Na oddziałach niecovidowych brakuje miejsc, przyjmowane są najpoważniejsze przypadki. Widać ogromny dług zdrowotny – efekt zaniedbań w czasie pandemii – mówią PAP dyrektorzy krakowskich miejskich szpitali specjalistycznych.

W szpitalu im. Stefana Żeromskiego jest blisko 60 łóżek covidowych dla dorosłych – na Oddziale Obserwacyjno-Zakaźnym, ale i na dotychczasowym Oddziale Chorób Wewnętrznych (internistyczny), który w całości został przekształcony w covidowy. Aby utworzyć miejsca intensywnej terapii trzeba było zredukować Oddział Chirurgii Ogólnej o ponad 20 łóżek. W placówce jest też 45 łóżek covidowych dziecięcych – część z tych miejsc powstała kosztem Oddziału Dermatologii.

To pacjenci oddziałów przekształconych na covidowe są w szczególnej sytuacji. Często nie ma dla nich miejsca. Trafiają na II Oddział Chorób Wewnętrznych oraz na inne oddziały, jeśli zwolni się gdzieś miejsce. "Przyjmuje się pacjentów tylko w tym gorszym stanie. Pozostali, jeśli mogą poczekać – to czekają, jeżeli mogą zostać wypisani do domu – to są wypisani, bo jest ograniczona liczba łóżek potrzebnych cały czas" – powiedział PAP dyrektor szpitala Żeromskiego Jerzy Friediger.

Najczęściej brakuje miejsca dla pacjenta internistycznego. "Wtedy szukamy dla niego miejsca w innym szpitalu. Jesteśmy w stałym kontakcie z innymi placówkami" – podkreślił Friediger. Szpital stara się realizować przyjęcia planowe.

Dyrektor nie ma wątpliwości, że powstał ogromny dług zdrowotny – efekt zaniedbań w czasie pandemii objawiający się znacznym pogorszeniem stanu zdrowia pacjentów. W ocenie dyrektora, każda czasowa zwłoka w leczeniu pogarsza stan chorego, a wiele chorych osób przerwało leczenie w czasie pandemii. "Weźmy choćby przepuklinę. Jeżeli zabieg przesunie się o pół roku, to to już jest inna przepuklina – większa, trudniejsza do zoperowania, grożąca większymi powikłaniami. Jeżeli przesunie się planową operację o pół roku, o rok, to chory musi być w gorszym stanie, choćby nawet dlatego, że jest już o pół roku, o rok starszy. Człowiek starszy nie jest coraz zdrowszy" – podkreślił Friediger, który jest chirurgiem i proktologiem.

Zapytany o chorych na COVID-19 ocenił, że jest ich mniej, niż w poprzednich falach, ale ich stan jest zdecydowanie cięższy i niemal wszyscy wymagają wsparcia tlenowego. W ponad 90 proc. są to osoby niezaszczepione.

W szpitalu im. Gabriela Narutowicza jest 97 łóżek dla zakażonych SARS-CoV-2 oraz 16 łóżek dla osób z podejrzeniem SARS-CoV-2. W oddziały covidowe zostały przekształcone: Oddział Chorób Wewnętrznych i Chorób Płuc, Oddział Kardiologii i Chorób Wewnętrznych oraz Oddział Anestezjologii i Intensywnej Terapii.

Dla pacjentów niecovidowych pozostaje 227 łóżek. "Obłożenie jest bardzo duże. Często brakuje miejsc i pacjenci są hospitalizowani na tzw. dostawkach" – powiedziała PAP zastępca dyrektora i rzecznik tego szpitala Agnieszka Marzęcka-Wójcik.

Największe i ciągłe obłożenie z dostawkami jest na Oddziale Chorób Wewnętrznych i Endokrynologii. "W pozostałych oddziałach też obłożenie jest duże, ze względu na to, że w sytuacjach, kiedy już brakuje miejsc nawet na dostawkę w oddziale, w którym pacjent powinien być hospitalizowany, hospitalizacja odbywa się w innym oddziale, do którego przychodzą odpowiedni specjaliści" – wyjaśniła z-ca dyrektora. Jej zdaniem, teraz sytuacja jest gorsza niż w 2020 r. "Praktycznie nie mamy miejsc dla pacjentów wymagających intensywnej terapii i ograniczone miejsca dla pacjentów, którzy powinni być hospitalizowani w oddziale chorób wewnętrznych" – powiedziała.

Jak podkreśliła, widać efekty długu zdrowotnego. "Pacjenci trafiający do szpitala, zwłaszcza internistyczni i onkologiczni, często są w bardzo ciężkim stanie" – zauważyła Marzęcka-Wójcik.

Szpital Narutowicza bardzo rzadko odsyła pacjentów do innych placówek; zamiast tego praktykuje "dostawki" – nawet na korytarzach.

W lecznicach jest trudna sytuacja kadrowa. W szpitalu Żeromskiego od początku tego roku w izolacji lub kwarantannie było 80 osób. "Często brakuje personelu" - powiedziała z-ca dyrektora szpitala Narutowicza.