Resort chce więc młodych medyków zatrzymać w kraju. Jak dowiedział się DGP, Ministerstwo Zdrowia rozważa wprowadzenie zupełnie nowego modelu etatu rezydenckiego i wprowadzenie pożyczek.
– Ta byłaby umarzana w kolejnych latach, jeśli lekarz po uzyskaniu specjalizacji podjąłby pracę w publicznym systemie lecznictwa. Dług stanie się zwrotny, jeśli zdecyduje się na opuszczenie kraju. Wtedy poniesie konsekwencje finansowe – poinformował w trakcie jednej z sejmowych komisji zdrowia Krzysztof Chlebus, wiceminister zdrowia.
Nie wiadomo, na ile resort wyceni koszt wykształcenia lekarza ponoszony przez państwo. Gdyby założyć, że lekarz musiałby spłacić tyle, ile resort zdrowia płaci mu teraz średnio podczas trzech lat rezydentury, to kwota kredytu wyniosłaby około 118 tys. zł. Pomysłem oburzeni są rezydenci.
– To jest jakaś forma dyskryminacji i ubezwłasnowolnienia. Dlaczego my, młodzi lekarze, którzy jesteśmy dopiero na początku naszej kariery zawodowej, mamy być karani za błędy systemu – pyta Urszula Pogonowska, rezydentka na kardiologii Szpital MSW w Warszawie. Młodym lekarzom wtórują starsi koledzy. – Propozycja resortu to strzał kulą w płot. Do problemu niedoboru specjalistów ministerstwo zabiera się od złej strony – podkreśla Marek Balicki, były minister zdrowia w rządzie SLD, obecnie dyrektor Szpitala Wolskiego w Warszawie. Tłumaczy, że obecnie nie wszyscy absolwenci mają możliwość kształcenia się na etatach rezydenckich. Jeszcze w 2008 r. resort finansował ich 4,5 tys., w kolejnym już o tysiąc mniej. W 2010 r. było ich 2,5 tys., w kolejnym roku o 800 więcej. Od dwóch lat rezydentur jest około 3 tys. Resort zdrowia na ich sfinansowanie w ubiegłym roku przeznaczył 544,3 mln zł.
Pomysł ma jednak także zwolenników. Krzysztof Bukiel, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy, uważa, że rozwiązanie ma sens.
– Skoro państwo wydało grube miliony na kształcenie przyszłych kadr medycznych, to wydaje się, że ma prawo oczekiwać, że wykształceni lekarze w pewnym sensie odpracują to właśnie w publicznych szpitalach czy poradniach. Pytanie tylko, czy takie rozwiązanie nie powinno być rozszerzone również na inne grupy zawodowe, które zdobywają specjalizacje i kształcą się za publiczne pieniądze – zastanawia się Krzysztof Bukiel.
Pomysł odpracowywania rezydentur nie jest nowy. Wcześniej miał go zmarły prof. Zbigniew Religa, minister zdrowia w rządzie PiS. Nie udało się go wówczas zrealizować.
– Pojawił się dylemat, czy można pod groźbą nałożenia kar finansowych blokować i ograniczać możliwość przemieszczania się między krajami. Niestety nie udało się tego problemu rozwiązać – mówi Bolesław Piecha, były wiceminister zdrowia, senator PiS.
Komentarze (46)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszePOzbadzmyie Partii bylejakosci...
- Studia: są może i jednymi z droższych ale generalnie nie jest to majątek. Jeśli wprowadzać płatne to dla wszystkich, bo kształcimy "za darmo" również inżynierów, informatyków itd a oni również wyjeżdżają.
Dodatkowo należy wspomnieć że kształcenie nie jest do końca darmowe: całe społeczeństwo płacąc podatki zawiera z państwem umowę m.in na "darmowe" kształcenie. Tak więc rodzice przyszłych medyków płacą "czesne"
- Rzekome finansowanie szkolenia przez państwo- jest to wierutna bzdura i robienie ludziom wody z mózgu. Lekarz rezydent dostaje pensję za pracę którą wykonuje podobnie jak jego kolega specjalista. Płaca jest zwykle niższa od płacy specjalisty ze względu na mniejsze kompetencje. Różnica polega jedynie na tym że pieniądze (podatników) w inny sposób trafiają do lekarza rezydenta- przez ministerstwo zdrowia, a nie NFZ. Gdyby ministerstwo zdrowia nie tworzyło miejsc rezydenckich musiałby to zrobić szpital zatrudniając lekarza na etat.
Jedynym kosztem który ewentualnie w tej sytuacji można uznać za niezwiązany z pracą to koszt kursów, które rzeczywiście są darmowe, tyle że licząc po 2 tyś za kurs da nam to ok 20 tyś za całe szkolenie- miesiąc pracy, góra dwa i spłacone.
- Exodus lekarzy- obecnie największą grupą która wyjeżdza są lekarze zaraz po studiach. Głównym powodem jest brak możliwości robienia wymarzonej specjalizacji i/lub jakiejkolwiek. Rząd lamentuje że lekarze wyjeżdżają a przez ostatnie kilka lat zmniejszał sukcesywnie ilość miejsc rezydenckich. Robienie specjalizacji w innym trybie niż rezydencki to obecnie fikcja- rezydentury zepsuły rynek pracy: dyrektorzy nie chcą zatrudniać na etat skoro mogą mieć darmowego dla szpitala pracownika.
I tak koło się zamyka, durnie próbują wprowadzić niewolnictwo chociaż nie są w stanie wykorzystać tych ludzi którzy chcieliby tu zostać. Wprowadzenie takiego obowiazku poskutkuje jedynie jeszcze większą emigracją.
Prawda jest taka , że studia medyczne są chyba najdroższymi studiami ze względu na koszty materiałów potrzebych do nauki. Więc rządy innych krajów ograniczją dostępność do studiowania medycyny t ąc koszty . A głupie policzki kształcą medyków za darmo a ci mają gdzieś piniądze podatników dzięki którym się wykształcili.
STUDIA TYLKO PŁATNE. A wtedy rób sobie ze swoim dyplomem co chcesz lekarzu.