Zapewnienie opieki pediatrycznej na oddziałach ratunkowych, lepsza wycena świadczeń w zakresie ratownictwa medycznego oraz zwiększenie odpowiedzialności lekarzy rodzinnych – to niektóre ze zmian, które według ekspertów powinno się wprowadzić do systemu opieki zdrowotnej.
Zapewnienie opieki pediatrycznej na oddziałach ratunkowych, lepsza wycena świadczeń w zakresie ratownictwa medycznego oraz zwiększenie odpowiedzialności lekarzy rodzinnych – to niektóre ze zmian, które według ekspertów powinno się wprowadzić do systemu opieki zdrowotnej.
Podjęcie tego typu działań miałoby zapobiec takim wydarzeniom jak tragiczna śmierć 2,5-letniej Dominiki ze Skierniewic.
Jak podkreślają nasi rozmówcy, choć system rzeczywiście wymaga zmian, to odpowiedzialność ponoszą także osoby, które nie udzieliły pomocy choremu dziecku.
– Pacjent musi być zawsze na pierwszym miejscu, nie można w takim momencie liczyć pieniędzy – uważa prof. Alicja Chybicka, prezes Polskiego Towarzystwa Pediatrycznego. Jednak i ona wskazuje na luki w przepisach. Jej zdaniem na oddziałach ratunkowych oraz w nocnej opiece ambulatoryjnej powinien być obecny pediatra.
– Małe dziecko jest pacjentem nietypowym. Objawy, które u dorosłego nie byłyby groźne, u niego mogą doprowadzić nawet do śmierci – tłumaczy.
Podobne zmiany postuluje rzecznik praw pacjenta Krystyna Kozłowska. Wskazuje, że do struktur szpitalnych powinna być włączona pomoc lekarska, w tym pion pediatryczny. Tak aby mogli oni na miejscu podejmować decyzję, czy jest wymagane pilne skorzystanie ze szpitalnego oddziału ratunkowego (SOR).
– Jeszcze w tym tygodniu zwrócę się z taką inicjatywą do ministra zdrowia – podkreśla rzecznik.
Profesor Julian Jakubaszko, szef Polskiego Towarzystwa Medycyny, uważa, że należałoby również wprowadzić mechanizmy umożliwiające monitorowanie jakości ratownictwa. Obecnie, jak twierdzi, jedynym kryterium jest czas dotarcia karetki. Ale nikt nie bierze już pod uwagę tego, jakie są wykonywane w międzyczasie procedury ani nie wylicza się wskaźnika zgonów do uniknięcia. Chodzi o sprawdzenie w przypadku śmierci, czy gdyby udzielono innego rodzaju pomocy, to pacjent by przeżył.
– Od pięciu lat postulujemy, aby wprowadzić nowelizację ustawy o ratownictwie medycznym także pod tym kątem. Bezskutecznie – mówi prof. Jakubaszko.
Z kolei małopolski konsultant ds. ratownictwa prof. Leszek Brongel, tłumaczy, że zmiana powinna dotyczyć całego systemu, bo działa on jak naczynia połączone. Podkreśla, że o wiele większą rolę muszą odgrywać lekarze rodzinni. Pacjenci zamiast dzwonić automatycznie po karetkę, najpierw powinni mieć z nim możliwość całodobowego telefonicznego kontaktu. – A lekarz powinien mieć do dyspozycji samochód z podstawowym wyposażeniem– mówi Brongel. U pacjenta podejmowałby decyzję, czy należy wysłać go do szpitala, czy można udzielić pomocy na miejscu.
Wszyscy specjaliści, z którymi rozmawialiśmy, zgodnie twierdzą, że piętą achillesową systemu są finanse. Ratownictwo jest wyceniane na zasadzie ryczałtu, czyli niezależnie od liczby pacjentów i rodzaju zabiegów pieniądze są takie same. Tak samo z karetkami (wycena na dobę pracy karetki z lekarzem to około 4 tys. zł) – płaci się za gotowość. Nie ma więc motywacji, by przyjmować pacjentów.
– Obecnie większość SOR-ów generuje straty – potwierdza prof. Brongel. A prof. Jakubaszko dodaje, że jego oddział generuje 5–7 mln zł strat rocznie. Ich zdaniem wycenę powinno się urealnić.
Eksperci podkreślają, że warto edukować rodziców tak, by wiedzieli, gdzie i w jakich sytuacjach można się zwracać. Należy także umieć opisać objawy. – To rzadka umiejętność. Gdybym ja był dyspozytorem, wysyłałbym karetkę do każdego wezwania. Czasem z tego samego opisu można trafić do pacjenta ze stanem podgorączkowym albo do kogoś, kto jest umierający – kończy Brongel.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama