Naczelna Rada Lekarska sprzeciwia się zatrudnianiu lekarzy spoza UE na uproszczonych zasadach, twierdząc, że ich kwalifikacje są weryfikowane pobieżnie, dokumenty niekompletne, a umiejętności językowe niskie.

Ministerstwo Zdrowia podkreśla tymczasem, że medycy mają odpowiednie kompetencje i mogą być istotnym wsparciem w walce z epidemią COVID-19.

Nowe regulacje, przyjęte pod koniec grudnia 2020 r., pozwalają zatrudnić lekarzy spoza UE w sposób uproszczony. Ubiegający się o pracę medyk nie musi już nostryfikować dyplomu i odbywać stażu. Wystarczy, że ma udokumentowane co najmniej pięcioletnie studia medyczne, ma tytuł specjalisty, a także co najmniej trzyletnią praktykę zawodową, którą odbył w ostatnich pięciu latach przed przyjazdem do Polski.

Nie musi też zdawać egzaminu sprawdzającego jego umiejętności językowe, wystarczy, że zadeklaruje, że posługuje się językiem polskim. Powinien za to dostarczyć resortowi zdrowia przetłumaczony dokument dotyczący programu specjalizacji z rodzimej uczelni. Konsul potwierdza jego dyplom, a on sam wypełnia odpowiednią deklarację. Dodatkowo musi otrzymać zgodę polskiego resortu zdrowia na wykonywanie zawodu w naszym kraju. A okręgowa rada lekarska musi mu takie prawo przyznać.

Do resortu – jak wynika z danych udostępnionych PAP – wpłynęło do wtorku 199 wniosków, w tym 133 na wykonywanie określonych czynności, w określonym czasie i miejscu, 44 wnioski o warunkowe prawo wykonywania zawodu bez specjalizacji i 22 ze specjalizacją.

Pozytywnie rozpatrzono na razie 43 wnioski, w tym 6 na wykonywanie określonych czynności. Wydano także 24 warunkowe prawa do wykonywania zawodu bez specjalizacji i 13 ze specjalizacją. W 85 proc. wnioski kierowane były przez osoby, które uzyskały kwalifikacje na Białorusi lub Ukrainie.

Uproszczenie procedur ma, zdaniem Ministerstwa Zdrowia, wpłynąć na uzupełnienia braków kadry medycznej, szczególnie uwidocznionych w czasie epidemii.

"Najważniejszą korzyścią dla systemu jest przypływ kadry lekarskiej, w tym wykwalifikowanych specjalistów. Osoby, które zatrudnią się na uproszczonych zasadach, mają możliwość pracy w zawodzie i w tym czasie ubiegania się o dopełnienie niezbędnych formalności związanych z otrzymaniem prawa wykonywania zawodu bez ograniczeń" – zaznaczył w wypowiedzi dla PAP rzecznik prasowy resortu zdrowia Wojciech Andrusiewicz.

Naczelna Rada Lekarska uważa jednak, że takie posunięcie doprowadzi do tego, że pojawią się wśród personelu medycznego osoby niewystarczająco wykwalifikowane, bez znajomości języka polskiego na odpowiednim poziomie, aby zapewnić wysoką jakość świadczeń. Do okręgowych izb lekarskich do poniedziałku wpłynęło 13 wniosków o dopuszczenie do wykonywania zawodu, z czego trzy zostały pozytywnie rozpatrzone.

"Pozostałe są w trakcie procedowania. Dlaczego? Dlatego, że część z wnioskujących lekarzy nie mówi po polsku, załatwia formalności przez pełnomocników. Nie wyobrażam sobie, że izba lekarska przyzna prawo wykonywania zawodu, biorąc faktycznie na siebie odpowiedzialność za czynności, jakie w stosunku do pacjentów podejmą te osoby. Niektóre wnioski są niekompletne, np. bez zdjęcia, bez potwierdzenia jakiegokolwiek dokumentu tożsamości" – zwrócił uwagę prof. Matyja.

Uproszone zasady zapisano m.in. w ustawie z 28 października 2020 r. o zmianie niektórych ustaw w związku z przeciwdziałaniem sytuacjom kryzysowym związanym z wystąpieniem COVID-19. Jej przepisy pozwalają na wydanie przez ministra zdrowia prawa wykonywania zawodu lekarza lub lekarza dentysty na określony zakres czynności zawodowych w danej dziedzinie medycznej, na dany czas i na dane miejsce. Takie uprawnienie może uzyskać jedynie osoba, która uzyskała tytuł specjalisty w kraju niebędącym członkiem UE.

