Część osób nie przychodzi na szczepienia pomimo wyznaczonego terminu. Są punkty, gdzie nie stawia się nawet 20–30 proc. zapisanych.

Pacjenci nie zawsze stawiają się na umówioną wizytę. – Bywa, że zapisana na dany dzień osoba jest chora, co automatycznie eliminuje ją spośród tych, które mogą przyjąć szczepienie – tłumaczy pielęgniarka na co dzień pracująca w jednym z punktów szczepień w województwie opolskim. Bywają i bardziej tragiczne powody. W Warszawie jeden z pacjentów nie przyszedł, bo dzień wcześniej zmarł. Ale bywa, że umówieni pacjenci dzwonią i mówią, że nie przyjdą, bo mają inne wizyty lekarskie. A czasem w ogóle nie informują.
To kłopot dla placówek, jednak w większości wypracowały one już plany B. – Na dwa dni, potem na dzień, a potem w dniu szczepienia obdzwaniam zapisane osoby. Jeśli okazuje się, że ktoś nie może przyjść, dzwonię do osób z dnia następnego, by je przesunąć. Na razie w ten sposób łatam dziury – tłumaczy pielęgniarska z opolskiego punktu. Podobnie robią inni, choć nie zawsze takie działanie jest możliwe. Mowa szczególnie o większych placówkach, gdzie pacjentów jest więcej. – Dlatego mamy za zadanie stworzyć listę pacjentów rezerwowych, którzy będą mogli przyjść do przychodni pod nieobecność innego pacjenta w ciągu pół godziny do godziny od wezwania – wyjaśnia przedstawiciel punktu w Pomorskiem, gdzie szczepienia ruszają w tym tygodniu.
W Opatówku (pow. kaliski) również trwa polowanie na następne osoby z listy. – Jeden z naszych pacjentów nie mógł przyjść we wtorek, ale mógł w środę, więc zastąpiliśmy go pacjentem z środy. Była też sytuacja, w której pacjent sam zadzwonił i powiedział, że jest chory i może przyjść za dwa tygodnie. Przepisaliśmy go na dogodny dla niego termin w miejsce pacjenta, który przyszedł za niego w wyznaczonym dniu – wyjaśnia pracownik punktu w Opatówku i dodaje, że takie postępowanie jest zgodne z zaleceniami udzielonymi lekarzom. – Dozwolone jest też szczepienie w miejscu nieobecnych pacjentów lekarzy, którzy nie załapali się w wyznaczonym dla nich terminie – dodaje. Tu jednak pojawiają się rozbieżności. W innym punkcie dowiedzieliśmy się, że lekarzy nie przyjmuje, bo ci mogą się zaszczepić tylko w szpitalu węzłowym. – Z moich informacji wynika, że niedozwolone jest przechodzenie z grupy do grupy. Ponieważ jestem w grupie zero, muszę czekać, aż ponownie zostaną uruchomione szczepienia dla tych osób – dodaje lekarz przyjmujący na co dzień w placówce podstawowej opieki zdrowotnej (POZ).
Porozumienie Zielonogórskie, zrzeszające pracodawców POZ, wskazuje, że praktyka różni się w zależności od regionu. PZ opisuje sytuację w trzech gminach w woj. lubelskim tuż przy granicy z Ukrainą, których mieszkańcy mogą być zaszczepieni przeciw COVID-19 tylko w jednej przychodni. – Szczepienie przebiega sprawnie, w pierwszym dniu frekwencja była 100-proc., w kolejnym dwóch seniorów nie przyszło, ale w przeddzień uprzedzili nas telefonicznie – informowała pracująca tam lekarka Małgorzata Stokowska-Wojda. – Sprawdził się system zapisów na zeszyt. Stworzyliśmy listę rezerwową tych pacjentów 70 plus, którym nie udało się wyznaczyć terminów ze względu na ograniczoną liczbę szczepionek. Przy 30 dawkach tygodniowo nie byliśmy w stanie zapisać nawet wszystkich chętnych 80-latków, nie wspominając o młodszej grupie. Jak mówi lekarka, szczepionkowe last minute działa, dzięki czemu ograniczono ryzyko zmarnowania dawek z ampułki, które po otwarciu muszą być wykorzystane w ciągu kilku godzin.
Resort zdrowia wskazuje, że opracowano wytyczne na wypadek zagrożenia, że dawka może się zmarnować. W pierwszej kolejności mogą ją otrzymać osoby zatrudnione w danej placówce – najpierw personel biały, potem inni ludzie, którzy stykają się z pacjentami. Można ją też podać innym pacjentom danej placówki. – Na I etapie uprawnione są m.in. osoby urodzone po 1961 r. z następującymi stanami zwiększającymi ryzyko ciężkiego przebiegu COVID-19: dializowane, z chorobą nowotworową w trakcie leczenia do roku, licząc od dnia ostatniej hospitalizacji, w trakcie przewlekłej wentylacji mechanicznej lub po przeszczepieniu komórek, tkanek i narządów – wylicza rzecznik resortu Wojciech Andrusiewicz.