Doradcy ministra zdrowia będą musieli się publicznie spowiadać z dodatkowych źródeł zarobku. W środowisku medycznym zawrzało.
Lista dodatkowych zajęć konsultantów medycznych, które mogą tworzyć konflikt interesów w ich pracy na rzecz resortu zdrowia, jest długa. Znajdują się na niej m.in. praca doradcza dla firm farmaceutycznych, opłacane wyjazdy na kongresy naukowe, własna placówka medyczna, zasiadanie w zarządzie spółek, a także członkostwo w fundacjach i stowarzyszeniach. Zgodnie z nowelizacją ustawy o konsultantach w ochronie zdrowia, która wczoraj została przyjęta przez rząd, to wszystko powinno się znaleźć w specjalnym, dostępnym dla wszystkich oświadczeniu, wypełnianym przez konsultanta lub kandydata na to stanowisko. Jeżeli go nie złoży, grozi mu natychmiastowe odwołanie, a w niektórych przypadkach specjalista może być pociągnięty do odpowiedzialności karnej. Przy czym praca z prywatnymi firmami czy własny gabinet nie oznaczają z automatu konfliktu. Ministerstwo musi po prostu o tym wiedzieć.

Resort i tak nie reaguje

Jednym z impulsów do zmiany przepisów było zamieszanie wokół konsultanta krajowego w dziedzinie okulistyki prof. Jerzego Szaflika. Profesor, który był też właścicielem kliniki okulistycznej, stracił posadę, bo zdaniem ministra Bartosza Arłukowicza wystąpiły niejasności proceduralne w zakresie przeszczepu rogówki w Polsce. Profesor odwołał się od decyzji ministra do wojewódzkiego sądu administracyjnego i sprawę wygrał. Resort nie podał bowiem powodu odwołania. Z kolei prokuratura nie dopatrzyła się nieprawidłowości w związku z prowadzeniem przez specjalistę własnej kliniki.
Tymczasem upublicznienie udziałów w placówkach prywatnych to jeden z punktów, który budzi wiele kontrowersji wśród zainteresowanych. Ich zdaniem obowiązek wpisania tego typu informacji w oświadczeniach jest przesadą, ponieważ może sugerować, że każde partycypowanie w dochodach niepublicznych klinik jest równoznaczne z działaniem na niekorzyść publicznej służby zdrowia. Dodają także, że zmiany mogą zakończyć się tym, że konsultanci zaczną rezygnować z usług na rzecz ministerstwa.
To, co najbardziej oburza lekarzy, to dostęp do ich danych wszystkich Polaków – oświadczenia będą umieszczane w Biuletynie Informacji Publicznej Ministerstwa Zdrowia.
– Wystarczy, by były one znane instytucji państwowej, dla której pracujemy – tłumaczy prof. Wiesław Jędrzejczak, konsultant w dziedzinie hematologii. Jego zdaniem upublicznianie tego typu danych może być wręcz niebezpiecznie. Profesor m.in. korzysta ze wsparcia firm farmaceutycznych przy wyjazdach na międzynarodowe kongresy naukowe. Kiedy, jak opowiada, zamieścił to w rejestrze korzyści publikowanym przez resort zdrowia, to stał się ofiarą ataków.
– Ktoś wysłał pisma do wszystkich podanych tam instytucji i domagał się udostępnienia dokładnych kwot i tytułów wynagrodzenia – mówi prof. Jędrzejczak. – Obecnie przed sądem karnym w Sopocie toczy się proces policjantów, którzy zostali skorumpowani przez prywatnego detektywa i przekazali mu dane dotyczące mojej osoby – dodaje.
Popiera go prof. Lucjusz Jakubowski, który do początku maja br. był konsultantem krajowym w dziedzinie genetyki klinicznej. Jego zdaniem informacje o korzyściach majątkowych doradców powinny być tylko do wiedzy ministra zdrowia. Podkreśla, że zmiany w ustawie o konsultantach są bardzo potrzebne, ale nie powinny się ograniczać tylko do tego jednego zagadnienia.

Nie wszyscy konsultanci są przeciwko upublicznianiu informacji

– Dyscyplinowanie konsultantów przypomina surową szkółkę niedzielną. Kojarzy się bowiem to z paskudną zasadą udowadniania swojej niewinności – uważa profesor. I dodaje, że z opiniami konsultantów mało kto się liczy. – Przez 3 lata mojej pracy nie otrzymałem jakiejkolwiek odpowiedzi z resortu zdrowia czy funduszu zdrowia na dziesiątki pism, które zawierały różnego typu wnioski, analizy, propozycje zmian także z legislacyjnego punktu widzenia. Mamy się spotykać z konsultantami wojewódzkimi, tworzyć sprawozdania z tych spotkań. Tylko po co, jeśli bez echa mijają propozycje usprawnienia ich pracy od strony prawnej – pyta rozgoryczony.
W upublicznianiu oświadczeń niczego złego nie widzi prof. Maciej Siedlar, konsultant w dziedzinie immunologii. – Każdy z nas patrzy na ten problem indywidualnie, z perspektywy własnej specjalizacji. Jeśli chodzi o immunologię kliniczną, nie mam nic do ukrycia. Może jest to spowodowane tym, że jest to niszowa gałąź medycyny – mówi profesor. – W związku z nowelizacją ja nic nie tracę – dodaje.
Pytany, co by wpisał w oświadczeniu, wylicza: – Jedyne, z czego mogę się wyspowiadać, to incydentalne dofinansowanie wyjazdów na specjalistyczne kongresy, od czego zresztą płacę podatek i każdorazowo otrzymuję zgodę uczelni. Wpisałbym też wykłady oraz odpłatną korektę specjalistycznego wydawnictwa i moderowanie sesji szkoleniowej dla lekarzy – wyjaśnia.

Pokusy są duże

Tymczasem z analizy Piotra Ozierańskiego i Lawrenca Kinga z University of Cambridge oraz Martin McKee z Europejskiego Centrum Zdrowia w Londynie, która dotyczyła lobbingu firm farmaceutycznych (lata 2009–2010), wynika, że grupa konsultantów krajowych jest narażona na duże pokusy rynku farmaceutycznego. Jednym z powodów są zbyt niskie zarobki. Przyznają to sami konsultanci. – Nie starczają nawet na miesięczne koszty delegacji służbowych, za które nie przysługuje zwrot kosztów z Ministerstwa Zdrowia – tłumaczy prof. Jakubowski.
Etap legislacyjny
Projekt nowelizacji ustawy przyjęty przez rząd