Nie ma nic gorszego niż uprawnienia przysługujące na papierze. Dają ułudę możliwości dochodzenia swoich racji. Najgorzej, gdy problem dotyczy tak drażliwej kwestii, jaką są prawa pacjentów.
Co z tego, że przepisy dają im możliwość odwołania się od decyzji lekarza w sprawie np. zastosowania danej kuracji, skoro tylko teoretycznie mogą z nich skorzystać? Trzeba by wykazać się dużą wiedzą prawniczą, żeby formalnościom stało się zadość. Procedury uzależniają przyznanie racji pacjentowi przez specjalną komisję powoływaną przez rzecznika praw pacjenta od precyzyjnego wskazania podstawy prawnej skargi. Nie wystarczy przywołanie praw konstytucyjnych. Chory musi wskazać artykuł i ustawę.
Sytuacji chorych nie poprawia również wymóg posiadania pisma od lekarza, że ten nie wyraził zgody np. na wykonanie danej procedury. To wcale nie dziwi, przecież kto chciałby świadomie na siebie donosić?
Problem zauważył resort zdrowia i zapowiada uproszczenia w procedurze. Szkoda, że dopiero teraz, a nie na etapie przygotowywania przepisów już obowiązujących. Stawianie pacjentów i lekarzy po dwóch stronach barykady nie poprawi sytuacji żadnej ze stron.