Stan zębów najmłodszych był słaby i wcześniej. Przez pandemię jeszcze się pogorszy

Osobom do 18. roku życia udzielono w ubiegłym roku 18,2 mln świadczeń stomatologicznych. Rok wcześniej było ich 25 mln. Tak wynika z zebranych dla DGP przez Narodowy Fundusz Zdrowia danych, które dotyczą wizyt refundowanych przez NFZ.
‒ Stan zębów dzieci od lat jest bardzo słaby, po tym roku może być jeszcze gorzej – mówi prof. Dorota Olczak-Kowalczyk, konsultant krajowy ds. stomatologii dziecięcej. Dodaje, że środowisko od lat walczyło o lepszą opiekę dla dzieci: szerszą ofertę publiczną, lepsze finansowanie dentystów, żeby ci nie rezygnowali na rzecz prywatnych gabinetów.
Pomocą miały być dentobusy. Miały dojeżdżać tam, gdzie są problemy z dostępem do stomatologów dziecięcych. Według prof. Olczak-Kowalczyk, jak wynika z danych części województw, pomoc oferowana w dentobusach jest symboliczna. Wykonuje się głównie przegląd, czyszczenie czy lakierowanie zębów. Plomb się nie zakłada, bo nie został rozwiązany problem prawny: przy takim zabiegu musi być obecny opiekun prawny.
Rozmówczyni DGP powołuje się na dane, że próchnicę ma nawet 90 proc. nastolatków, więc większość wizyt powinna kończyć się co najmniej założeniem plomby. Próchnica to problem także 40 proc. trzylatków. U pięciolatków wskaźnik jest dwukrotnie wyższy.
Spadek liczby wizyt jest spowodowany także strachem przed epidemią. Rodzice rzadziej przyprowadzają dzieci na wizytę.
Choć w przypadku stomatologii pandemia odbija się bardziej na dzieciach niż na dorosłych, to i w tej drugiej grupie też nastąpił spadek liczby wizyt. W 2019 r., czyli przed wybuchem pandemii, było ich 43,7 mln. W ubiegłym roku – 34,6 mln.
Mniej chodzimy nie tylko do państwowych, lecz także do prywatnych lecznic. Z badania przeprowadzonego dla SE+ Studia Stomatologii Estetycznej w Krakowie wynika, że 42 proc. badanych udaje się na wizyty do stomatologa rzadziej niż przed pandemią.
Główny powód: zamknięcie gabinetów. W przypadku prywatnych placówek miało to miejsce przy pierwszym lockdownie. W placówkach państwowych trwało dłużej. Zamknięcie lecznic wskazało jako przyczynę 34 proc. osób biorących udział w badaniu.
Jak wynika z danych NFZ, największy spadek liczby odwiedzin gabinety zanotowały w kwietniu i maju ub.r. Liczba wizyt dziecięcych wyhamowała w kwietniu do 105 tys. z 1,9 mln rok wcześniej. U dorosłych był spadek z 3,7 mln do 385 tys.
Druga przyczyna unikania dentystów to obawa przed zakażeniem koronawirusem. Wskazało ją blisko 33 proc. badanych.
‒ Klienci zaczęli wracać od maja, ale nie od razu masowo. Wizyt po zakończeniu pierwszego lockdownu było o kilkadziesiąt procent mniej. Wtedy można było się zapisać na wizytę z dnia na dzień. Dziś trzeba czekać od dwóch do nawet trzech tygodni – słyszymy w jednej z warszawskich klinik stomatologicznych.
Początkowo pacjentów odstraszały też dodatkowe koszty. Do każdej wizyty była bowiem doliczana opłata w związku ze stosowaniem środków ochrony – masek czy rękawiczek – przez lekarzy dentystów. Ceny były różne od 50 do nawet 150 zł za jedną wizytę. ‒ Dziś już tego nie ma. Stosujemy maseczki ochronne, za zakup których nie obciążamy klientów – zapewniają w gabinetach stomatologicznych.
‒ Od samego początku wdrożyliśmy wiele dodatkowych procedur oraz środków sanitarnych. Zabezpieczona została zarówno część zabiegowa, jak i obszar, w którym pacjent czeka na wizytę. Dzięki temu w minionym roku nie odnotowaliśmy zmniejszenia zainteresowania – stwierdza Barbara Książkiewicz, kierownik kliniczny i naukowy w SE+ Studiu Stomatologii Estetycznej.
Im bliżej końca ubiegłego roku, tym liczba wizyt w porównaniu z podobnym okresem 2019 r. była większa. To zdaniem ekspertów wskazuje, że Polacy są świadomi, jak ważne jest dbanie o stan uzębienia. Stracony czas w czasie pandemii chcieli nadrobić, gdy sytuacja wróciła do normy. W grudniu liczba udzielonych świadczeń osobom dorosłym była o prawie 400 tys. większa niż rok wcześniej. Było ich 3,06 mln. ©℗