Wydawało mi się, że lepszego momentu nie będzie, bo cierpliwości środowiska lekarskiego na większą próbę wystawić nie można. To oczywiście była naiwność. Miałam jednak rację, że mimo trwającej pandemii to nie był zły moment. Zaraz po zamieszaniu z uchwalaniem covidowych dodatków, w przededniu wprowadzenia ułatwień dla medyków z zagranicy, po tym jak w czasie drugiej fali wiele osób przekonało się, jakie są skutki braków kadrowych i niedofinansowania systemu...
Ten obecny moment jest na pewno gorszy. Nie tylko dlatego, że mamy trzecią falę, ale też z tego powodu, że sam wyzwalacz gniewu, czyli batalia o ustne egzaminy specjalizacyjne, ani nie zostanie przyjęty przez pacjentów ze zrozumieniem, ani nie zjedna protestującym sojuszników poza ich środowiskiem. A choć to niejedyny powód frustracji, to on właśnie – jako kropla przepełniająca czarę – najmocniej się przebije do społecznej świadomości. Może się natomiast nie przebić argument, że przez upór ministra młodzi lekarze zakuwają, zamiast leczyć pacjentów.