Drugi wariant z kolei dotyczy warunkowego wykonywania zawodu lekarza na mocy nowelizacji ustawy o zmianie niektórych ustaw w celu zapewnienia w okresie ogłoszenia stanu zagrożenia epidemicznego lub stanu epidemii kadr medycznych z 27 listopada 2020 r. Jej przepisy zezwalają na wykonywanie zawodu przez lekarza bez specjalizacji, ale z dyplomem studiów medycznych poza UE w podmiocie leczniczym przeznaczonym do udzielania świadczeń zdrowotnych pacjentom, którzy są chorzy na COVID-19.

Niezależnie od tych wariantów lekarze otrzymują prawo wykonywania zawodu na uproszczonych zasadach maksymalnie na 5 lat. W tym czasie mogą nostryfikować dyplom lub przejść specjalizację. W przeciwnym przypadku, najpóźniej z upływem 5 lat, tracą uprawnienia zawodowe.

Rzecznik prasowy MZ przypomniał, że osoby chcące pracować w zawodzie w naszym kraju powinny zwrócić się do okręgowej rady lekarskiej w celu wydania prawa wykonywania zawodu. Jeśli go nie otrzymają, to po upływie dwóch tygodni od złożenia wniosku lekarz jest mimo wszystko uprawniony do wykonywania zawodu.

"Zgodnie z przepisami, w przypadku gdy okręgowa rada lekarska nie przyzna prawa wykonywania zawodu w terminie 14 dni lub gdy odmówi przyznania prawa wykonywania zawodu, do dnia prawomocnego zakończenia postępowania w sprawie przyznania prawa wykonywania zawodu, lekarz albo lekarz dentysta może wykonywać zawód na podstawie i w zakresie określonym w decyzji wydanej przez ministra zdrowia i jest w tym okresie uznawany za lekarza albo lekarza dentystę posiadającego odpowiednie prawo wykonywania zawodu" – zaznaczył rzecznik.

Prezes Naczelnej Rady Lekarskiej w tym kontekście zwrócił uwagę na to, że przyznanie prawa wykonywania zawodu jest decyzją administracyjną, "z pełnymi konsekwencjami podjęcia takiej decyzji", a z ustawy wynika, że podstawowym obowiązkiem rad lekarskich jest sprawowanie pieczy nad właściwym wykonywaniem zawodu.

Dlatego też NRL w styczniu wydała uchwałę, która dostosowuje przyjęte w samorządzie procedury przyznawania prawa wykonywania zawodu do nowych przepisów. Dostosowanie to uwzględnia konieczność weryfikowania kwalifikacji kandydatów m.in. domagając się wykazania znajomości języka polskiego, przedstawienia zaświadczenia o niekaralności czy dowodu uzyskania specjalizacji. Jak zapowiedziało ministerstwo, zbadanie legalności tej uchwały skieruje do Sądu Najwyższego.

"Nie wyobrażam sobie, że lekarz nieznający języka polskiego, abstrahując od weryfikacji innych umiejętności, będzie mógł służyć polskiemu pacjentowi" – przyznał prof. Matyja.

Prezes zwrócił też uwagę na problem, że ubiegający się o prawo do wykonywania zawodu medycy, często po prostu są wykorzystywani przez biura pośrednictwa pracy, które załatwiają w Polsce za nich formalności.

"Biura pośrednictwa na przykład zapewniają tych ludzi, że są w stałym kontakcie z resortem zdrowia i uzyskanie prawa to tylko kwestia formalności, a tymczasem składają wnioski, które są niekompletne. Dlatego też nazywam tę ustawę nie o kadrach medycznych, ale biurach pośrednictwa" – powiedział.

Prof. Matyja zwrócił też uwagę na to, że resortowi, który zajmuje się kwestią zatrudniania cudzoziemców, umykają kwestie dotyczące młodych polskich lekarzy, ich egzaminów specjalizacyjnych, z których powinni być w sytuacji epidemii zwolnieni.

"W tym samym czasie, kiedy ministerstwo chwali się, jak bardzo jego urzędnicy angażują się w rozpoznawanie wniosków składanych przez pośredników pracy po to, aby szybko umożliwić podjęcie wykonywania zawodu lekarza w Polsce cudzoziemcom, nasi młodzi lekarze w trakcie specjalizacji słyszą, że pomimo stanu epidemii i wzmożonych potrzeb systemu ochrony zdrowia, zamiast zwolnić ich z części ustnej egzaminu specjalizacyjnego, mówi się jedynie o jej przełożeniu" – podkreślił.

"To budzi nie tylko zdziwienie, ale też złość polskich lekarzy, że obniżając wymagania i wprowadzając ułatwienia w podjęciu pracy dla lekarzy spoza UE, Ministerstwo Zdrowia ma dla nich do zaoferowania jedynie przełożenie terminu egzaminu specjalizacyjnego. Młodzi lekarze coraz częściej czują się w kraju niepotrzebni, skoro ministerstwo więcej uwagi i troski poświęca lekarzom spoza UE" – podsumował prof. Matyja.(PAP)