Już niedługo na każdej porodówce w Polsce pojawią się ministerialni wizytatorzy. Problem w tym, że jeszcze nie wiedzą, co mają kontrolować i jaki jest cel audytu. Zdaniem ekspertów oddziały, na których przyjmowane są porody, wymagają systematycznego nadzoru, a nie jednorazowej akcji.
Kontrole zapowiedział w mediach minister zdrowia Bartosz Arłukowicz. Na decyzję ministra wpłynęły doniesienia o śmierci bliźniąt we Włocławku, a także informacje o innych nieprawidłowościach napływające z różnych szpitali w Polsce. Audyt ma dotyczyć m.in. procedury cesarskiego cięcia. Arłukowicz chce, by wizyty w szpitalach zaczęły się tak szybko, jak to tylko możliwe. W resorcie powstał już zespół ekspertów, który ma koordynować audyty. Sprawdzane mają być wszystkie szpitale, także niepubliczne.
Kontrolujący (konsultanci krajowi w dziedzinie ginekologii oraz neonatologii) odbędą ok. 1200 wizyt w ponad 400 oddziałach ginekologiczno-położniczych, które są w Polsce. – Przewidujemy, że kontrole odbędą się w trzech etapach. Pierwszy będzie dotyczył zgonów przedporodowych i wczesnej umieralności noworodków. W drugim sprawdzimy wszystkie wykonane cięcia cesarskie. Przedmiotem trzeciego etapu będzie analiza przyczyn złego stanu urodzeniowego noworodków – informuje prof. Ewa Helwich, konsultant krajowy ds. neonatologii.
Resort zdrowia tak szybko pracuje nad nowym pomysłem, że nie zdążył poinformować o nim przyszłych wizytatorów. – O kontrolach dowiedziałem się z telewizji. Nie znam żadnych szczegółów – mówi prof. Marek Grabiec, konsultant ds. położnictwa i ginekologii w woj. kujawsko-pomorskim. Podobnej odpowiedzi udzielił DGP prof. Krzysztof Preis, pomorski konsultant w tej dziedzinie. Został już powołany do ministerialnego zespołu, ale nie zna zakresu, celu ani harmonogramu kontroli.
Taki tryb organizowania audytu krytykują eksperci, wskazując, że decyzja zapadła pod wpływem mediów.
– Taka akcyjność niewiele da. Przeprowadzenie tak licznych kontroli w krótkim czasie jest niemożliwe. Zamiast jednorazowej akcji potrzeba systematycznego nadzoru nad pracą oddziałów położniczych, bo docierają z nich niepokojące sygnały – podkreśla prof. Bogdan Chazan, dyrektor Szpitala Specjalistycznego św. Rodziny w Warszawie i były konsultant krajowy w dziedzinie położnictwa i ginekologii.
Wskazuje np., że obecnie nikt nie analizuje przyczyn zgonów matek oraz umieralności noworodków.
Zdaniem menedżerów szpitali kontrole będą miały sens tylko wtedy, gdy zakończą się opracowaniem raportu, który wskaże, które porodówki w Polsce są bezpieczne. I tylko te powinny być finansowane przez NFZ.
– Wyniki należałoby upublicznić. Znam w moim województwie oddziały, na których nie powinno się przyjmować porodów, bo poziom opieki nad rodzącą jest dramatycznie niski – twierdzi Marek Nowak, dyrektor Szpitala im. Biegańskiego w Grudziądzu. – Tak naprawdę nadają się do zamknięcia. Winny jest NFZ, który nie kupuje świadczeń bezpiecznych dla pacjentów – dodaje.