W marcu przypada sezonowy szczyt zachorowań na grypę, tymczasem chorych jest ponad 75 proc. mniej niż przed rokiem.
W marcu przypada sezonowy szczyt zachorowań na grypę, tymczasem chorych jest ponad 75 proc. mniej niż przed rokiem.
Od stycznia do połowy marca na grypę zachorowało nieco ponad 430 tys. osób. Dla porównania przed rokiem zmagało się z nią ponad 1,73 mln Polaków – wynika z danych Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego Państwowego Zakładu Higieny. Tak dobrego wyniku nie było od lat.
Takie dane to efekt noszenia maseczek i zachowania dystansu związanego z COVID-19. Paweł Grzesiowski, ekspert w dziedzinie profilaktyki i terapii zakażeń, podkreśla, że nie bez znaczenia są także obostrzenia pandemiczne. Zamknięte hotele, restauracje czy centra handlowe w naturalny sposób ograniczają kontakty międzyludzkie. Do tego zdalna praca i nauka. To wszystko zmniejsza transmisję wirusów, także grypy. Jak dodaje Grzesiowski, dzieci do 14. roku życia są jednym z głównych roznosicieli grypy. Z danych PZH wynika, że odpowiadają za niemal jedną trzecią wszystkich przypadków.
Polska ze spektakularnym spadkiem zachorowań sezonowych nie jest wyjątkiem. To trend widoczny na całym świecie. Na przykład w Australii w 2020 r. do końca sierpnia odnotowano nieco ponad 21 tys. przypadków grypy. Rok wcześniej było to ponad 247 tys. przypadków.
Do tego dochodzi większy odsetek zaszczepionych na grypę. – Szacuje się, że szczepionkę przyjęło 6 proc. populacji, przy czym w grupie seniorów to prawie 18 proc. – mówi prof. Iwona Paradowska-Stankiewicz z NIZP-PZH, konsultant krajowa w dziedzinie epidemiologii.
Dla porównania w sezonie 2019/2020 przeciw grypie zaszczepiło się 4,12 proc. Polaków, a jeszcze rok wcześniej 3,9 proc. – W największym stopniu poprawa sytuacji to jednak zasługa wprowadzonych maseczek, zwiększenia dystansu społecznego oraz mniejszych kontaktów społecznych. To pozytywny aspekt pandemii widoczny też w przypadku innych chorób zakaźnych. Mniej jest bowiem także przypadków rotawirusa, odry czy ospy – dodaje.
Dane to potwierdzają. W tym roku mieliśmy 8 tys. przypadków ospy wobec 38 tys. w analogicznym okresie przed rokiem; różyczki 6 wobec 49 rok temu (również w tym samym czasie), a odry ani jednego, choć powraca już w niektórych krajach na świecie. Przykładem jest Brazylia, w której po latach nieobecności odra wróciła ze zdwojoną siłą. To jednak, jak tłumaczą eksperci, efekt wstrzymania szczepień na skutek paraliżu służby zdrowia wywołanego przez COVID-19.
W Polsce również mieliśmy z tym do czynienia – wiosną 2020 r. obowiązkowe szczepienia na choroby zakaźne zostały przesunięte. – Od maja jednak zostały przywrócone, dzięki czemu nadrobiliśmy stracony czas i idziemy już zgodnie z przyjętym harmonogramem. Dlatego nie ma niebezpieczeństwa, że choroby zakaźne mogłyby powrócić – uważa prof. Paradowska-Stankiewicz.
Do tego, jak dodaje, od tego roku został poszerzony kalendarz szczepień o rotawirusy. To daje dobre widoki na przyszłość, bo można oczekiwać, że liczba przypadków tych zakażeń ulegnie zmniejszeniu. – Pozytywne efekty powinny być już widoczne po roku – dodaje prof. Iwona Paradowska-Stankiewicz.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama