Nie można wykorzystywać zmiany przepisów do zwolnień w celu ratowania sytuacji finansowej placówek medycznych - mówi Mariola Grodzińska, naczelna pielęgniarka w Samodzielnym Szpitalu Klinicznym nr 1 w Szczecinie.

Od dziś szpitale powinny mieć gotowe nowe minimalne normy zatrudnienia pielęgniarek. Jak w waszej placówce je wyliczaliście?

Na początku musieliśmy podzielić pacjentów na trzy kategorie. Pierwsza to taka, w której pacjent jest w miarę samodzielny i w niewielkim stopniu potrzebuje pomocy pielęgniarskiej. Chorzy znajdujący się w drugiej kategorii wymagają mieszanej opieki, zaś ci z trzeciej są w największym stopniu objęci tą pomocą.

Podział był tworzony ze względu na kategorie chorobowe?

Nie. Każdego pacjenta trzeba traktować indywidualnie. I raz na dobę trzeba go przypisywać do odpowiedniej kategorii, co jest zadaniem pielęgniarki.

Co dało dokonanie podziału?

Analizowaliśmy czas, jaki tym pacjentom poświęcają w ciągu dobry pielęgniarki. Oczywiście w podziale na kategorie. Przy tym trzeba pamiętać, że praca pielęgniarki z pacjentem dzieli się na czynności instrumentalne związane np. ze zmianą opatrunku czy wykonaniem iniekcji. Oprócz tego trzeba jednak brać pod uwagę czas poświęcany na rozmowę, edukację czy wsparcie psychiczne przed zabiegiem lub po nim. Istotne jest także to, że chorzy są bardzo różni. Niektórzy np. podadzą rękę do iniekcji, ale są i tacy, za których wszystko trzeba zrobić. A chorują na tę samą chorobę. My podzieliliśmy ten czas nie tylko ze względu na kategorie pacjentów, ale także z podziałem na klinikę, w której przebywają.

Jakie są rezultaty?

Po rocznej analizie okazało się, że pacjent przebywający na neurologii w kategorii 1 wymaga 49 minut pracy pielęgniarskiej na dobę. W kategorii 2: 112 minut, zaś w trzeciej ponad 5 godzin, czyli 313 minut. Dla porównania na gastroenterologii (chorzy np. z marskością wątroby) okazało się, że nawet w kategorii 1 wymagają dłuższego czasu, bo przeprowadza się tu więcej zabiegów. Konkretnie dla 1 kategorii ponad 100 minut na pacjenta, kategoria 2: 172 minuty, zaś trzecia: 353 minuty.

Przekracza to obecną minimalną normę zatrudnienia?

Wyniki są różne – w niektórych oddziałach norma obowiązująca do dzisiaj była niższa, w innych zaś wyższa. Są to jednak na razie wstępne wyliczenia. Trudno wskazać, jak je wykorzystamy. Czy powstanie średni czas opieki dla całego szpitala, czy też zostawimy podział na kliniki.

Jaki sens ma wyliczanie takiej normy?

Niewielki. Szpital przecież powinien wiedzieć, ilu pielęgniarek potrzebuje, by były zachowane normy bezpieczeństwa i pacjenci go potem nie skarżyli.

Przedstawiciele środowisk pielęgniarskich obawiają się, że może dojść do zwolnień, bo zostawiono bardzo dużą swobodę w metodzie wyliczania nowej normy.

Początkowo w rozporządzeniu zapisano wskaźniki do jej wyliczania. Ich usunięcie wzbudziło protesty. Jednak z naszych wyliczeń wynikało, że niekoniecznie byłyby korzystne dla pielęgniarek. W naszym przypadku w niektórych klinikach wyliczony wskaźnik jest wyższy, niż chciano zapisać w rozporządzeniu. Oczywiście kłopotem jest subiektywizm wyliczeń oraz to, że być może istnieją placówki, które mogą z powodów ekonomicznych dążyć do ograniczenia liczby etatów. Gwarancją byłoby zostawienie takich wyliczeń zewnętrznej instytucji. Jednak wierzę, że szpitale zdają sobie sprawę, iż brak odpowiedniej liczby personelu może przynieść negatywne konsekwencje.