Lecznic udzielających doraźnej pomocy stomatologicznej jest po kilka na województwo. Gdyby był dostępny dentysta na NFZ, to by wystarczyło – przekonują eksperci. Na razie jednak potrzeby są spore, a chętnych do otwierania kolejnych przychodni brakuje.
Lecznic udzielających doraźnej pomocy stomatologicznej jest po kilka na województwo. Gdyby był dostępny dentysta na NFZ, to by wystarczyło – przekonują eksperci. Na razie jednak potrzeby są spore, a chętnych do otwierania kolejnych przychodni brakuje.
Nocna pomoc stomatologiczna to dentystyczny odpowiednik nocnej i świątecznej pomocy lekarskiej - gabinety, które mają podpisane kontrakty z Narodowym Funduszem Zdrowia i przyjmują pacjentów w dni powszednie w nocy (w godz. 19-7) oraz w soboty, niedziele i święta całodobowo.
Pacjent (zarówno dorosły, jak i dziecko) może tam się udać w nagłych przypadkach. Jak informuje Małgorzata Koszur, rzeczniczka prasowa zachodniopomorskiego oddziału NFZ, koszyk obejmuje świadczenia niezbędne, takie jak np. założenie opatrunku leczniczego w zębie mlecznym, czasowe wypełnienie kanału, płukanie kieszonki dziąsłowej i aplikacja leku, choć możliwe jest również np. usunięcie zęba.
Czy jednak w praktyce, jeśli np. pacjenta rozboli ząb na początku długiego weekendu, będzie mógł on liczyć na uzyskanie pomocy? Może być o nią trudno. Zapytaliśmy oddziały wojewódzkie Narodowego Funduszu Zdrowia o liczbę gabinetów działających na ich terenie. Dobra wiadomość jest taka, że obecnie w każdym województwie działa przynajmniej jeden taki punkt (uzyskaliśmy dane z 15, ale wiemy, że na Mazowszu, które nam nie odpowiedziało, też te placówki funkcjonują). Trochę gorsza informacja to ta, że w pięciu z nich jest po jednej takiej lecznicy (w małopolskim, warmińsko-mazurskim, podlaskim, zachodniopomorskim, lubuskim). Najlepiej sytuacja wygląda w przypadku województwa lubelskiego, gdzie działa sześć placówek, podkarpackiego z czterema takimi jednostkami oraz dolnośląskiego (tam również funkcjonują cztery placówki, ale dwie z nich - w Wałbrzychu i Świdnicy, pracują wymiennie, przez co realnie są dostępne trzy).
Andrzej Cisło, stomatolog i były wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej, podkreśla, że dostępność do placówek nocnej pomocy stomatologicznej jest bardzo iluzoryczna. - Jeśli bowiem w województwie są takie trzy miejsca, to koszt i kłopot związany z dotarciem do takiej placówki jest znaczny. Inna kwestia, że zazwyczaj są one dość nierównomiernie położone - wskazuje. Choć z drugiej strony, jego zdaniem, trudno sobie wyobrazić sytuację, by w każdym mieście powiatowym miał funkcjonować taki gabinet.
Jak z kolei wygląda zainteresowanie takimi usługami? Rocznie korzysta z nich po kilka tysięcy osób (patrz infografika). - Należałoby się zastanowić, skąd biorą się pacjenci w takich poradniach. Z moich obserwacji wynika bowiem, że w znacznej części wizyty na dyżurze nocnej pomocy stomatologicznej wynikają po prostu z braku bieżącej opieki stomatologicznej lub niskiej dostępności do niej - podkreśla Andrzej Cisło.
A to efekt prywatyzacji opieki stomatologicznej - refundowany koszyk jest dość ubogi, gabinetów posiadających umowy z NFZ brakuje i z każdym rokiem ubywa, więc pacjenci są zmuszani do korzystania z komercyjnych usług. Ci zaś, których na to nie stać, po prostu nie chodzą do dentysty, co zwiększa prawdopodobieństwo, że w końcu będą zmuszeni udać się na nocny dyżur.
W odpowiedziach od oddziałów NFZ bardzo często powtarza się informacja, że rozpisywane były kolejne konkursy, na które nikt się nie zgłaszał. W województwie zachodniopomorskim zakontraktowana na cztery lata placówka po roku zwróciła się z prośbą o rozwiązanie umowy. Magdalena Mil, rzeczniczka warmińsko-mazurskiego oddziału NFZ, informuje, że cena oferowana obecnie za dwunastogodzinny dyżur to 1329,24 zł (choć w różnych oddziałach stawki te się różnią), ale nie ma zainteresowania ze strony stomatologów.
Rzeczywiście, jak wynika z rozmów z przedstawicielami środowiska, wysokość wycen nie zachęca do starania się o kontrakt. - Największym problemem jest to, że NFZ nie potrafi utrzymać poradni. A będzie jeszcze gorzej, jeśli w końcu nie pojawi się nowa tabela wycen, która zgodnie z zapowiedziami miała obowiązywać od 1 lipca - argumentuje Andrzej Cisło. Doktor Dariusz Paluszek, wiceprezes Okręgowej Rady Lekarskiej w Warszawie, jest zdania, że większość dentystów chciałaby podpisać kontrakty z NFZ, ale stosunek wycen do kosztów prowadzenia działalności sprawia, że lekarzy po prostu na to nie stać.
Nasi rozmówcy wyliczają również m.in. kłopoty ze znalezieniem personelu, który chciałby pracować w nocy i w święta, czy nawet budynku, do którego możliwy byłby całodobowy dostęp.
- Głównym problemem jest spojrzenie płatnika na opiekę stomatologiczną w Polsce. Proszę zwrócić uwagę, że zostaliśmy wypchnięci z publicznego systemu opieki zdrowotnej - podkreśla dr Paluszek. I dodaje, że jako społeczeństwo zaczynamy się przyzwyczajać do faktu, że do stomatologa chodzi się prywatnie. - Może się okazać, że w najbliższym czasie zniknie np. w większych miastach możliwość skorzystania z usług dentysty w ramach NFZ. I o ile w przypadku np. wymiany protezy czy planowego leczenia są to sprawy, które w niektórych przypadkach można odłożyć w czasie, to w przypadku sytuacji awaryjnej (obrzęku, bólu czy gorączki) potrzebny jest publiczny system, który zapewni interwencję lekarza. A takiego systemu nie ma i prawdopodobnie nie będzie, bo płatnik nie widzi takiej potrzeby, skoro urządza konkursy według stawek, które są dla wszystkich nieopłacalne - kwituje ekspert. ©℗
/>
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama