NFZ planuje więcej pieniędzy na leczenie najciężej chorych, niż potem wydaje. Urzędnicy funduszu przekonują, że przy planowaniu budżetu uwzględniają zapasy. Lekarze z kolei twierdzą, że kryteria kwalifikowania do drogiego leczenia zostały wyśrubowane tak mocno, że część potrzebujących po prostu się na nie łapie. W efekcie wiele pieniędzy nie zostaje wykorzystanych.
NFZ planuje więcej pieniędzy na leczenie najciężej chorych, niż potem wydaje. Urzędnicy funduszu przekonują, że przy planowaniu budżetu uwzględniają zapasy. Lekarze z kolei twierdzą, że kryteria kwalifikowania do drogiego leczenia zostały wyśrubowane tak mocno, że część potrzebujących po prostu się na nie łapie. W efekcie wiele pieniędzy nie zostaje wykorzystanych.
Fakty są proste: z ostatniej dostępnej, opublikowanej na stronach funduszu wersji planu finansowego na 2011 r. wynika, że zarezerwowano wówczas na leczenie w ramach programów terapeutycznych i lekowych ponad 1,677 mld zł. Wydano tylko 1,555 mld zł. Czyli ponad 100 mln zł pozostało w funduszu. Jeśli chodzi o rok 2012, wiele wskazuje, że takich oszczędności może być ponad 200 mln zł. Wydatki ustalono na kwotę 2,133 mld zł, ale do listopada na leczenie ciężko chorych pacjentów poszło nieco ponad 1,7 mld zł.
/>
Takie oszczędności mogą być nawet powodem do chluby. Tym bardziej że pieniądze przecież nie przepadną. Jak tłumaczy członek rady NFZ Małgorzata Sobotka-Gałązka, wszystkie niewydane środki są przesuwane do rezerwy, z której może być finansowane tylko leczenie. – Najczęściej są z niej opłacane nadwykonania w szpitalach – mówi Sobotka-Gałązka.
Kluczowe są jednak przyczyny, dla których takie oszczędności powstają. Zdaniem lekarzy powodem jest zbyt mała liczba chorych dopuszczanych do leczenia innowacyjnymi lekami.
Profesor Piotr Kuna, dyrektor Szpitala Uniwersyteckiego im. Barlickiego w Łodzi, przyznaje, że placówka nie wydała w tym roku kilkuset tysięcy złotych, ale nie z powodu braku pacjentów, tylko dlatego, że nie mogli zostać przyjęci do programu, bo nie spełniali kryteriów wyznaczonych przez Ministerstwo Zdrowia.
Kłopot jest choćby przy mukowiscydozie. Podstawową metodą leczenia przewlekłych zakażeń płuc u pacjentów z mukowiscydozą jest wziewna antybiotykoterapia. Jeżeli pacjent nie toleruje takiego sposobu leczenia, może dostać drogi preparat, który jest refundowany w ramach programu lekowego. Sęk w tym, że – zgodnie z przepisami – żeby go dostać, w ciągu 15–20 minut muszą być wyraźne objawy wskazujące na brak tolerancji tańszej podstawowej metody leczenia. – Problem polega na tym, że u wielu pacjentów obserwujemy nietolerancję, ale rozwija się ona powoli. I widoczna jest dopiero po kilku dniach. Nie możemy więc jej udokumentować, tak jak tego wymagają reguły dopuszczające do programu – mówi prof. Henryk Mazurek z Kliniki Pneumonologii i Mukowiscydozy Instytutu Gruźlicy i Chorób Płuc w Rabce-Zdroju. W efekcie pacjent jest w patowej sytuacji – nie można mu podać ani drogiego leku, ani kontynuować leczenia tym podstawowym. W szpitalu w Rabce leczonych w ramach programu jest obecnie dwóch pacjentów. Zdaniem Mazurka pacjentów leczonych droższą metodą powinno być w jego placówce kilkudziesięciu. NFZ ma nawet pieniądze na leczenie większej liczby, ale pacjenci nie spełniają kryteriów.
Urzędnicy NFZ wskazują, że kryteria do programu przygotowują sami lekarze, m.in. konsultanci w danej dziedzinie. A ponadto wydatki na najdroższe leczenie muszą być kontrolowane. Jednak zdarza się, że te kryteria są jeszcze po drodze zaostrzane. Czasem nawet Ministerstwo Zdrowia przyznaje, że urzędnicza interpretacja poszła za daleko. Tak jest choćby w opisywanym kilkakrotnie przez DGP programie dla chorych na chorobę Leśniowskiego-Crohna. We wskazaniach przedstawionych przez środowisko lekarskie było wymienionych wiele elementów, które muszą spełniać chorzy, by otrzymać leczenie biologiczne. Ale jak twierdzi reprezentująca pacjentów dr Małgorzata Mossakowska, urzędnicy pomylili się, przepisując kryteria i zamiast „lub” zastosowali „i”. To oznacza, że pacjent musi wszystkie wskazania spełniać łącznie. – Gdyby naprawdę je spełniał, byłby martwy – mówi Mossakowska.
54 jednostki do specjalnej terapii
Programy lekowe stworzone zostały z myślą o chorych, u których leczenie standardowo stosowanymi lekami nie przyniosło spodziewanych efektów. Stosowane one są w przypadku 54 jednostek chorobowych, ich liczba nie jest zamknięta – w ostatnich miesiącach włączono kilka nowych pozycji. O włączeniu chorego do programu lekowego i zastosowaniu odpowiedniej terapii decyduje lekarz prowadzący, zaś rolą NFZ jest finansowanie tych świadczeń. Koszt terapii poprzez programy lekowe nie powinien przekraczać 1300 zł na osobę.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama