Nie tworzymy nowego obowiązku, ale doprecyzowujemy rozwiązania, które weszły w życie rok temu – wyjaśnia Ministerstwo Zdrowia po burzy, jaka rozpętała się w związku z nowelizacją przepisów dotyczących informacji przekazywanych do Systemu Informacji Medycznej. Sceptyków narracja resortu jednak nie przekonuje.

Chodzi o projektowane rozporządzenie ministra zdrowia zmieniające rozporządzenie w sprawie szczegółowego zakresu danych zdarzenia medycznego przetwarzanego w systemie informacji oraz sposobu i terminów przekazywania tych danych do Systemu Informacji Medycznej (Dz.U. z 2020 r. poz. 1253).
Przypomnijmy, projekt pojawił się w listopadzie 2021 r. i od razu wywołał kontrowersje. Dotyczyły one par. 1 pkt 1b nowelizacji, który oprócz m.in. kodu gminy, na której terenie udzielono świadczenia, informacji o alergiach czy grupie krwi pacjenta nakłada również obowiązek raportowania do SIM informacji o ciąży.
Od razu pojawiły się głosy, że w obliczu wydania przez Trybunał Konstytucyjny wyroku z 22 października 2020 r. (sygn. K 1/20) w sprawie niekonstytucyjności przepisu umożliwiającego przerwanie ciąży z powodu wad płodu resort zdrowia tworzy proste narzędzie służące kontrolowaniu losów ciąż poszczególnych pacjentek.
Nie o to chodziło?
W toku konsultacji społecznych pojawiły się m.in. głosy, że taki obowiązek narusza prawo do prywatności, a informacje o ciąży przekraczają zakres danych, o których mowa w ustawie z 28 kwietnia 2011 r. o systemie informacji w ochronie zdrowia (Dz.U. z 2020 r. poz. 702), bowiem jej przepisy stanowią, że rejestry muszą zawierać tylko informacje uwzględniające zakres świadczeń udzielanych przez lecznice.
– Aby usunąć ewentualne wątpliwości co do intencji projektowanych zapisów, w tym miejscu warto podkreślić, iż zbieranie danych zdarzenia medycznego ma na celu wyłącznie wymianę informacji pomiędzy pracownikami medycznymi podejmującymi leczenie konkretnego pacjenta, w celu poprawy jakości udzielanych świadczeń – wyjaśnia w odpowiedzi resort zdrowia. Wskazuje, że informacje dotyczące m.in. ciąży będą przekazywane tylko w sytuacji, gdy placówka uzyska je w związku z udzieleniem pomocy medycznej. Co więcej, zdaniem resortu zakres danych, który wywołał tyle wzburzenia, wpisuje się w normy unijne. Powołuje się tym samym na tzw. Patient Summary, czyli projektowany na poziomie unijnym dokument medyczny, który ma zostać wprowadzony w krajach UE. Ma on zawierać podstawowe dane na temat zdrowia pacjenta po to, by w sytuacjach zagrożenia życia pracownicy medyczni w łatwy sposób mieli do nich dostęp.
Jeśli zaś chodzi o bezpieczeństwo i komfort pacjentek w ciąży, resort wskazuje na wiele badań, których nie można wykonywać w ciąży lub których wyniki są w tym przypadku inaczej interpretowane. – Poza tym wiedza na temat badań zlecanych i wykonywanych w czasie ciąży może być przydatna w przypadku ewentualnego poszerzania zakresu refundacji dla kobiet ciężarnych i będących w połogu – deklaruje.
Nie korzystają, ale w przyszłości mogą
Ministerstwo odniosło się również do wątpliwości Fundacji Panoptykon co do możliwości pozyskiwania danych z SIM przez służby. Podkreśliło, że sądy i prokuratury mogą żądać udostępnienia informacji zawartych w SIM tylko w ramach toczącego się postępowania, więc o żadnej dowolności nie może być mowy.
Czy to uspokaja stronę społeczną? Zdaniem Wojciecha Klickiego z Fundacji Panoptykon – nie. – Zdaję sobie sprawę, że dostęp do danych zawartych w SIM możliwy jest tylko w ramach toczących się postępowań. Ale obawiam się, że to nie będzie znacząca przeszkoda, jeśli prokuratura postanowi szczegółowo weryfikować, czy w Polsce nie dochodzi do niezgodnych z aktualnym prawem aborcji. A wpisanie do rejestru informacji o ciąży spowoduje jakościową zmianę umożliwiającą za jednym zamachem uzyskanie dostępu do wszystkich danych zawartych w SIM po to, by np. porównać je z danymi dotyczącymi narodzin – ocenia.
Jak ta kwestia wygląda w praktyce? Z informacji, jakie podał nam resort zdrowia, wynika, że w okresie od grudnia 2019 r. do 20 grudnia 2021 r. do Centrum e-Zdrowia wpłynęło łącznie 111 wniosków o udostępnienie danych z SIM, z czego 25 z sądów karnych, a 86 od organów prokuratury. Sądy cywilne nie wniosły w tym czasie żadnego wniosku.
Ekspert Panoptykonu wskazuje również, że nawet normy europejskie nie są uzasadnieniem do naruszenia regulacji (wynikających m.in. z konstytucji i orzecznictwa TK), które wymagają, by zakres danych gromadzonych w rejestrach publicznych był wskazany w ustawie, a nie – jak planuje Ministerstwo Zdrowia – w rozporządzeniu. – Jest to nie tylko wymóg formalny, lecz także zabezpieczenie przed tym, by o tym, jakie informacje państwo zbiera na nasz temat, nie decydował podpis jednego ministra, ale parlamentarzyści i prezydent – argumentuje Wojciech Klicki.
Dodaje również, że skoro resort zdrowia tak chętnie powołuje się na dobro kobiet w ciąży, względem których nie można przeprowadzać niektórych badań, powinien sprecyzować skalę ryzyka. – Biorąc pod uwagę kontrowersyjność propozycji, oczekuję, że resort przedstawi szczegółowe dane dotyczące tego ryzyka, np. tego, czy i jak często doszło do takich sytuacji (m.in. przeprowadzenia u ciężarnych badań, których się robić nie powinno, czy błędnej ich interpretacji – red.) w ubiegłych latach – kwituje.
Etap legislacyjny
Projekt rozporządzenia czeka na podpis ministra zdrowia