Dane dotyczące produkcji takich wyrobów od marca ubiegłego roku gromadzi Główny Urząd Statystyczny. Widać w nich, że w 2021 r. więcej wytworzyliśmy maseczek ochronnych stosowanych w medycynie (62,8 mln sztuk wobec 44,3 mln między marcem a grudniem 2020 r.), mydła o właściwościach dezynfekujących (21 mln kg wobec 6,1 mln kg) czy środków odkażających pod postacią granulek czy proszków (51 ton wobec 9 ton).

W innych kategoriach odnotowaliśmy spadki. W ubiegłym roku w stosunku do 2020 r. zmniejszyła się np. produkcja zwykłych maseczek (97 mln wobec 175 mln), ale też kombinezonów i fartuchów (z 9,2 mln sztuk w 2020 r. do 1 mln w 2021 r.), płynów i żeli odkażających (z 80,4 mln kg do 8,6 mln kg) czy przyłbic ochronnych (z 11,4 mln sztuk do 730 tys.).
Spadki te mają wiele przyczyn. W przypadku przyłbic rolę z pewnością odgrywa to, że od końca lutego 2021 r. w powszechnym użyciu zastąpiły je maseczki. Spadek zapotrzebowania na płyny i żele odkażające może być z kolei efektem tego, że ludzie nie przykładają już takiej wagi do pandemicznego mycia rąk jak w 2020 r. W grę mogą wchodzić również czynniki ogólnogospodarcze, jak powrót globalnej gospodarki do w miarę normalnego funkcjonowania i zastąpienie produkcji rodzimej produkcją zagraniczną.
Nie bez znaczenia jest również to, że z danych Głównego Urzędu Statystycznego nie wyłania się pełny obraz produkcji środków ochrony osobistej w Polsce, ponieważ powyższe liczby pochodzą wyłącznie od firm średnich i dużych, czyli zatrudniających więcej niż 50 osób. Jest więc możliwe, że w miarę rozwoju pandemii produkcja przeniosła się do mniejszych zakładów, których statystyka po prostu nie obejmuje.
Na to, że nie możemy narzekać na krajowe zaopatrzenie, wskazuje w rozmowie z nami pracownik Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych. – Jak jest możliwe, żeby coś kupować w Polsce, to kupujemy to w Polsce, np. środki ochrony niemal w 100 proc., czyli część testów, płyny dezynfekcyjne, kontenery – mówi nam urzędnik.
Z kolei Paweł Ossowski, prezes firmy Zarys, tłumaczy, że koszty produkcji w Polsce są wciąż wysokie na tle tych w Turcji czy Azji. Dlatego gdy okazało się, że oba te rynki są w stanie pokryć zapotrzebowanie na środki ochrony indywidualnej, wielu producentów w kraju zrezygnowało z ich produkcji. – Mowa zwłaszcza o odzieży ochronnej, takiej jak fartuchy, kombinezony, których produkcja nie jest zautomatyzowana, odbywa się z udziałem maszyny do szycia i pracy ludzkich rąk. My sami wycofaliśmy się z tego segmentu rynku. A w szczycie pandemii, czyli od II kw. 2020 r. do I kw. 2021 r., czyli gdy zapotrzebowanie było najwyższe, robiliśmy setki tysięcy sztuk odzieży ochronnej miesięcznie – dodaje.
Wreszcie zakłady produkcyjne wróciły do swojej podstawowej działalności, kiedy okazało się, że wrócił również popyt na ich wyroby. – Wolą produkować ubrania, które sprzedadzą za kilkadziesiąt złotych, niż fartuchy i kombinezony, za które dostaną do 10 zł – tłumaczy Ossowski.