Porody naturalne mają być lepiej finansowane niż te operacyjne.
/>
Liczba porodów siłami natury maleje w ekspresowym tempie. W ostatnich 14 latach odsetek cesarek zwiększył się dwukrotnie: z 18 proc. do 37 proc. To plasuje nas w czołówce Europy. W niektórych województwach liczba porodów dokonywanych za pomocą zabiegu sięga 45 proc. – np. na Podkarpaciu. A zgodnie z wytycznymi Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) powinny one stanowić maksymalnie 15 proc. wszystkich.
Jak przyznają wiceminister zdrowia Aleksander Sopliński oraz szef NFZ Tadeusz Jędrzejczyk: te wskaźniki są niepokojące. Dlatego urzędnicy wzięli pod uwagę sugestie konsultanta krajowego w dziedzinie położnictwa i ginekologii. Ma dojść do zmiany modelu finansowania.
Obecnie, niezależnie od przebiegu porodu, szpital otrzymuje za niego od funduszu 1820 zł. Lekarze skarżą się, że jest to zbyt niska wycena. Zawsze też podkreślali, że porody cesarskie są droższe, bowiem chodzi o zabieg operacyjny, przy którym dodatkowym obciążeniem finansowym jest chociażby przeprowadzenie znieczulenia. Zdaniem jednego z poznańskich położników cesarka to koszt rzędu 4 tys. zł. Do tej pory ministerstwo mówiło, że planuje zwiększyć wycenę za obie metody. W zeszłym roku wzrosła ona o ponad 100 zł, od przyszłego planowane były kolejne podwyżki. Ta zmiana miała umożliwić wprowadzenie znieczulenia dla wszystkich rodzących, które odczuwają taką potrzebę.
Teraz jednak urzędnicy zmienili front i chcą załatwić dwie sprawy: polepszyć finansowanie naturalnych porodów, co ma zmniejszyć liczbę cesarskich cięć. – Poród naturalny to większy nakład pracy, lekarze czasem muszą towarzyszyć pacjentce wiele godzin – przekonuje wiceminister Aleksander Sopliński.
Lekarze uważają, że taki ruch raczej wiele nie zmieni, bo mamy do czynienia również z przyzwyczajeniem ze strony pacjentów. Kobiety boją się porodów naturalnych, cesarki są dla nich wygodniejsze.
Dlatego coraz częściej załatwiają sobie rodzenie przez zabieg – bo oficjalnie może się odbyć tylko wtedy, gdy są ku temu określone wskazania. Te, które korzystają z prywatnych szpitali, po prostu płacą za taką formę porodu, jaką sobie wybiorą. A nawet te, które idą wydać na świat dziecko w publicznej placówce, prowadzą ciążę w prywatnym gabinecie któregoś z zatrudnionych tam lekarzy: wtedy łatwiej się dogadać. Oprócz tego pacjentki przynoszą zaświadczenia od okulistów czy kardiologów, że cesarka jest niezbędna, co nie zawsze jest prawdą.
– Ale który lekarz zaryzykuje i odmówi cesarki? – pyta retorycznie jeden z ginekologów.
Były konsultant wojewódzki w dziedzinie położnictwa prof. Mirosław Wielgoś wskazywał na jeszcze jeden problem: często powodem przeprowadzenia cesarskich cięć jest po prostu zwykły brak umiejętności lekarzy w odbieraniu trudnych porodów. Jego zdaniem umiera znana dawniej sztuka położnicza. Przy porodach miednicowych lekarze idą na łatwiznę i najczęściej robią od razu cięcie. To oznacza, że młodzi lekarze nie widują porodu miednicowego, do którego doszło drogami natury. Nienauczeni innej metody chętnie chwytają za skalpel.
Pomoc matce i ratunek dla dziecka
Medyczne wskazania do przeprowadzenia cesarskiego cięcia mogą istnieć zarówno ze strony matki, jak i z powodu dziecka. W przypadku rodzących mogą to być przyczyny natury psychologicznej. Lekarz może stwierdzić zbyt duży strach przed bólem i porodem naturalnym i wydać skierowanie na poród przez cięcie. Jednak przede wszystkim bierze się pod uwagę wskazania od okulisty: zbyt silne parcie może zagrażać oku, istotna jest wówczas nie tyle wada wzroku, ile stan siatkówki. Innymi powodami mogą być: wskazania ortopedyczne (np. stan po urazie kości miednicy), choroby serca, przodujące łożysko, jeżeli np. występuje zagrożenie jego odklejenia.
Ze strony dziecka powodem jest nieprawidłowe ułożenie, np. zamiast główką w dół ułoży się ono bokiem. Wskazaniem są również zbyt duże rozmiary dziecka w porównaniu z wymiarami matki. W takiej sytuacji zazwyczaj najpierw dochodzi do próby porodu w sposób naturalny, w razie jego niepowodzenia lekarze wykonują cięcie. Wskazaniem jest także ciąża wielopłodowa – gdy ma się urodzić powyżej dwójki dzieci, zawsze wykonuje się zabieg.
Bardzo często lekarze podejmują decyzję o cięciu w trakcie trwającego porodu, gdy widzą, że stan matki się pogarsza albo spada tętno dziecka lub też gdy się okazuje, że dziecko jest owinięte pępowiną.
Teoretycznie w Polsce nie ma możliwości przeprowadzenia cesarskiego cięcia na życzenie pacjentki, choć w praktyce często decyduje o tym umowa z lekarzem. Kobiety przekonują, że duża liczba cesarek w Polsce to kwestia standardów, które panują na porodówkach. Choć warunki się poprawiły, nadal wiele kobiet nie otrzymuje znieczulenia lub nie może wstać z łóżka, by rodzić w innej pozycji.
Lekarze podkreślają, że cesarskie cięcie może być szkodliwe, więc nie powinno się go nadużywać. Przede wszystkim matka po porodzie dłużej dochodzi do siebie. Zabieg może także powodować komplikacje u dziecka, m.in. związane z oddychaniem.
Najniższy odsetek cięć jest notowany w Holandii – 14,3 proc. Najczęściej przeprowadza się tak porody w Brazylii – prawie 50 proc.
Wykorzystano informacje ze stron internetowych Fundacji Rodzić po Ludzku oraz OECD.