Czas pandemii był wyjątkowym okresem, wymagającym niestandardowych działań. Mimo to nie wyciągnęliśmy z niego wystarczających wniosków, a część sprawdzonych rozwiązań wdrażana jest bardzo powoli. Tylko cyfryzacja i rozwój telemedycyny nabrały rozpędu. Sprawdziła się również prywatna opieka medyczna. W innych obszarach pandemia obnażyła słabości systemu i zwiększyła, i tak już pokaźny, dług zdrowotny.

Dorota M. Fal, doradca zarządu Polskiej Izby Ubezpieczeń / Materiały prasowe
Jednym z najważniejszych skutków pandemii jest rosnący dług zdrowotny, który dotyczy zarówno zadłużenia finansowego, jak i niezgłaszania się pacjentów do lekarzy. Większość pieniędzy przeznaczonych na opiekę zdrowotną przez ostatnie dwa lata była kierowana na walkę z pandemią. W niedofinansowanym do tej pory systemie sytuacja jeszcze bardziej się pogorszyła. Ludzie nie chcieli chodzić do lekarza w obawie przed zakażeniem, dotyczyło to zarówno zwykłych wizyt w poradniach podstawowej opieki zdrowotnej (POZ), jak i u specjalistów. Przekładali też zabiegi czy hospitalizację. Taki stan przeciągnął się na całą pandemię. Ostatecznie zdrowie Polaków, które nie było zbyt dobre wcześniej, zdecydowanie się pogorszyło.
W pandemii mieliśmy wiele nadmiarowych zgonów. Tylko w 2021 r. według GUS zmarło ponad pół miliona osób, co oznacza wzrost o ponad 42 tys. w porównaniu z ubiegłym rokiem. Liczba zgonów w 2021 r. przekroczyła o prawie 154 tys. średnioroczną wartość z ostatnich 50 lat. Większość śmierci nie miałaby miejsca, gdyby nie pandemia. Wiele osób, które przeżyły ten okres, jest teraz w gorszym stanie zdrowia, ponieważ ich choroba nie została zdiagnozowana wystarczająco wcześnie. Część z nich być może jeszcze o niej nie wie, bo nie miała badań profilaktycznych bądź zlekceważyła pierwsze objawy. Również wielu cierpiących na choroby przewlekłe zaniedbało leczenie, rutynowe kontrole czy zabiegi fizjoterapeutyczne. Wyraźnie zabrakło edukacji pacjentów, że ryzyko, jakie niesie choroba podstawowa czy przewlekła, jest znacznie większe niż zarażenie się koronawirusem, a jednocześnie grozi poważniejszymi konsekwencjami. Przykładem mogą być choroby onkologiczne. Według ekspertów liczba badań skriningowych spadła o ponad 40 proc., a liczba wykrywanych nowotworów w IV stopniu zaawansowania powiększyła się o 10 proc. To oznacza, że ich leczenie wymaga coraz większych nakładów sił i pieniędzy, a szanse pacjentów na powrót do zdrowia są mniejsze. Jest to kolejna część długu zdrowotnego w Polsce.
Pandemia niewątpliwie przyczyniła się do rozwoju cyfryzacji opieki zdrowotnej. Masowo zaczęły funkcjonować takie rozwiązania, jak e-recepta, e-skierowanie, Internetowe Konto Pacjenta i elektroniczna dokumentacja medyczna oraz podpisy zaufane. Kolejnym pozytywnym trendem ostatnich dwóch lat był rozwój telemedycyny, która została błyskawicznie zaakceptowana przez pacjentów. Zdalne usługi pozwoliły m.in. zredukować liczbę wizyt po recepty i skierowania czy zdalnie pomagać szybką konsultacją. Należy jednak pamiętać, że w większości sytuacji pierwszorazowa wizyta u lekarza specjalisty powinna być stacjonarna, a telemedycyna nie jest odpowiedzią na wszystko. Nie zastąpi bezpośredniego kontaktu lekarza z pacjentem.
Pandemia pokazała nam również, że prywatna opieka zdrowotna potrafiła bardzo szybko przystosować się do nowych warunków. Niepubliczne placówki nie zostały zamknięte, a lekarze byli dostępni stacjonarnie jeszcze w pierwszych dniach pandemii, w odróżnieniu od niektórych zakładów publicznych. Lecznice szybko wdrożyły teleporady, które na początku pandemii stanowiły ponad 70 proc. wszystkich wizyt.
Sprawnie zadziałali też ubezpieczyciele, którzy pokazali, że są w stanie bardzo szybko dotrzeć do swoich klientów i ich wesprzeć. Już po pierwszej fali pandemii zanotowali wzrost pacjentów korzystających z profilaktyki w ramach prywatnych polis zdrowotnych. Branża udowodniła również, że może być partnerem i wsparciem dla publicznej opieki zdrowotnej. Warto zatem wyciągnąć z tego wnioski. Nie da się ukryć, że z finansowaniem opieki zdrowotnej w stosunku do potrzeb jest jeszcze gorzej, niż było przed pandemią. Musimy przestać się oszukiwać, że publicznych pieniędzy wystarczy dla wszystkich. Do wcześniej poruszanych kwestii musimy dołożyć efekt starzejącego się społeczeństwa, powikłania pocovidowe, których rozpiętości i ciężaru jeszcze nie znamy, czy też niepokojący obraz rehabilitacji po przejściu koronawirusa.
Cieszy mnie to, co się pojawiło w strategicznym dokumencie rządowym „Zdrowa przyszłość. Ramy strategiczne rozwoju systemu ochrony zdrowia na lata 2021–2027, z perspektywą do 2030 r.”. Zapisano w nim, że „(…) niezbędny jest wzrost i dywersyfikacja finansowania przy równoczesnym zapewnieniu wzrostu efektywności wydatkowania. (…) Gruntownej analizy wymaga także możliwość wprowadzenia dodatkowych ubezpieczeń – w szczególności opiekuńczych finansujących opiekę długoterminową (…)”. Mimo poszukiwania nowych rozwiązań główny ciężar finansowania opieki zdrowotnej pozostanie na publicznym płatniku, ale warto znaleźć też rolę dla sektora prywatnego, a także dla ubezpieczeń zdrowotnych. Mogą być one wsparciem w zakresie podstawowej i specjalistycznej opieki zdrowotnej. Tak samo warto wziąć pod uwagę ubezpieczenia szpitalne, które rozwijają się na polskim rynku. ©℗