temat eksperci. Jak pisaliśmy w tekście „Zaciskanie pasa na pacjentach. Zamach na budżet NFZ” (DGP nr 192/2022), nowelizacja przepisów odbędzie się kosztem pacjentów, bowiem nowe zadania zużyją środki, które miały zostać przeznaczone np. na poprawę dostępności do świadczeń.
Zdaniem Łukasza Kozłowskiego przekazanie wielu nowych zadań oraz kwestie związane z inflacją spowodują, że główny cel tzw. ustawy 7 proc. PKB na zdrowie nie będzie realizowany. Przypomina, że założeniem było zwiększenie finansowania ochrony zdrowia w celu nadrabiania zaległości, które są w polskim systemie opieki medycznej, podwyższanie jakości i dostępności do świadczeń. - Tymczasem NFZ będzie musiał na dodatkowe zadania oddać 10 proc. budżetu - tłumaczy ekspert. Wylicza, że na przyszły rok w planie finansowym funduszu zaplanowano 135 mld zł, tymczasem dodatkowe obciążenie wyniesie ok. 13 mld zł. - To nie jest dobra wiadomość dla pacjentów, nie zostanie zwiększona dostępność. A w tych warunkach może być trudne nawet utrzymanie status quo - argumentuje Łukasz Kozłowski.
Jego zdaniem projekt świadczy o tym, że obecnie ważniejsze jest zabezpieczenie finansów publicznych i pilnowanie budżetu ogólnego, który jest nadwyrężony m.in. transferami z tytułu tarcz antyinflacyjnych czy rosnącymi kosztami obsługi długu publicznego, niż finansowanie ochrony zdrowia. - To się odbije na pacjentach - ostrzega.
Rzeczywiście, wątek kreatywnego łatania budżetu przewija się w rozmowach z ekspertami. Zdaniem naszych rozmówców głównym powodem przygotowania ustawy jest ogólna tendencja ucieczki od zadłużenia budżetu państwa (a tym samym poza kontrolę parlamentu), choćby poprzez tworzenie rozmaitych funduszy. - Nie mówiłbym o tym, gdyby nie masowość tego zjawiska. Do tej pory nie było akceptacji, by np. minister edukacji miał własne fundusze (celowo wspominam o nich w liczbie mnogiej) działające poza budżetem, a z taką sytuacją mamy do czynienia obecnie - podkreśla Marek Wójcik. ©℗
Zmiana podmiotu odpowiedzialnego za finansowanie świadczeń ma służyć zwiększeniu przejrzystości wydatków i poprawie koordynacji. Problem w tym, że przerzuca się na NFZ zadania, nie gwarantując na nie pieniędzy
Etap legislacyjny
Projekt ustawy przyjęty przez Radę Ministrów
Ile kosztują nowe obowiązki NFZ? / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe