Sukces Chin w walce z koronawirusem i początkowe porażki Zachodu sprawiły wrażenie, że z pandemią lepiej radzą sobie państwa autorytarne. Tak naprawdę nie liczy się to, jak zwalczono wirusa, lecz ile zrobiono, żeby uwolnić od niego świat

Rzut oka na liczby opisujące pandemię wystarczy, żeby sukces Chin w walce z wirusem wydał się bezdyskusyjny. Według oficjalnych statystyk od początku ubiegłego roku wykryto zaledwie niecałe 95 tys. zakażeń SARS-CoV-2. To tak mało, że stawia zamieszkany przez 1,4 mld ludzi kraj w tej samej lidze co pięciomilionowy Singapur (67,8 tys.), sześciomilionowy Salwador (96 tys.) czy pięciomilionową Finlandię (128,5 tys.). Mało tego: są państwa na świecie, w których w ciągu doby notowano więcej przypadków niż podczas całej pandemii w Chinach. Nawet w Polsce był taki okres, że dobilibyśmy do owych 93 tys. przypadków w trzy dni. Chiny mają równie dobrą statystykę zgonów. Niecałe 5 tys. śmieci z powodu koronawirusa plasuje ten kraj obok Armenii, Litwy oraz Słowenii. U nas COVID-19 zabrał 2 tys. osób z każdego miliona mieszkańców. W Chinach – zaledwie trzy, chociaż gdyby Polska była prowincją tego kraju, to pod względem liczby ludności znalazłaby się dopiero na 17. miejscu.
Za chiński sukces odpowiada głównie powstrzymanie przenoszenia choroby drogą powietrzną pomimo gigantycznych skupisk ludzkich. Jedyna demokracja tej wielkości – sąsiednie Indie – egzamin oblała sromotnie; niektóre wyliczenia wskazują, że pandemia spowodowała ponad 4 mln zgonów (oficjalne statystyki mówią o 439 tys.).
Jakby tego było mało, Państwu Środka udało się zachować wzrost gospodarczy – w ubiegłym roku wyniósł 2,3 proc. PKB.

Żadnej koegzystencji

Chiny postawiły na strategię „zero COVID”, która składa się z dwóch elementów – odcięcia kraju od świata i lockdownów wprowadzanych tam, gdzie pojawia się SARS-CoV-2. Pekin już w marcu 2021 r. zawiesił większość zagranicznych lotów, a nieliczni przyjezdni muszą się udać na przymusową, 14-dniową kwarantannę (na własny koszt). Od reguły nie ma wyjątków: nawet kiedy na początku roku kraj wizytowali naukowcy Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), pierwsze dwa tygodnie spędzili w wyznaczonym hotelu. Do tego dochodzą lockdowny – co do zasady władze aplikują mieszkańcom zakaz wychodzenia z domu, nawet jeśli wykrytych zostanie kilkanaście przypadków choroby (tak też dzieje się teraz, podczas najnowszej fali). Różnica w stosunku do ubiegłego roku jest taka, że obostrzenia wprowadza się punktowo – nie obejmują już setek milionów ludzi jednocześnie.

Treść całego artykułu można przeczytać w piątkowym, weekendowym wydaniu Dziennika Gazety Prawnej oraz w eDGP.